Panie Dresden, co z panem? Pana urok był zawsze tak niezwykle silny! A teraz? A teraz męczyłam się z panem ponad tydzień!
Nie wiem, czy problem leżał we mnie i w tym, że wyjątkowo nie chciało mi się czytać podczas mojego wyjazdu, czy w tym, że ta część była po prostu słaba. Myślę, że wina rozkłada się dokładnie po połowie, ale to "Śmiertelnej groźby" wcale nie ratuje. Ten tom był po prostu dość... nudny. Zaczynało się ciekawie - duchy w całym Chicago zaczęły wariować, Dresden wraz z pomocą dość ciekawej postaci - Michaela (rycerza samego Pana Boga!) począł je poskramiać i naraził się (znowu) swojej matce chrzestnej. Ta wybuchowa mieszanka została doprawiona najczarniejszym z czarnych charakterów i przełamana szczyptą miłości. Dlaczego więc miałam tak okropną blokadę przed przerzucaniem kolejnych stron?
Butcher w tym tomie nie potrafił zatrzymać mnie na dłużej, nie poprowadził historii tak, bym trzęsła się z podniecenia na myśl "Co będzie dalej?!". Do tego wszystkiego Bob jakoś szczególnie w tej opowieści nie "Bobował" (a szkoda, wielka szkoda) i chociaż miał intrygujący zamiennik w postaci Michaela, to jednak pan Rycerz nie jest nawet w 30 procentach tak zabawny jak duch pomieszkujący w czaszce. Nawet Dresden ostatnio zamienił cięty język na wzdychanie do płci przeciwnej.
Tak à propos - wschodząca miłość między Harrym a Susan nie zatrzymała mnie na dłużej (co jest dość dziwne, bo ja jestem z tych "romansolubnych"). To jednakowoż wynika z faktu, że panna Rodriguez jest dla mnie wyjątkowo antypatyczną i głupią dziewoją, a pan Butcher, no cóż, w swojej książce łączy głównego bohatera z tak stereotypowymi kobietami, że naprawdę trudno mi to zrozumieć i zaakceptować.
Rozwiązania fabularne jak zwykle oceniam na plus (szczególnie sposób w jaki duch atakował zwykłych śmiertelników i stan, w którym ich pozostawiał - wiem, spojler, przepraszam...), chociaż pewne wątki zaczynały mnie już trochę denerwować (ach, ta matka chrzestna).
Pod koniec tomu zrobiło się znacznie lepiej i ciekawiej, a koniec zapowiada, że tak to ujmę, złe dobrego początki. Mam nadzieję, że w kolejnej części ponownie się zakocham, a lektura będzie dla mnie już tylko czystą przyjemnością.
I czy mi się wydaje, czy w tym tomie było wyjątkowo mało zabawnych sytuacji?
Cykl Akta Dresdena to:
Front Burzowy | Pełnia Księżyca | Śmiertelna Groźba | Rycerz lata | Śmiertelne Maski (?) | Krwawe Rytuały (?) | Śmiertelne Uderzenie (?) | Winny (?) | Biała Noc (?) | Mała Przysługa (?) | Zdrajca (?) | Zmiany (?)
Przepraszam, że recenzja jest tak chaotyczna i krótka - wracam do pisania bloga po ogromnie długiej przerwie spowodowanej ogromnie długimi wakacjami. W końcu jednak siedzę sobie w domu (nie żebym narzekała na moje bardzo udane wyjazdy, o nie ;) ) i właśnie nadrabiam wszelkie zaległości. Jak starczy mi czasu i weny, to w końcu zrealizuję moje blogowe marzenie, więc trzymajcie kciuki ;)
Już od pewnego czasy jestem ciekawa książek tego autora, może w końcu je przeczytam.
OdpowiedzUsuńA to ja znowu mam na odwrót - im bardziej brnę w tę serię, tym bardziej mi się ona podoba :P Z początku miałam wątpliwości i jakieś takie niezdecydowanie, ale ten ostatni tom podobał mi się chyba najbardziej ;)
OdpowiedzUsuńNo i patrz, jacy Ci ludzie są kapryśni i różni - ale to dobrze, bo przynajmniej mamy o czym dyskutować :D
BTW Ciekawe jak wypadnie następna część :>
Nie spotkałam się wcześniej z tą serią, ale jakoś nie ciągnie mnie do niej, więc pewnie ją sobie odpuszczę... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Pandorcia
(nastąpiły u mnie małe zmiany, jak widać: Zmieniłam adres bloga: http://anty---materia.blogspot.com/)
Jakiś długi ten cykl. Nie czytałam poprzednich tomów i o ile pamiętam tamte dość chwaliłaś. Nie bardzo przekonana jestem do takich długich cykli, ale może uda mi się kiedyś przynajmniej zapoznać z pierwszą częścią. :] I fajnie, że wracasz powoli ^^
OdpowiedzUsuńPierwszy raz o niej słyszę, ale bardzo chętnie się zapoznam :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam do mnie - blog ubogacam o krótkie vlogi :)