Martyna Raduchowska "Czarne światła. Łzy Mai"

Witaj w przyszłości. 

Rok 2037. Wydawałoby się, że zaawansowana technologia pozwoli nam na bezstresową, bezpieczniejszą, dłuższą i ciekawszą egzystencję. W szpitalach wszczepiają nam implanty, które poprawiają jakość naszego życia. Systemy bezpieczeństwa pracują na najwyższych obrotach, więc nie musimy martwić się przestępstwami. Wśród nas żyją syntetyczni "ludzie" - maszyny stworzone głównie po to, by nam służyć. Jednak co się stanie, kiedy te syntetyczne istoty zapragną kochać, bać się, płakać, denerwować się, cieszyć... odczuwać? No cóż, chyba każdy, kto kiedykolwiek oglądał film sci-fi wie, co oznacza "bunt maszyn".

Głównym bohaterem książki jest porucznik Jared Quinn, który nie za bardzo odnajduje się w nowoczesnym świecie. Nie chce ulepszać swojego ciała i wszczepiać do niego coraz to nowszych implantów. Niestety, po wydarzeniach sprzed kilku lat - rebelii androidów - został zmuszony do przyjęcia znienawidzonych modyfikacji ciała. Żeby jeszcze tego było mało - ostatnią rzeczą, którą pamięta z krwawej wojny to zdrada jego syntetycznej partnerki Mai (jedynego androida, któremu kiedykolwiek ufał). Jared nie spocznie, dopóki nie wymierzy jej sprawiedliwości. 

Dobry autor?

"Szamankę od umarlaków" Martyny Raduchowskiej dorwałam kiedyś przez przypadek w księgarni. Dopiero huk spadających książek za moimi plecami, a potem pełne wyrzutu sapanie klienta, który próbował utykać rozsypane tomy z powrotem na półce, zdołały mnie od tej lektury oderwać. Obiecałam sobie, że kiedyś po tę książkę wrócę, bo nie często się zdarza, że coś mnie tak wciągnie. Zanim jednak zdołałam zaopatrzyć się w swój egzemplarz Szamanki, skusiłam się na "Czarne światła. Łzy Mai". Czułam w kościach, że lektura mi się spodoba. 

Sci-fi, które mogłoby wydarzyć się naprawdę? 

Trzeba przyznać, że książkę czyta się nierówno i w pewnych miejscach trzeba ją odkładać ze względu na natłok nazw, opisów i wydarzeń, które musimy przetrawić. Nie sądzę jednak, że jest to całkowita wada lektury, bo dawno nie czytałam pozycji, do której ktoś ODROBIŁ PRACĘ DOMOWĄ. Mamy tu więc kevlar, czyli włókna aramidowe, nanowłókna węglowe, terminy z biomedycyny i wiele, wiele innych. Autorka pokazała prawdziwe GIRL POWER, bo dziewczyny wbrew pozorom nauki się nie boją! To prawdziwa przyjemność natrafić na lekturę sci-fi, która w jakimś stopniu chociaż daje przeświadczenie, że "to wszystko mogłoby się wydarzyć!". Naprawdę, świat przedstawiony przez Martynę Raduchowską jest cu-dow-ny, bo wymagał nakładu pracy i głębszego zastanowienia. I ze względu właśnie na szczegółowość historii warstwa literacka momentami trochę kulała. Ale było warto. Naprawdę było warto. 

Bo w obliczu nowych technologii nadal pozostajemy tylko ludźmi. 

"Czarne światła. Łzy Mai" to książka o poszukiwaniu własnej tożsamości i miejsca na Ziemi w obliczu zaawansowanej technologii, która powoli zaczyna wymykać się spod kontroli. Jest to również opowieść o ludzkim sumieniu i o dążeniu do perfekcji. O tym, że pieniądz zawsze będzie grał dużą rolę, a racjonalne myślenie niekiedy przestaje istnieć w obliczu nowości i obietnic lepszego życia. Po skończonej lekturze przychodzi refleksja - czy rzeczywiście musimy pchać ulepszenia technologiczne do każdej dziedziny swojego życia? 

Girl Power.

Podczas lektury nie mogłam nie porównać Martyny Raduchowskiej do Magdaleny Kozak, która jest moją mistrzynią dobrej lektury, bo potrafi pisać ostry, "męski" wręcz, kawał dobrej książki. I chociaż "Czarne światła. Łzy Mai" nie wciągają tak, jak trylogia "Nocarz" czy "Fiolet" Pani Kozak, to jesteśmy już bliżej niż dalej. 

Dobry początek serii.

Dwieście pierwszych stron ciągnie się jak świeża krówka (ale smaczna krówka!), ale niech Was ręka boska broni odkładać książkę na półkę i nie kończyć! Kolejne 200 stron wynagrodzi Wam wszystko. Koniec? Niczym petarda! Aż zaklęłam przy ostatniej stronie pod adresem autorki, bo pozostawienie czytelnika W TAKIM MIEJSCU KSIĄŻKI powinno zakrawać o przestępstwo. Książka nie jest wybitna i zapewne nie będzie należała do moich ulubionych, ale ma potencjał. To naprawdę dobry początek dobrej serii. Chcę więcej!


Ocena: 4




Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Fabryka Słów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz