Paula Izquierdo "Kobiety namiętne"

"Kobiety namiętne" to książka, która obiegła już wszystkich moich znajomych, by w końcu dotrzeć do mnie. Nie rozumiałam, dlaczego tak nagle wszyscy się rzucili na dzieło Pauli.
Dopóki nie przeczytałam na odwrocie, że jest to zbiór prawdziwych historii "miłosnych" kobiet od Elżbiety I do Janis Joplin. Zaczyna się interesująco, prawda?
Zanim przeczytamy o pierwszej bohaterce, mamy obszerny wstęp, w którym autorka próbuje wyjaśnić problem poszukiwania rozkoszy wśród wielu kobiet i niekiedy postawić je w trochę lepszym świetle. No bo przecież nie każda kobieta posiadająca kilku kochanków w swoim życiu musiała być od razu seksoholiczką. Mylę się?
Wybrałam tę książkę ze względu na to, że możemy poznać życiorysy wielu intrygujących postaci w trochę innym aspekcie. Jestem pewna, że nie dowiedzielibyśmy się tego na lekcjach historii. Z resztą zawsze mnie uczono, że Paulina Bonaparte umarła na raka żołądka podobnie jak ktoś w jej rodzinie, nie zaś na raka macicy spowodowanego zbytnią rozwiązłością seksualną! Z resztą trudno jest coś takiego przedstawić dzieciom w podstawówce.
Najbardziej zapadły mi w pamięć jeszcze Katarzyna Wielka ze swoją obsesją na punkcie urody, morderstw i kąpieli w krwi dziewic zwabionych do zamku, Simone de Beauvoir i jej silna miłość do Sartre'a, który wielokrotnie ją poniżał oraz otwarte przyznawanie się przez dwojga przed sobą do posiadania wielu przygód na boku, Isadora Duncan, nieszczęśliwa kochanka, która zginęła tragicznie i Edith Piaf., która obwiniała się za śmierć swojego mężczyzny. Z resztą przede wszystkim to właśnie te osoby mnie skłoniły, by tę książkę przeczytać.

A przeczytać warto, chociażby żeby mieć szerszą wiedzę na temat kilku znakomitości i tego, jaki wpływ miał seks na ich życie, czy twórczość.

Należałoby  jeszcze wspomnieć o dodatku - 24 godzinach z życia seksoholiczki (trochę wstrząsające wyznania) oraz kilku innych np. klasyfikacji parafilii czy teście na to, czy jest się uzależnionym od współżycia.

Daję cztery. Ciężko ocenia się coś, co jest raczej zbiorem informacji, a nie spójnym tekstem literackim. Książka nie rzuciła mnie na kolana, a więc sądzę, że to sprawiedliwa ocena.

5 komentarzy:

  1. nawet mnie zainteresowałaś, nie powiem.
    może kiedyś zajrzę, jak w końcu znajdę ten zagubiony, wolny czas.

    OdpowiedzUsuń
  2. bo takie książki to najczęściej zbiór wiadomości i ciężko, żeby jakoś świetnie była napisana, więc pewnie ocena dobra :)

    OdpowiedzUsuń
  3. u mnie nowe, jakby coś.(;
    i zabieram się właśnie za oglądanie "Sherlock'a", ha!^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, samo wspomnienie o Simone de Beauvoir sprawia, że mam ochotę sięgnąć po tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Zainteresowało mnie, muszę koniecznie wypożyczyć :)

    OdpowiedzUsuń