Wzięłam tę książkę do recenzji pod wpływem impulsu: Rok 1819, Włochy, prawdziwa historia i romans - wydawało mi się, że będzie to urocza kombinacja. Niestety szybko straciłam zapał do tej pozycji, gdy moja mama, przechadzając się wzdłuż mojego regału podsumowała ją jednym słowem: "romansidło". Zabrałam się więc do lektury z ociąganiem, widząc w myślach topornie złożone zdania, które będzie się czytać w nieskończoność... Nim się obejrzałam, byłam na 115 stronie. To był leniwy ranek, postanowiłam zasiąść przy książce z "umilaczem" (a jak wtedy sądziłam - rekompensatą) w postaci sutego śniadania i filiżanki kawy. Nie wiem, czego się obawiałam. Zazwyczaj mam nosa do książek i także tym razem mnie on nie zawiódł.
Beatrice jest malarką, pobierającą nauki u najsławniejszych i najlepszych w swoim fachu. Pragnie rozwijać swój talent i wykorzystywać go także w pożytecznych celach. Przyjeżdża więc z rodzinnej Anglii do Włoch, do swojego wujostwa, by namalować portrety całej rodziny. Ale tak naprawdę to nie tylko praca przyzywa ją do tego gorącego kraju. W Villa Mirandola przebywa też Angelo - adoptowany syn wujostwa, który zaprząta myśli Beatrice od przeszło pięciu lat. Chłopak walczy o wolność kraju, należy do stowarzyszenia karbonariuszy i kocha Italię, za którą jest gotów nawet zginąć. Mówią o nim, że jest kobieciarzem, ale gdy po tylu latach rozłąki widzi swój dawny obiekt sympatii, jego uczucie znów rośnie w siłę i nie wygląda na płytkie...
"Rozdarte dusze" to opowieść o miłości. Nie tylko Angela i Beatrice, ale także o uczuciu czysto patriotycznym. Ono właśnie jest przyczyną niejednej rozłąki kochanków i czyhających na nich niebezpieczeństw. Chociaż Pani Coffman z pełną premedytacją napisała pełnowartościowy romans, nie jest on typowy. Miłość bohaterów nie jest nagłym zrywem, nie jest naiwna, czy mało wiarygodna. Jest głęboka i zmysłowa. To wszystko podane zostało w fantastycznej otoczce historycznej - podbitych Włochach.
Elaine Coffman pisze bardzo przystępnym językiem. Powieść czyta się praktycznie na jednym wdechu i w każdej możliwej sytuacji - czy to w zatłoczonym tramwaju, czy na wykładzie (oj no, zdarza się czasami!), czy znowuż w domowym zaciszu.
Bardzo podobało mi się, że każdy bohater tej powieści był oryginalny, miał swój pazur, rys charakteru, który wyróżniał się na tle pozostałych. Bardzo polubiłam Serenę - ekscentryczną kuzynkę Beatrice i Teresę - ciepłą, po uszy zakochaną w dobrym człowieku hrabinę.
Niestety w "Rozdartych duszach" dopatrzyłam się też kilku wad. Pierwszą z nich są bardzo słabe dialogi pomiędzy kochankami w chwilach uniesienia. W którymś momencie popełniłam zbrodnię i aż zagięłam stronę ze zdenerwowania, by potem móc Wam jeden fragment odtworzyć:
"-Kochany... mój kochany... mój kochany... - Tylko tyle była w stanie powiedzieć.
-Kocham cię i nawet nie wiesz, jak bardzo za tobą tęskniłem, Beatrice. Moje kochanie, moje życie, mój cudzie!
-Marzyłam o tej chwili, a teraz mogę myśleć tylko o tym, żeby ująć twoją twarz w dłonie i całować, całować..."
Po takim fragmencie jedyne, co jestem w stanie zrobić to gorzko się zaśmiać, a potem rzucić ordynarne i pozbawione inteligencji: "Eee... to fajnie, też się cieszę". Jeśli te dialogi wynikły z winy tłumacza, to muszę to powiedzieć z kwaśną miną: "Pani Bożeno, seriously?". Psują one całą magię wypływającą z chwili spotkania kochanków!
W powieści brakuje mi także... zakończenia. Jakiegoś epilogu, w którym zostanie wyjaśniony wątek księcia Kyrburga - będzie utrzymywał kontakt z ojcem? Czy po ucieczce z więzienia Austriacy kiedykolwiek go odnaleźli?
Reasumując, książka mi się spodobała. Historia miłości była taka jak lubię - słowne przepychanki między bohaterami, postawa Beatrice całkowicie negująca miłość... Gdyby te nieszczęsne dialogi nie były takie słodkie, że aż mdłe i na końcu tomu pojawił się epilog, byłoby zdecydowanie lepiej.
PS. Zapomniałabym o okładce! Świetna kolorystyka i te błyszczące złote litery... O narysowanym panu z nieziemsko męską szczęką już nie wspomnę, ach!
Cztery mniej.
Książkę do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Harlequin, za co bardzo dziękuję!
Rzeczywiście dialogi są jakieś mdłe i mało porywające. Mimo to myślę, że całość prezentuje się jeszcze w miarę dobrze. W każdym razie zaryzykuje szansą poznania tejże książki.
OdpowiedzUsuńniestety, mnie zniechęcił ten fejsbukowy dialog - pomimo, że wszystko inne przemawia na plus, to coś czuję, że nie mogłabym zdzierżyć takiej książki. słabe dialogi to nie jest coś, co tygryski lubią najbardziej. ;)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie i jak będzie okazja (a mam nadzieję, że będzie), to z chęcią przeczytam:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zazwyczaj nie lubię książek tego typu, jednak dla tej chyba zrobie wyjątek :) Co do "Bezdusznej", to skoro na razie nie masz opcji się w nią zaopatrzyć to się rozpatrz po okolicznych bibliotekach, może akurat znajdzieś, a w swój egzemplarz zaopatrzysz się w późniejszym terminie :D
OdpowiedzUsuńŚwietny fragment, nic dziwnego, że aż zagięłaś róg. :D Mimo tych kulawych dialogów chyba sięgnę po tę pozycję, bo zainteresowałaś mnie. ;)
OdpowiedzUsuńPadłem ze śmiechu :D A podejrzewam, że nie taki był cel autora, pisząc ten fragment.
OdpowiedzUsuńZdecydowanie nie mój klimat, ale jak zobaczyłem ten dialog, musiałem skomentowac.
Pozdrawiam :D
Tak jak Gabrielle nie przepadam za tego typu literaturą, ale wydaje się być bardzo interesująca, zważywszy na fakt, że uwielbiam pojawiające się w filmach czy książkach imię - Beatrice. :)
OdpowiedzUsuńDialog powalił mnie na kolana xD Książka chyba nie w moim stylu, ale może przeczytam, jeśli wpadnie mi w łapki.
OdpowiedzUsuńJeżeli mam już czytać romanse to tylko historyczne :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
A dialog faktycznie do bani :D
OdpowiedzUsuń