Ostatnie miesiące obfitują w książki o modzie. Książki, które są pisane przez sławnych blogerów/vlogerów. Sama z niecierpliwością wyczekiwałam "Radzka radzi, Tobie dobrze w tym!", ponieważ vlogi Radzi oglądam bardzo chętnie. W międzyczasie dostałam propozycję przyjrzenia się "Nie mam się w co ubrać" autorstwa Charlize Mystery, którą od czasu do czasu podglądam na blogu, bo lubię się inspirować niektórymi jej stylizacjami. Nie mogłam odmówić :)
Zanim otrzymałam książkę, zdążyłam naczytać się bardzo negatywnych opinii. Tej pozycji zarzuca się, że niczego nowego nie wnosi, że Charlize zadziera nosa, że rzuca oczywistościami itd. Jeśli nie znam czyjegoś gustu, to do takich recenzji podchodzę sceptycznie, więc nie przejęłam się zbytnio, tylko rozpoczęłam lekturę.
Charlize zaczyna od opisu poszczególnych sylwetek. I tutaj dla wielu kłopotliwie zbudowanych dziewczyn nie wszystko będzie takie oczywiste... Autorka nie podaje dokładnych wymiarów, więc bazujemy na domysłach. Metodą prób i błędów da się jednak określić swoją figurę.
Dalsze rozdziały traktują o poszczególnych częściach garderoby. Charlize opisuje tam każdy możliwy fason danej rzeczy, przybliża jej historię i radzi, która sylwetka w jakim fasonie będzie wyglądać najlepiej. Gotowe stylizacje z wykorzystaniem np. parki, czy białego t-shirtu są strzałem w dziesiątkę i bardzo dużym plusem całej książki. Jeśli nie będziemy miały pomysłu na strój, wystarczy otworzyć książkę na propozycji różnych zestawów i zainspirować się. A stylizacje są naprawdę różne - od prostych, po lekko fikuśne, więc każda dziewczyna znajdzie wśród nich coś dla siebie.
W tym dość obszernym tomie znajdziemy także słowo o dopasowywaniu okularów do kształtu twarzy, rozdział o torebkach (oraz o tym jak sprawdzać ich jakość!), dużo informacji o butach i biżuterii oraz kolejną rzecz, która jest dla mnie bardzo mocnym plusem książki - mały przewodnik po wszystkich typach materiałów. Chociaż Charlize dzieli je na: jedwabne, bawełniane, wełniane, sztuczne i syntetyczne, a ja uważam, że podział na naturalne, sztuczne i syntetyczne w zupełności wystarczy, to jest to jedyna rzecz, do której mogę się tu przyczepić. Każda dziewczyna, która wcześniej nie zwracała uwagi na to, z czego wykonane są jej ubrania, na pewno nauczy się wielu przydatnych informacji i będzie bardziej świadomie kupować tekstylia.
W książce nie zabrakło też wielu porad o tym, jak kompletować swoją garderobę i jak ją konserwować. Niestety, Karolina Gliniecka podsuwa nam też krótki rozdział o obowiązkowych klasykach, które każda z nas powinna posiadać. Ja jestem zagorzałą przeciwniczką takiego generalizowania. Każda z nas jest inna i dla każdej co innego będzie obowiązkowym elementem w szafie. Ja nie jestem fanką białych t-shirtów i koszul (z wyjątkiem tych flanelowych). Czuję się w nich źle i nie zakładam ich. Wobec czego nikt nie namówi mnie na ich kupno i nie udowodni mi, że ich potrzebuję. Świetnie daję sobie radę bez tych klasyków. Ten rozdział jest słaby niestety nie tylko ze względu na dobór klasyków, ale także na ich opis. Charlize Mystery pisze całą swoją książkę bardzo lekkim, dostępnym dla każdego językiem. Niestety w tym przypadku trochę przesadziła i krótkie opisy pod kolejnymi obowiązkowymi częściami garderoby brzmią jak żywcem wycięte z Bravo (przykład: Szpilki. Im droższe, tym bardziej niewygodne. Ale przecież nie o wygodę tu chodzi! Powinnaś mieć przynajmniej jedną parę.").
"Nie mam w co się ubrać" nie jest wybitnie odkrywczym poradnikiem, ale zawiera w sobie kilka naprawdę trafionych porad oraz masę, masę inspiracji na własne stylizacje. Jest to idealna pozycja dla tych, którzy dopiero zaczynają odkrywać swój styl i którzy nie traktują Charlize jako wyroczni, a jedynie jako blogerkę, która chce się z nami podzielić swoimi obserwacjami. Wtedy to od nas będzie zależało, czy zastosujemy się do nich, czy nadal będziemy ubierać się po swojemu.
To może być także dobry pomysł na prezent!
Jeśli macie ochotę zajrzeć do środka książki, to zapraszam Was do obejrzenia recenzji mówionej, w której pokazuję Wam kilka stron. Pod koniec czekają Was również życzenia świąteczne - ode mnie, dla Was :)
Nigdy nie lubiłam tych wszystkich "szafiarek". Po przeczytaniu kilku wypowiedzi niektórych z nich odniosłam wrażenie, że to po prostu dziewczyny puste, samolubne i w żadnym wypadku nie można ich nazwać prawdziwymi blogerkami (no bo co trudnego jest w stawieniu kilku zdjęć na krzyż i podpisaniu ich?) Teraz jednak zastanowię się zanim pomyślę o nich coś złego. Książki Karoliny pewnie i tak nie kupię, bo modą nie interesuję się wcale, ale fakt, że potrafiła ona napisać coś ciekawego i przydatnego dla innych stawia ją jak i jej koleżanki w zupełnie innym świetle :) Pozdrawiam i życzę zdrowych, spokojnych i zaksiążkowanych świąt :)
OdpowiedzUsuńMimo że szafiarskie blogi oglądam od czasu do czasu, nie będę chyba sięgała po ten tekst. O określeniu typu sylwetki czy materiałach mogę poczytać w internecie. :)
OdpowiedzUsuń