Samurai 7 (サムライセブン, Siedmiu Samurajów) reż. Toshifumi Takizawa (na podstawie filmu Akiry Kurosawy)

Dzisiaj recenzja z serii: "Muszę, bo inaczej się uduszę". Samurai 7 było moim pierwszym w pełni świadomym anime, które poleciła mi moja najlepsza przyjaciółka. To właśnie dzięki tej animacji tak bardzo pokochałam "japońskie kreskówki"!

Antyutopijna, steampunkowo-cyberpunkowa, feudalna Japonia. Życie wieśniaków ze wszystkich wiosek z całego kraju wydaje się być pozbawione sensu. Trudzą się oni cały rok, by zebrać plony ryżu, które zapewnią im przetrwanie i względnie godziwe życie, by potem w ciągu jednego dnia stracić prawie wszystko na rzecz atakujących wioski mechanicznych bandytów, którzy przemocą i groźbami zagarniają zboże dla siebie, niszcząc przy tym chaty i porywając kobiety. Ludność jednej z osad, wioski Kanna, postanawia się zbuntować przeciw tak nikczemnemu traktowaniu i wysyła do miasta trójkę śmiałków (Rikichiego, Kirarę i małą Komachi), którzy przyprowadzą do wioski prawdziwych samurajów. Nie będzie to zadanie ani łatwe, ani przyjemne. W zamian za ochronę, śmiałkowie będą mogli zaproponować samurajom tylko i wyłącznie zawsze pełną miskę ryżu. I nic to, że era wojowników minęła, a oni sami w większości stali się bezpańskimi roninami - wielu ich rozbuchana duma nie pozwoli na wojowanie mieczem za tak marną zapłatę. Szczególnie, że po wygranej bitwie na próżno im będzie szukać sławy i bardziej godnego życia, a porywanie się z mieczem na roboty wydaje się walką z wiatrakami. 

Jeśli nie po tytule, to już po opisie możecie stwierdzić, że kiedyś słyszeliście podobną historię. Instynkt Was nie zawodzi, anime zostało nakręcone na podstawie filmu Akiry Kurosawy: "Siedmiu samurajów". I tak jak było to w przypadku filmu, tak i ta animacja ma nietuzinkową i rewelacyjną fabułę. Połączenie starych japońskich tradycji i kultury z nowoczesnymi mechami wydaje się tak irracjonalne i idiotyczne, że aż szkoda słów. Garstka samurajów ma wygrać z latającymi, kilkusetmetrowymi potworami?! I owszem, niektóre sceny walki wydają się groteskowe i wołają o pomstę do nieba. Dlaczego? Dlatego, że w tym właśnie momencie odzywa się w nas zdrowy rozum. Jesteśmy nauczeni, że zwykła katana, czy wakizashi nie przetną stali, czy metalu. Ale właściwie... dlaczego nie? "Samurai 7" jest prawie że alternatywną rzeczywistością, nijak ma się do naszych realiów, więc pozwólmy mu się rozwinąć! Walki z mechami stają się wtedy spektakularne, przyprawiające o szybsze bicie serca... Zautomatyzowanie przeciwnika dało scenarzystom prawdziwe pole do popisu - zamiast ograniczać fabuły do walk na miecze i kilku wybuchów, mogli wykorzystać tonę innych możliwości, a wśród nich: latające roboty, pojazdy na paliwo i baterie, broń palną, ładunki wybuchowe i wiele, wiele innych. Najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że oto ja - naczelna przeciwniczka mechów i science fiction - bronię koncepcję anime!

Wróćmy jednak na właściwy tor i skupmy się raz jeszcze na fabule jako takiej, odrzucając już dywagacje na temat zasadności użycia mechów w animacji. To, co niezmiernie mnie ucieszyło, to fakt, że anime nie zawiera dłużyzn. Dzięki temu ogląda się je jednym tchem (ja za pierwszym razem obejrzałam całe od razu!). Akcja cały czas jest napięta, niektóre sceny bardzo wzruszające (dwa ostatnie odcinki przepłakałam), a atmosfera staje się aż gęsta od nieuchronnie zbliżającej się "godziny zero". Na szczęście autorzy zafundowali nam też całkiem niezłe chwile odpoczynku - w anime pełno jest zabawnych wtrętów i scen, które jeszcze mocniej przywiązują nas do poszczególnych bohaterów. 

Właśnie - o bohaterach słów kilka. Kto mnie już trochę zna, ten wie, że nienawidzę klonów i żyję w myśl mojego zapożyczonego i nieco zmodyfikowanego z popularnego powiedzenia cytatu "ze.... się, a wyróżnij się". Tego samego oczekuję od bohaterów - oryginalności, jakiejkolwiek indywidualnej rysy charakteru, która uchroni ich przed staniem się szarą masą. Siedmiu samurajów zdało test na oryginalność perfekcyjnie. Oto mamy: Kambei - najstarszego i najmądrzejszego przywódcę grupy (według mnie starego, sztywnego piernika, ale kto tam przejmuje się moim zdaniem...), Shichirojiego - najspokojniejszego i najostrożniejszego mistrza rokushakubo*, Katsushiro - nieokrzesanego dzieciaka, który za wszelką cenę chce dorównać swojemu mistrzowi, Heihachiego - niezwykłego i pozytywnego inżyniera oraz zamkniętego w sobie, szalenie niebezpiecznego mistrza walki Kyuza, żyjącego obecnie z cyrkowych sztuczek i umiejętności łapania małych przedmiotów w locie Gorobei i zmechanizowanego, dość infantylnego i szalonego Kikuchiyo. Z taką gromadą nie sposób się nudzić!

Jeśli nie macie zamiaru oglądać anime, polecam Wam chociaż jego ścieżkę dźwiękową. W życiu nie miałam do czynienia z równie bezbłędną i budującą atmosferę muzyką do anime (no dobrze, pomijając Death Note). Jest tak tradycyjnie japońska, z wykorzystaniem wszystkich rodzimych instrumentów, że nie sposób się w niej nie zakochać. Ja słucham namiętnie cały czas, nawet w tej chwili.

Fabuła, postaci i muzyka rekompensują kreskę. Wydaje się, że twórcy skupili się najbardziej na pracy z animacją robotów, a rysunki 2d trochę "zbiedzili" i pominęli. Często, szczególnie podczas szybkich ruchów postaci, widać znaczne uproszczenie rysunku, co jest dla mnie aktem wręcz niewybaczalnym, bo wygląda mi to na zabieg w stylu "Zróbmy to na odwal się, może nikt nie zauważy". Na szczęście, braki w kresce znikają już po około 10 odcinku, a niesmak zostaje niemal całkowicie zatarty.

W "Samurai 7", jak to w każdym anime, nie zabraknie także postaci irytujących. U mnie prym wiedzie bezsprzecznie para Kirara-Katsushiro. Ta pierwsza jest bezbarwna, wzdychająca, naprzykrzająca się i ciepło-kluskowata, a ten drugi to rozdarty, wiecznie "jadący" na wytrzeszczu dzieciak, którego błędy będą kosztować wiele, a niektórych nawet życie. Może i jestem niesprawiedliwa, bo ten młody samuraj z biegiem czasu dojrzewa, ale w moich oczach nadal jest głupim dzieciakiem (dla wytłumaczenia: te słowa pisze urażona i mściwa kobieta, której Katsushiro szczególnie naprzykrzył się podczas ostatecznej wojny, decydując o życiu jednego z niezwyciężonej siódemki, więc na jej opinię o tym w sumie dzielnym i odważnym samuraju patrzcie przez palce :) ).

Podsumowując, "Samurai 7" to anime naprawdę warte obejrzenia. Zawiera wartką akcję, wątek kryminalny, piękne portrety psychologiczne poszczególnych bohaterów i złoczyńców, wspaniałą muzykę i tradycyjną (choć niedopracowaną) kreskę... Jego zalety mogłabym wymieniać jeszcze przez dobre kilka godzin, więc wykrzyczę tylko: "REWELACJA!" i powiem Wam, że ja po trzecim seansie wciąż jestem nienasycona. 

10/10, dla mnie to anime na miarę arcydzieła.

Trailer (szkoda tylko, że z angielskim dubbingiem, ja anime ZAWSZE oglądam z napisami):



*broń, a'la włócznia

13 komentarzy:

  1. Czuję się jak jedyna na świecie osoba, którą omija mania na Japonię, anime i cały wschód :)

    Znam tę animację z opowiadań koleżanki, ona też jest w tym zakochana ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, ta mania... Ja swoją mam od urodzenia z dłuższymi, bądź krótszymi przerwami, ale zawsze do niej wracam, a ona przyjmuje mnie z otwartymi ramionami :) Teraz tylko jeszcze uzbierać na kurs japońskiego (taki naprawdę profesjonalny, a nie to co w domu...) i wycieczkę do Tokio... i mogę umierać spokojnie ;)

      Usuń
  2. Kocham Japonię i wszystko co z nią związane :)
    Nie słyszałam jeszcze o tym anime,chętnie je oglądnę ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooooooo, nie znam tego anime, ale zapowiada się - po Twojej recenzji i kadrach - interesująco xD
    Ha~i! Anime zawsze ogląda się tylko z napisami - bez dubbingów xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boże, kto w ogóle wymyślił dubbingi?! Rozumiem do kreskówek, sama uwielbiam polskie wersje :D Ale anime?! Ostatnio dowiedziałam się również, że tylko na Litwie, w Polsce i w Czechach mamy JEDNEGO lektora do filmu, wszędzie indziej albo są napisy albo czyta dwójka: babka i facet O_O

      Usuń
  4. No to muszę obejrzeć :)Wcześniej nie słyszałem o tej produkcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie była ona w żaden sposób promowana, to raczej niszowe anime :)

      Usuń
  5. Ja do anime jestem jakoś sceptycznie nastawiona. Nie mam nic przeciwko, ale nie ciągnie mnie do jego oglądania. Jednak, jeśli już tak zachwycasz tę produkcję, to myślę że dam jej szanse :p. Jeśli możesz to napisz mi, gdzie mogę ją obejrzeć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam oryginalne zakupione płyty, ale na google można znaleźć pełno stron z anime. Moją ulubioną jest anime shinden :)

      Usuń
  6. Kocham anime, za to też muszę się zabrać ;)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Oooo matko, zdecydowanie nie dla mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Od dzisiaj przestaję nazywać się znawcą, jeżeli chodzi o animę. Nigdy o tym nie słyszałem. Jako "niepokorny" bloger zaprosiłem Cię do pewnej blogowej zabawy.:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wezmę udział, wezmę :D Ja też nie jestem znawcą, jeśli chodzi o anime :D

      Usuń