Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fabryka słów. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą fabryka słów. Pokaż wszystkie posty

Martyna Raduchowska "Czarne światła. Łzy Mai"

Witaj w przyszłości. 

Rok 2037. Wydawałoby się, że zaawansowana technologia pozwoli nam na bezstresową, bezpieczniejszą, dłuższą i ciekawszą egzystencję. W szpitalach wszczepiają nam implanty, które poprawiają jakość naszego życia. Systemy bezpieczeństwa pracują na najwyższych obrotach, więc nie musimy martwić się przestępstwami. Wśród nas żyją syntetyczni "ludzie" - maszyny stworzone głównie po to, by nam służyć. Jednak co się stanie, kiedy te syntetyczne istoty zapragną kochać, bać się, płakać, denerwować się, cieszyć... odczuwać? No cóż, chyba każdy, kto kiedykolwiek oglądał film sci-fi wie, co oznacza "bunt maszyn".

Głównym bohaterem książki jest porucznik Jared Quinn, który nie za bardzo odnajduje się w nowoczesnym świecie. Nie chce ulepszać swojego ciała i wszczepiać do niego coraz to nowszych implantów. Niestety, po wydarzeniach sprzed kilku lat - rebelii androidów - został zmuszony do przyjęcia znienawidzonych modyfikacji ciała. Żeby jeszcze tego było mało - ostatnią rzeczą, którą pamięta z krwawej wojny to zdrada jego syntetycznej partnerki Mai (jedynego androida, któremu kiedykolwiek ufał). Jared nie spocznie, dopóki nie wymierzy jej sprawiedliwości. 

Aneta Jadowska "Zwycięzca bierze wszystko"

Zwycięzca bierze wszystko. Ale gdy się weźmie za dużo, to potem trzeba to odchorować. A odchorowuje to czytelnik... 

W trzeciej już części na głowie Dory Wilk spoczywa rewolucja, starcie z wyjątkowo wrednym skrzydlatym stworzeniem, trochę przykry powrót do stron rodzinnych i co najważniejsze -  udowodnienie wszystkim, na co ją stać i kim naprawdę jest. Dodajmy do tego jeszcze nowo powstały triumwirat, nowe moce i zatrzęsienie w drzewie genealogicznym. Wiedźma będzie miała pełne ręce roboty... 

Jadowska od pierwszych stron serwuje nam jazdę bez trzymanki - już na samym początku czekają na nas nowe sekrety, akcja, czy humor - w książkę się po prostu momentalnie wsiąka i pozostaje się głuchym na otaczający świat (ten prawdziwy oczywiście, bo kłótnie Dory i Mirona, mimo że występują na kartach lektury, "słyszy się" bardzo dokładnie!).



Patricia Briggs "Wilczy trop"

Patricię Briggs miałam okazję poznać dobrych kilka lat temu, gdy "Zew krwi" i "Więzy krwi" zostały wydane jeszcze w starej oprawie graficznej. Od tej pory z nowymi częściami było mi nie po drodze, chociaż wiele razy już czaiłam się na nie na allegro. Gdy na maila przyszła propozycja zrecenzowania "Wilczego tropu", to rzuciłam się na egzemplarz, niczym wilkołak na swoją ofiarę. Czułam w kościach, że Briggs napisała kolejną dobrą lekturę...

Anna Latham jest na końcu łańcucha pokarmowego w swoim wilkołaczym stadzie. Każdy osobnik ma prawo nią pomiatać, bić, gwałcić. Z trudem przychodzi jej nauczenie się uległości, wyłącza się na ból. Jej losy zmieniają się w chwili, gdy poznaje Charles Cornicka, egzekutora i syna przywódcy wilkołaków Ameryki Północnej. Dowiaduje się, że jest Omegą, co wcale nie oznacza, że jest najsłabszym ogniwem w stadzie, co próbowano jej wpoić przez trzy długie lata. Na dodatek jej umiejętności będą wkrótce potrzebne - w górach giną ludzie, najprawdopodobniej za sprawą zdziczałego wilka samotnika...


Jakub Ćwiek "Dreszcz" - przedpremierowo!

Pana Ćwieka poznałam dzięki jego felietonom w Nowej Fantastyce i bardzo go polubiłam. Wydał mi się takim spoko facetem, z którym możecie wyjść na piwo i pogadać o wszystkim. Niestety (mea culpa!) nie miałam okazji (tudzież chęci, nie bić!) przeczytać jakiejkolwiek książki Pana Jakuba, więc gdy nadarzyła się okazja - nie wahałam się. Szczególnie, gdy przeczytałam opis z tyłu okładki.

Rychu Zwierzchowski to klasyczny przykład powiedzenia "Sex, drugs and rock'n'roll" - podstarzały rockman ze skłonnością do picia, palenia i prowadzenia olewczego trybu życia. Córa płaci mu rachunki, więc nie chce mu się znaleźć żadnej pracy. On to woli tak codziennie pod balkonikiem - trochę piwka, trochę brzdąkania na gitarze, trochę darcia się i jakoś dzień mija... Ale pewnego dnia (to na pewno kara boska!) Rysiek dostaje piorunem w tyłek, podczas kolejnej posiadówy na leżaczku. Gitara się rozwala, sam Zwierzchowski ląduje w szpitalu... i co się okazuje? Skubany zamiast kopnąć w kalendarz, dostaje super moc rażenia prądem! Wraz z mocą, "przyrasta" do niego irytujący dzieciak, który widzi w nim potencjał nowego superbohatera. Czy Rychu podoła zadaniu?

Janet Evanovich "Stephanie Plum - Po szóste nie odpuszczaj"

"Gdybym mogła być mężczyzną jeden dzień!" śpiewała Kayah. Ja z chęcią zanuciłabym: "Gdybym mogła być Stephanie Plum jeden dzień!" rzucając się w wir jej przygód.

Niektórzy spotykają się ze Stefcią Śliwką już po raz szósty przy okazji lektury tej książki. Dla mnie było to pierwsze spotkanie i już wiem, że nie ostatnie. Gdy dostałam propozycję zrecenzowania którejś z kolei części, byłam nastawiona bardzo sceptycznie. Bo jak to tak - wejść w sam środek historii? Okazało się, że Stephanie jest na tyle sympatyczna i cierpliwa, że nie dość, że na początku wyjaśnia nam najważniejsze wątki, to od pierwszej strony pozwala nam się czuć komfortowo w jej towarzystwie. Normalnie kobieta skarb!
"-Nie będę ciągać biednego nieboszczyka po sądach!
-W czym problem? Myślisz, że mu się spieszy na balsamowanie? Powiedz sobie, że wyświadczasz mu przysługę, no wiesz, coś w rodzaju ostatniej przejażdżki..."

Olga Gromyko "Wiedźma Naczelna"

Czyżby wiedźma spiłowała swoje pazurki?

Gdy wyszła "Wiedźma Naczelna", rozpaczałam strasznie - raz, że jest to ostatni tom cyklu o mojej ukochanej, wrednej Wolsze, a dwa - że nie miałam pieniędzy na jego natychmiastowy zakup. Trwałam więc tak kilka miesięcy, z siedzącym mi na karku sumieniem i niewyobrażalną ochotą na zaznajomienie się z lekturą... Na szczęście, jak to bywa z allegro, po kilku miesiącach od premiery dostałam już raz czytaną książkę za prawie połowę ceny okładkowej. I zabrałam się, z należną czcią, do lektury.

"-Bracia moi! (...) W tym skromnym grobie (...) spoczywa (...) święty Fenduł.
Na kilka chwil jego głos zgubił się w zachwyconych westchnieniach i szeptach. Cały czas korciło mnie, by go poprawić, że w tej chwili spoczywam tu ja i wcale nie jestem gorsza od niego, a do tego młoda i ładna.
-Czasem wydaje mi się - urywanym głosem ciągnął mistrz (...) - że słyszę jego oddech..
Do pokrywy równocześnie przywarło siedem uszu. Instynktownie zamarłam na wdechu mimo całkowitej świadomości tego, że przez ciężką marmurową płytę mogliby usłyszeć jedynie głośne chrapanie.
-Tak właśnie! Słyszę go!!! - rozległ się po chwili czyjś egzaltowany wrzask, który prawie poderwał mnie z miejsca.
-Ja też! I ja! - darli się pielgrzymi. Któryś załkał ze szczęścia, po czym padł na kolana i zaczął walić czołem o bok sarkofagu, jak wywnioskowałam z tańczących na zewnątrz cieni."

Wolho, słońce, przed czym to uciekasz?

W ostatniej części powieści ziściły się najstraszniejsze koszmary rudowłosej wiedźmy. "O co chodzi?" - pytacie - "Czyżby napadła ją zgraja krwiożerczych strzyg? Porwał obleśny troll? Smok zjadł jej rękę?!".

Nie. To Len jej się oświadczył....

Co więcej, panna wredna zgodziła się zostać jego żoną, a potem dopadły ją głębokie wątpliwości. Z pomocą przychodzą jej... szkoła i własne ambicje - postanawia zebrać materiały do swojej pracy i obronić tytuł bakałarza trzeciego stopnia. I tak, już po raz czwarty, wrzuceni zostajemy w wir pełen przygód. Wolha jeździ z miasta do miasta, tak jak robiła to dotychczas, i pomaga ludziom w drobnych problemach. Niektóre jej misje rosną jednak do rangi bardzo niebezpiecznych i poważnych - i tak oto panna W.Redna musi zmierzyć się duchem, który nawiedza zamek, potworem, który stacjonuje na jednej z małych wysepek i w końcu - z arcyniebezpiecznym i arcypotężnym magiem. Co by to jednak były za wyprawy - i zakończenie cyklu o wiedźmie - gdyby na jej drodze nie stanęły tak dobrze nam znane i lubiane postaci? A witamy tutaj wszystkich: i przyjaciółkę Wolhy ze szkoły - Welkę, i "standardowe" towarzystwo - Orsanę, Rolara, Wala oraz (niespodzianka!) Lena, który tak jak i jego narzeczona, jest poważnie przejęty ślubem i targany wątpliwościami o jego zasadności.

„On też się bał. Ale rozumiał, że jeśli nie potrafią wykonać tego kroku razem, to dalej będą musieli iść samotnie. Do końca życia, ponieważ nic podobnego już im się nie przydarzy, a na mniej się nie zgodzą...”

Ewa Białołęcka "Wiedźma.com.pl"

"Opisy literackie przyzwyczaiły czytelników do tego, że proszę ja was, wkroczenie do krainy czarów odbywa się w odpowiedniej oprawie. A to bohater spiernicza się na łeb do króliczej nory, a to powinien wleźć w ścianę na dworcu, czy też otworzyć tajemnicze drzwi, obowiązkowo skrzypiące. Skrzypiące tajemniczo, rzecz jasna. Nie miałam jednak pod ręką ani szafy, ani tym bardziej dworca, ani ochoty na poszukiwania króliczych nor w chaszczach (...)"
Jeśli jesteście molami książkowymi, to na pewno kiedyś mieliście taką sytuację, w której musieliby Wam grozić naładowaną spluwą, żebyście oderwali się od książki. Mam rację? Ja tak miałam w przypadku "Wiedźmy.com.pl", którą przeczytałam dzięki akcji "Włóczykijka". Przesyłkę dostałam w piątek i zaraz naskrobałam do organizatorek błagalnego maila o przedłużenie terminu zapoznania się z lekturą z 10 dni na 14, bo jeszcze w tym tygodniu pozostały mi sesyjne niedobitki na uczelni. Nie muszę mówić, że zrobiłam to całkowicie niepotrzebnie? Ale dosyć tych opowieści, czas na prawdziwą recenzję!

Poznajcie Reszkę (Krystynę Szyft), samotną matkę sześcioletniego chłopczyka, mieszkającą w dalszym ciągu u rodziców. Uzależnioną od kofeiny, Internetu  i - ogólnie - nowoczesnych technologii. A teraz wyobraźcie sobie jej szok, gdy dowiaduje się, że jakaś kobieta należąca do rodziny (jakaś ciotka, babka, ciotkobabka czy ktoś tam jeszcze inny, o której nigdy nie słyszała) przepisała jej w spadku małą ruderkę mieszczącą się we (jakże uroczo brzmiącej) wsi Czcinka, której... nawet Google nie potrafi wskazać na mapie. Od tej pory Reszkę czeka duża dawka przygód i kłopotów - między innymi ze skarbówką, mieszkańcami Czcinki (którzy z jakichś niewiadomych powodów schodzą jej z drogi, gdy tylko dowiedzą się jak ma na nazwisko), z pewnym całkiem przystojnym doktorem oraz z... nieżywymi osobnikami - prawdziwymi duchami. A jeden z nich jest wyjątkowym wrzodem na tyłku.
"To nie ja miałam trupy w domu (...). To znaczy, prócz Eryka w kredensie. Ale to znajomy trup. Wolno mi nocować znajomych, nie?"

Piotr Rogoża "Rock'n'roll, bejbi"


"(...)Wychowawczyni(...) po chwili przemówiła:
- Zapiszcie temat lekcji.
Głos miała strasznie niewyraźny. Jakby się jej język kleił do podniebienia.
-Dzisiaj będzie o mózgu - wybełkotała, szczerząc zęby. Chwyciła kredę i koślawymi literami napisała na tablicy: MUSK. Zastanowiła się chwilę i dopisała: JE DOBRY.
-Mózg, ghe, ghe, je dobry. Zapamiętajcie" 

Pewnie jeszcze zanim zerknęliście na tekst, Waszą uwagę przyciągnęła okładka, mylę się? I słusznie, bo jest nietuzinkowa. No, przyznajcie mi się, kiedy ostatnio trzymaliście w ręku prawdziwą kasetę?
Cztery lata temu to właśnie tytuł i okładka nakłoniły mnie do zapoznania się z tą książką. I nie rozczarowałam się, a wręcz przeciwnie: zostałam pozytywnie zaskoczona. Do dziś często wracam do lektury i zamiast się nudzić - znajduję nowe smaczki.

Poznajcie Modrzewa, Małą, Budzigniewa, Nietopyra i Krzywego. Nastolatków, którzy chodzą do Liceum w Cielęcinie, a po godzinach... cóż - spotykają się na działkowej altance, piją wino (tanie), palą skręty (Krzywy to właściwie pochłania je każdym porem skóry), grają w erpegi, playstation i... przeżywają różne niesamowite przygody. Na przykład stają się gwiazdami rocka, są świadkami inwazji obcych i rozpylenia broni biologicznej, która zamienia ludzi w zombie. Jakby tego było mało, któregoś dnia cała paczka próbuje zwalczyć w swoim małym, zapyziałym, zacofanym miasteczku ewolucję faszyzmu i młodocianych skinheadów!

Magdalena Kozak "Nocarz"

Pewnie niektórzy z Was pamiętają jeszcze moją recenzję „Fioletu”. Wychwalałam Magdalenę Kozak na wszelkie możliwe sposoby, stawiając na piedestale i przyjmując do pocztu moich ulubionych pisarzy. Powoływałam się wtedy również na moim zdaniem znakomity cykl „Nocarz”, ale nigdy wcześniej na łamach tego bloga nie pojawiła się recenzja owych powieści. Spieszę to zmienić, mogąc w końcu pochwalić się swoją własną, kompletną serią (gdyż wcześniej podczytywałam egzemplarze przyjaciółki). Na drugą część cyklu „Renegata” polowałam prawie dwa lata. Skończył się nakład, a na allegro ceny za JEDEN EGZEMPLARZ przekraczały czasem i 60 zł. W końcu jednak mam swoją upragnioną powieść na własność i tym sposobem mogę się pochwalić kompletem trzech tomów, które stoją dumnie na półce.

Książka zaczyna się niewinnie. Ot, jakiś Jerzy Arlecki, przeciętny, niezadowolony z życia człowieczek, postanawia poddać się rekrutacji do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo już nie wie co ma zrobić ze swoim nudnym, beznadziejnym żywotem. Chce przygody, rozlewu krwi, zapachu glocka nagrzanego słońcem! Chce być jak James Bond – nieustraszony, twardy i pociągający facet. Pewnie więc nietrudno się domyślić, jak czuje się Jerzy, gdy przyjmują go na „testy”, a on zamiast biegać z bronią, siedzi na stronie Google i jest zmuszony do wyszukiwania informacji o… wampirach?

Kim więc jest ów człowiek z okładki mierzący z ciężkiej broni do niezidentyfikowanego obiektu? Żołnierz? Wojownik? A może to pomyłka, skoro Arlecki utkwił na zawsze przy biurku? Wcale nie! To Vesper, WAMPIRZY pracownik ABW. Niedawno narodził się ponownie. Tym razem dla Nocy. Kim był w poprzednim wcieleniu? No cóż, domyślcie się sami.

Olga Gromyko "Wiedźma Opiekunka część druga"

Zastanawiałam się długo (no dobra, jakieś trzy godziny) czy aby na pewno sięgnąć po tę część "Wiedźmy Opiekunki". I to nie dlatego, że bałam się, że mi się nie spodoba. Bardziej przerażał mnie fakt, że pożegnam się z Wolhą i Lenem na dłużej. Ostatniej części, czyli "Najwyższej (czy też Naczelnej) Wiedźmy" nie ma jeszcze nawet w zapowiedziach Fabryki Słów... Miejmy nadzieję, że pojawi się dość szybko, bo zapowiada się naprawdę bardzo ciekawie.

W pierwszej części pożegnaliśmy wiedźmę w chwili, gdy zyskała nowego kompana w drodze do Arlissu - Rolara, dowcipnego wampira. Oczywiście, jak to w książkach Olgi Gromyko, to był dopiero początek. Droga do miasta będzie długa, a nawet czasem... bolesna. Wolha na uratowanie Lena ma coraz mniej czasu, po piętach depcze jej prawdziwe niebezpieczeństwo a na dodatek w jej ciele zachodzą dziwne, niespotykane wcześniej, zmiany. Jakby jeszcze tego było mało, w wiosce czeka ją przeprawa z narzeczoną Lena - Lereeną, która zachowuje się, jakby non stop karmiono ją cytryną. Innymi słowy (bardziej dobitnie) - bez kija do niej nie podchodź. Czy Redna zdąży na czas i "wskrzesi" Lena?

Olga Gromyko "Wiedźma Opiekunka część pierwsza" + dobra nowina o przyszłej studentce :)

Diabeł by nie dał rady, ale baba…

Dwie pierwsze części „Zawód: Wiedźma” czytałam już raz w 2007 roku, więc niczym nie mogły mnie zaskoczyć. „Wiedźmę Opiekunkę część 1” miałam w rękach po raz pierwszy. Jak zwykle na samym początku byłam pod wrażeniem okładki – ja, jak prawie każda kobieta, jestem straszliwą sroką i uwielbiam wpatrywać się w rysunki artystów z Fabryki Słów. Treść natomiast zachwyciła mnie jeszcze bardziej…

W końcu przyszedł ten czas – Wolha zdaje egzamin i odchodzi ze swojej Szkoły (z wielkim hukiem i podziwem innych adeptów). Staje się jeszcze potężniejsza i mądrzejsza niż przedtem. Ale oczywiście wszyscy, którzy uważają się za inteligentnych mentorów, uwzięli się, by wytyczyć jej prawidłową drogę w karierze. Redna więc nie od razu będzie mogła radośnie zawitać w Dogewie -pojechać do swojego najdroższego przyjaciela Lena, by objąć urząd Najwyższej Wiedźmy. Najpierw czeka ją staż na zamku u osobliwego władcy. A kiedy w końcu pojawia się na horyzoncie miasta nieumarłych z nieopisaną ulgą na twarzy, okazuje się, że jest już za późno. Len jest zaręczony i znikł bez wieści w drodze do innego miasta.

Olga Gromyko "Zawód: Wiedźma część 2"

Gdzie mag nie może... tam magiczkę pośle! 

Po dosłownie pochłoniętej pierwszej części „Wiedźmy” natychmiast zabrałam się za drugą. Przygody magiczki w tej powieści były niemniej mrożące krew w żyłach, niemniej śmieszne i jeszcze bardziej rzucające cień na kompetencje jej mentora. W.Redna zaczyna być naprawdę potężna i niebezpieczna. Tym razem spotyka swojego starego przyjaciela – trolla Wala i bierze udział w Turnieju Łuczniczym, na który przybywa… władca Dogewy we własnej osobie! Niestety Len, jak to Len, jak zwykle nie mówi wiedźmie całej prawdy i ze znanych tylko sobie pobudek chce za wszelką cenę zdobyć główną nagrodę zawodów – wyszczerbiony miecz z kretyńskim kamieniem (jak podsumowała ten kawałek żelaza Wolha). Niestety pod koniec potyczek zawodników ową nieciekawą zdobycz porywa sprzed nosa wampira bliżej niezidentyfikowany mag. Wolha dowiaduje się, że przez swoje skandaliczne zachowanie (chociaż przecież nic nie zrobiła!) została wydalona ze szkoły. Ruszają więc w trójkę w pościg za kimś, kogo zupełnie nie znają, by odzyskać coś, co przynajmniej dla dwójki z nich jest zupełnie bezwartościowe. Oczywiście, nie raz, nie dwa, ocierają się o śmierć.

Olga Gromyko "Zawód: Wiedźma część pierwsza"

Uwielbiam Fabrykę Słów. Składa się ona ze świetnych tłumaczy, uważnych korektorów, genialnych projektantów okładek i wielu innych wybitnych ludzi. Nie, nie żartuję. Wisienką na torcie są ci wszyscy, którzy wynajdują i publikują perełki, które połyka się przez jedno popołudnie i nie mniej chętnie do nich wraca po jakimś czasie. Jest tylko jedno „ale”. Fabryce Słów nie brakuje niczego poza błyskawicznie znikającym nakładem. „Zawód: Wiedźma” przeczytałam po raz pierwszy cztery lata temu, dzięki uprzejmości przyjaciółki. Niestety potem, przez ostatni rok, próbowałam ją dostać na własność na różne sposoby. Tydzień temu los się w końcu do mnie uśmiechnął – dorwałam „Wiedźmę” za jedyne 20 złotych na allegro (jak to dobrze, że ktoś zrezygnował z okrutnej szansy na dorobienie się…). To było wspaniałe zadośćuczynienie po długim czasie usychania z tęsknoty za W-Redną i Lenem! Jednak zacznijmy od początku…

Jacek Piekara - "Alicja"

Muszę powiedzieć, że już dawno nie trzymałam w ręku książki, która budziłaby we mnie skrajne emocje. Wypożyczyłam ją z biblioteki mając nadzieję na wciągającą i spójną lekturę, mającą jakiś określony początek i koniec, tymczasem dostałam opowieść, o której najchętniej nie napisałabym nic.

Nowe wydanie "Alicji" to pakiet zawierający obie historie - "Alicja i Miasto Grzechu" oraz "Alicja i Ciemny Las". Przyznam, że ten zabieg był bardzo dobry - oprócz tego, że parę drzew zostało uratowanych i te dwa tomy bez problemu się mieszczą w jednym trochę grubszym, to i okładka jest lepsza. Tamte lekko mówiąc były nietrafione.

"Alicja i Miasto Grzechu" to opowieść o prawie czterdziestoletnim byłym dziennikarzu, Aleksie, który zrezygnował ze stałej, płatnej pracy i za wszelką cenę chce napisać dobry scenariusz do filmu. Od dwóch lat ledwo wiąże koniec z końcem, lecz nie poddaje się - postawił sobie za punkt honoru, by ktoś w końcu docenił jego pomysł. Pewnego dnia jego życie przewraca się do góry nogami - poznaje czternastoletnią Alicję, która przez przypadek zbija szybę w jego zabiedzonej, starej i brudnej kawalerce. Nagle, dzięki tej małej przyjaciółce, która regularnie go odwiedza, dzwoni do niego sławny aktor z propozycją kupna scenariusza, zwraca na niego uwagę chodząca piękność, a w jego życiu dzieją się coraz to dziwniejsze rzeczy. Nie mówiąc już o tym, że Alicja nie raz ratuje mu życie.

Władimir Wasiliew "Oblicze czarnej Palmiry"

Sheila pisała mi w komentarzach pod "Nocnym Patrolem", żebym nie czytała "Oblicza czarnej Palmiry", ale ja niestety już zdążyłam. Książka korciła mnie straszliwie, gdyż cykl o Patrolach czytam już drugi raz, a o niej wcześniej nie miałam zielonego pojęcia! Jak później stwierdziłam - mogłam żyć w błogiej nieświadomości.

"Oblicze czarnej Palmiry" to część uzupełniająca wydarzenia z "Dziennego Patrolu" S. Łukjanienki i W. Wasiliewa, którą w pojedynkę próbował napisać ten drugi pan. Jak dla mnie, z ciężkim sercem muszę to przyznać, on jej nie napisał. On ją popełnił.

Ksenia Basztowa "Wampir z przypadku"

Tucha kiedyś mi napisała, że była ciekawa tej książki. Przeczytałam ją dawno, a do tej pory nie umieściłam recenzji, powinnam się wstydzić!

"Wampir z przypadku" to lektura... co najmniej dziwna. Nawet za bardzo nie wiem, co właściwie mam tutaj napisać, bo moje uczucia w stosunku do niej są ambiwalentne. Gdy odłożyłam ją na półkę nie potrafiłam jednoznacznie określić o czym tak właściwie przeczytałam. Pamiętałam natomiast, że dobrych kilka razy uśmiechnęłam się do siebie, czytając zabawnie prowadzoną narrację, czy co poniektóre wypowiedzi bohaterów.

Na początku lektury poznajemy Andriuszę - budzi się po ciężkiej nocy z okropnym kacem i próbuje przypomnieć sobie, jakim cudem jego sufit w łazience nosi ślady brudnego obuwia oraz dlaczego jego kły są dziwnie długie i wyostrzone. W tym celu dzwoni po swojego wieloletniego kolegę i towarzysza niedoli, Wowkę, i przy pomocy kolejnych wysokoprocentowych napojów dochodzą do wniosku, że ktoś zamienił ich w wampiry. Ale nie są wcale silniejsi, nie mają ochoty pić ludzkiej krwi... czy to możliwe więc, że zostali półproduktami, zwykłymi "wampirzymi wypierdkami"?

Feliks W. Kres "Galeria złamanych piór"

... czyli innymi słowy - jak nie pisać powieści. Książka wpadła mi w oko przypadkiem, gdy oglądałam rzeczy, których się chciał pozbyć jeden z autorów blogów z recenzjami..Jest to zbiór felietonów polskiego pisarza (znajduje się tam również poczta z próbkami pisarskimi młodych autorów z uwagami Feliksa), który próbuje wsadzić nam do głów kilka ważnych zasad tworzenia, których trzeba się trzymać.

Jeśli jednak sądzicie, że dostaniecie na tacy przepis na rewelacyjną powieść - bardzo się zawiedziecie. Feliks stara się tylko zwrócić naszą uwagę na podstawowe problemy i (jak pisze) - "z gówna bicza nie ukręcisz". Albo ma się ten talent albo nie. Sam dzieli pisarzy na Artystów i Rzemieślników. Według niego każdy dobry Rzemieślnik zarobi swoimi książkami na chleb, bo będzie miał swój własny, zajmujący styl pisania. Mógłby zechcieć opowiedzieć historię mycia toalety - jeśli zna się na swojej robocie, uczyni to tak zajmującą lekturą, że czytelnik będzie chciał jeszcze. Artysta, posiadając tylko pomysł na powieść, nie zdziała dużo.

Wszystkim, którzy naprawdę myślą o tym by pisać, Kres przygotował  specjalny dekalog:

Kira Izmajłowa "Wyższa Magia"

Gdy brałam się za pierwszą książkę rosyjskiego autora, nie wiedziałam że niedługo będę miała do czynienia z istną powodzią Rosjan wydających fantastykę. Przeglądając sobie autorów, natrafiłam na Kirę Izmajłową i jej "Wyższą Magię". Mówią, że książki nie ocenia się po okładce. Cóż, ja też nie chcę tego robić, ale miniaturka po lewej mówi sama za siebie. Tak jak i tytuł - jest magiczna. No ale dobrze, skupmy się na zawartości.