Pokazywanie postów oznaczonych etykietą magowie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą magowie. Pokaż wszystkie posty

"Poison City" Paul Crilley

"Agent Gideon Tau z Wydziału Delfickiego policji dba o przestrzeganie Traktatu zawartego między ludźmi a światem istot nadprzyrodzonych. Często musi sięgać po broń, bywa że niekonwencjonalną, ale zdarza się, że jedynym wyjściem jest odwołanie się do magii. Dwa lata temu porwano mu córkę, zaraz potem odeszła żona. Ma wspaniałą, nietuzinkową szefową Armitage i wiernego przyjaciela, a właściwie przewodnika duchowego - krnąbrnego i wkurzającego psa, który z braku lepszych zajęć lubi sobie golnąć najpodlejszą whisky. Seria niepokojących wydarzeń w Durbanie, w których ponad wszelką wątpliwość maczały palce istoty nadprzyrodzone – orisze, wróżki, anioły, a nawet archanioły - prowadzi go do zaskakującej konkluzji: córka Gideona żyje! Agent Tau zrobi wszystko, by rozwiązać kryminalną intrygę na styku świata realnego i nadprzyrodzonego, ale przede wszystkim musi odnaleźć porywaczy dziecka. Na podstawie książki powstaje już serial telewizyjny"
Kiedy zobaczyłam opis książki moja dusza zaczęła śpiewać - czyżby kroiła się powieść na miarę "Patroli" Łukjanienko połączonych z "Aktami Dresdena" Butchera?! Cytując klasyk wśród bajek dla dzieci: "Jeden rabin powie "tak", a drugi powie "nie"."

Niewątpliwie "Poison City" ma wiele wspólnego z serią Butchera. Mamy tutaj postać męską, detektywa-maga. Mamy sporo humoru, zagadkę kryminalną i zapowiedź większej serii. Niestety jednak Gideon Tau wypada dość blado w zestawieniu z Harrym Dresdenem. W "Poison City" brakuje ciekawie poprowadzonej akcji, a i główny bohater nie jest tak charyzmatyczny i nietuzinkowy. Atmosfera całej powieści nie jest tak gęsta, bogata i zapadająca w pamięć. Może to wynikać z faktu, że - jak dla mnie - bohater jest po prostu mało interesujący i nie przyciąga do siebie czytelnika. Dodatkowo nie czujemy do niego sympatii, bo za mało go znamy. I chociaż w miarę "połykania" kolejnych rozdziałów dowiadujemy się wielu rzeczy z przeszłości Gideona, to... nadal tam czegoś brakuje. To samo można zauważyć w przypadku istot nadprzyrodzonych - nie do końca odnajdujemy się wśród ich nowych nazw i przypisanych im ról w społeczeństwie. Czytając kolejne rozdziały miałam wrażenie, że siedzę gdzieś z boku. Niczym uczeń, który został przeniesiony do nowej szkoły w środku trwania semestru i nikt nie chce go wtajemniczyć w szczegóły z życia klasy. 

Powieść czyta się dość szybko, natomiast nie zauważyłam, bym szczególnie łapczywie zabierała się za kolejne rozdziały. Niewątpliwie dużą zaletą "Poison City" jest postać Armitage, która nadaje pikanterii każdej stronie, na której się znajduje. Wadą jest za to psi bohater, który żłopie whisky. Odnoszę wrażenie, że jego rola w powieści miała się sprowadzać do "comic relief", ale ten zabieg zdecydowanie nie wyszedł. Pies jest irytujący, buńczuczny i prymitywny. 

Oczywiście nie można "Poison City" odmówić kilku zalet. Kreacje bohaterów są poprawne, zagadka kryminalna odpowiednio i zrozumiale poprowadzona, a delikatny cliffhanger skłania wszystkich ciekawskich do zakupu kolejnej części. Absolutnie nie jest to książka zła! Dla mnie niestety jednak tylko poprawna. Może ze względu na to, że porównywałam ją z absolutnym hitem gatunku urban fantasy, jakim jest dla mnie wciąż seria "Patroli" Łukjanienki, do której "Poison City" okazało się w ogóle nie podobne (pomijając kwestię zawarcia traktatu między ludźmi i istotami nadprzyrodzonymi)? A może zbyt dogłębnie analizowałam podobieństwa między Gideonem Tau i Harrym Dresdenem?

Oceńcie sami. Ja raczej już po drugi tom nie sięgnę.







Jacek Wróbel "Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina" + video

Cześć, dzień dobry, dobry wieczór! Wakacje w pełni, mamy piękny i słoneczny sierpień! Nic, tylko usiąść z książką na trawie i czytać, czytać i czytać... 

Książki, które mnie osobiście kojarzą się z wakacjami to albo lekkie i przyjemne romansidła do opalania się na leżaku albo takie typowe książki fantastyczne - średniowiecze, lochy, smoki i podobne klimaty. Przez ostatnie lata ukochałam sobie dwie pozycje, które nadawały się do podczytywania podczas pobytu nad jeziorem fantastycznie - "Królewska krew. Wieża elfów" Sullivana i "Wiedźma" Olgi Gromyko. Łączy je era, w której zostały osadzone i humor, który dosłownie wypływa z każdej kolejnej strony. Dzisiaj do tego duetu dołącza kolejna książka - "Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina". 

"Cuda i Dziwy Mistrza Haxerlina" to zbiór opowiadań o pewnym bardzo, bardzo sprytnym kłamcy i krętaczu. Haxerlin nabiera każdego bardziej naiwnego osobnika (na swoją wątpliwie gustowną szatę z klepsydrą i księżycem), że jest szanowanym i potężnym magiem. Tak naprawdę jeździ ze swoim wozem po małych wioskach i naciąga wszystkich na swoje bezużyteczne artefakty (np. łopatę, która teoretycznie od razu wskazuje zakopany skarb), a magii w nim tyle, co kot napłakał. Interes jednak nie idzie zbyt dobrze, a sam "mag" - chociaż bardzo sprytny - często wpada w niezłe kłopoty. I tak, będzie musiał się zmierzyć z pewną nimfą, demonem, plagą w mieście, starymi kolegami ze studiów i pewną "drużyną kamikadze"...


Samantha Shannon "Czas żniw"

NIE CZYTAJ. Przecież może jeszcze się okazać, że Cię to zainteresuje... 

Rok 2059, Londyn. Dziewiętnastoletnia Paige Mahoney, znana także jako Blada Śniąca, pracuje w podziemiach Sajonu, włamując się do ludzkich głów i pozyskując potrzebne informacje. Dziewczyna, jak każdy jasnowidz, powinna w ogóle nie istnieć, nie ma racji bytu. Tak, jak większość innych, można by rzec - nadnaturalnych, wkrótce zostaje pojmana i wysłana do kolonii karnej, gdzie dostaje ultimatum - albo będzie współpracować, albo pożegna się z życiem.

"Oprócz tej ziemi i oprócz rasy ludzkiej istnieje świat niewidzialny i królestwo duchów. Ten świat nas otacza, gdyż jest wszędzie." || Charlotte Bronte



Jim Butcher "Śmiertelna groźba"

Panie Dresden, co z panem? Pana urok był zawsze tak niezwykle silny! A teraz? A teraz męczyłam się z panem ponad tydzień! 

Nie wiem, czy problem leżał we mnie i w tym, że wyjątkowo nie chciało mi się czytać podczas mojego wyjazdu, czy w tym, że ta część była po prostu słaba. Myślę, że wina rozkłada się dokładnie po połowie, ale to "Śmiertelnej groźby" wcale nie ratuje. Ten tom był po prostu dość... nudny. Zaczynało się ciekawie - duchy w całym Chicago zaczęły wariować, Dresden wraz z pomocą dość ciekawej postaci - Michaela (rycerza samego Pana Boga!) począł je poskramiać i naraził się (znowu) swojej matce chrzestnej. Ta wybuchowa mieszanka została doprawiona najczarniejszym z czarnych charakterów i przełamana szczyptą miłości. Dlaczego więc miałam tak okropną blokadę przed przerzucaniem kolejnych stron? 

Butcher w tym tomie nie potrafił zatrzymać mnie na dłużej, nie poprowadził historii tak, bym trzęsła się z podniecenia na myśl "Co będzie dalej?!". Do tego wszystkiego Bob jakoś szczególnie w tej opowieści nie "Bobował" (a szkoda, wielka szkoda) i chociaż miał intrygujący zamiennik w postaci Michaela, to jednak pan Rycerz nie jest nawet w 30 procentach tak zabawny jak duch pomieszkujący w czaszce. Nawet Dresden ostatnio zamienił cięty język na wzdychanie do płci przeciwnej.

Aneta Jadowska "Zwycięzca bierze wszystko"

Zwycięzca bierze wszystko. Ale gdy się weźmie za dużo, to potem trzeba to odchorować. A odchorowuje to czytelnik... 

W trzeciej już części na głowie Dory Wilk spoczywa rewolucja, starcie z wyjątkowo wrednym skrzydlatym stworzeniem, trochę przykry powrót do stron rodzinnych i co najważniejsze -  udowodnienie wszystkim, na co ją stać i kim naprawdę jest. Dodajmy do tego jeszcze nowo powstały triumwirat, nowe moce i zatrzęsienie w drzewie genealogicznym. Wiedźma będzie miała pełne ręce roboty... 

Jadowska od pierwszych stron serwuje nam jazdę bez trzymanki - już na samym początku czekają na nas nowe sekrety, akcja, czy humor - w książkę się po prostu momentalnie wsiąka i pozostaje się głuchym na otaczający świat (ten prawdziwy oczywiście, bo kłótnie Dory i Mirona, mimo że występują na kartach lektury, "słyszy się" bardzo dokładnie!).



Patricia Briggs "Wilczy trop"

Patricię Briggs miałam okazję poznać dobrych kilka lat temu, gdy "Zew krwi" i "Więzy krwi" zostały wydane jeszcze w starej oprawie graficznej. Od tej pory z nowymi częściami było mi nie po drodze, chociaż wiele razy już czaiłam się na nie na allegro. Gdy na maila przyszła propozycja zrecenzowania "Wilczego tropu", to rzuciłam się na egzemplarz, niczym wilkołak na swoją ofiarę. Czułam w kościach, że Briggs napisała kolejną dobrą lekturę...

Anna Latham jest na końcu łańcucha pokarmowego w swoim wilkołaczym stadzie. Każdy osobnik ma prawo nią pomiatać, bić, gwałcić. Z trudem przychodzi jej nauczenie się uległości, wyłącza się na ból. Jej losy zmieniają się w chwili, gdy poznaje Charles Cornicka, egzekutora i syna przywódcy wilkołaków Ameryki Północnej. Dowiaduje się, że jest Omegą, co wcale nie oznacza, że jest najsłabszym ogniwem w stadzie, co próbowano jej wpoić przez trzy długie lata. Na dodatek jej umiejętności będą wkrótce potrzebne - w górach giną ludzie, najprawdopodobniej za sprawą zdziczałego wilka samotnika...


Aneta Jadowska "Bogowie muszą być szaleni"

Można by rzec, że Dora w końcu znalazła swoje miejsce na ziemi. Przeprowadziła się na stałe do Thornu, do dużego, pięknego mieszkania, które wyposażyła również w zabójczo przystojnego i pewnego siebie diabła Mirona oraz nieśmiałego, tajemniczego anioła Joshuę. Od wydarzeń, które miały miejsce w poprzednim tomie, nieświęta trójca nie opuszcza się na krok - często śpi w jednym łóżku, a nawet prowadzi prywatną działalność detektywistyczną, przyjmując swoich klientów w Szatańskim Pierwiosnku. 
"Moja matka byłaby zachwycona, gdybym zadzwoniła ze słowami: mamo, jesteś babcią, chłopcy są śliczni, mają nieco nietypowe potrzeby żywieniowe i są starsi niż cała rodzina razem wzięta, ale polubisz ich, na pewno."
Znacie to prawo natury, które mówi, że nigdy nie może Wam być całkowicie dobrze lub całkowicie źle? Nie? Cóż, ja przekonuję się o jego istnieniu codziennie, a nasza Jada przeczuwa coś od pierwszego spotkania z dość nietypową, arogancką, narcystyczną klientką, która nie przyznaje się do swojego pochodzenia i... po prostu - sama w sobie jest antypatyczna. Wkrótce potem na wiedźmie barki spadają kolejne problemy - dwa wampiry, którym niedawno uratowała życie, znów znikają w tajemniczych okolicznościach (a wszystkie podejrzenia, tradycyjnie, spadają na tego, kto tylko starał się pomóc...), nie mówiąc już o kolejnym mordercy, który grasuje na magiczne stworzenia. Tym razem jednak za wszelką cenę stara się swoimi postępkami skłócić rasy i doprowadzić do krwawej wojny. Czy Dora, Miron i Joshua zapobiegną tej katastrofie?

Aneta Jadowska "Złodziej dusz"

Stało się. "Złodziej dusz" sprawił, że po raz pierwszy zatrzęsłam portkami ze strachu, że posądzicie mnie o szastanie najwyższymi ocenami na prawo i lewo. W poprzednim poście składałam hołd twórczości Carriger i "Bezduszną" ochrzciłam książką dla mnie idealną. Co powiecie na kolejną, podobną ceremonię?
"Zbyt długo pracuję w policji, by wierzyć w świętych. Nawet Mikołaj ma na koncie co najmniej włamania do domów. Kto wie, czemu naprawdę chce te wszystkie dzieciaki sadzać na kolanie..."
Dora to wiedźma z iście szatańskim temperamentem i rudą czupryną (a nie od dzisiaj wiadomo, że rude to wredne - popatrzcie na mnie!). Na co dzień pracuje w toruńskiej policji i chwyta kryminalistów, a po godzinach wędruje do Szatańskiego Pierwiosnka (klubu dla wszystkich magicznych stworzeń) na kieliszek drinka z sokiem kaktusowym i... przygodę na jedną noc, co by naładować swoje wiedźmie akumulatory. Gdy Dora Wilk nie rozwiązuje kolejnej zagadki kryminalnej i nie gości w swoim łóżku jakiegoś przystojnego faceta, spędza czas z dwoma zupełnie różnymi od siebie mężczyznami - aniołem Joshuą i diabłem Mironem. Nikt z tej trójki nie spodziewa się, że w krótkim czasie zostaną poddani wielu próbom, by udowodnić sobie nawzajem swoją przyjaźń i oddanie. A tak zupełnie przy okazji, co by się nie zrobiło za patetycznie i nudno, "nieświęta trójca" będzie próbować rozwiązać magiczną zagadkę kryminalną, od której zależy życie wielu istot magicznych, skopie parę tyłków i przodków, nawrzeszczy na siebie, a w międzyczasie wprawi się w headbanging'u słuchając dzieł Metalliki.

Katarzyna Bernika Miszczuk "Ja, anielica"

Recenzję podzieliłam na dwie części: recenzję formy zapoznania się z książką (audiobooka), jak i po prostu samej książki. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany moimi wynurzeniami na temat audiobooków w pojęciu ogólnym, to szukajcie słowa 'książka' napisanego wersalikami. Od tego momentu zaczyna się recenzja właściwa. Jednakże szczerze polecam Wam lekturę całości i zapraszam do dyskusji w komentarzach, o której wspomnę jeszcze w tekście poniżej:

AUDIOBOOK

"Ja anielica" była dla mnie książką-wyzwaniem. O dziwo, nie ze względu na tematykę, a na formę, w jakiej się z nią zapoznawałam. Swój pierwszy i jedyny "audiobook" posiadałam w czasach przedszkolnych, na kasecie magnetofonowej. Była to opowieść o Karolci i magicznym koraliku. Słowo "audiobook" znalazło się w cudzysłowie nieprzypadkowo - tekst ten był czytany z podziałem na role, a raczej w tych współczesnych audiobookach mamy do czynienia z jednym narratorem. W każdym razie, co by się za bardzo nie rozpisywać - dawno temu lubiłam słuchać Karolci na kasecie, więc stwierdziłam, że warto zaryzykować i mieć z głowy swój pierwszy raz, co by nie pozostać do końca swych dni audiobookową dziewicą. Wybór padł na książkę Pani Miszczuk - pierwszą część miałam za sobą, mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, a poza tym audiobook daje niezłe pole do popisu. Dzięki niemu mogę stwierdzić, czy powieści się po prostu przyjemnie słucha - wtedy błędy stylistyczne, oraz brak nadania tekstowi płynności, będą łatwo wychwycone.

Neil Gaiman "Dym i Lustra"

Na wstępie muszę się przyznać: Gaimana znałam tylko dzięki Koralinie. I to wersji kinowej, nie książkowej. To właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po ten zbiór opowiadań - zależało mi na lepszym poznaniu autora. Na odkryciu, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak o nim mówią. 

Mnie osobiście już po kilku pierwszych tekstach zachwycił niesamowity wachlarz tematów, na które Gaiman tworzył swoje opowiadania, nowelki, wiersze, czy miniatury. W "Dymie i lustrach" znajdzie się coś dla wielbicieli trolli, rycerzy, wilkołaków, wampirów, seksu, baśni,  fantastyki "uwspółcześnionej" itp. Kolejną mocną stroną tego zbioru jest opisana przez autora geneza każdego tekstu. Myślałam, że to będzie miły i ciekawy dodatek do całości (w końcu to jakaś forma autobiografii!), a tymczasem taki dopisek nie raz wytłumaczył mi o co w ogóle chodziło w opowiadaniu.

Melissa de la Cruz "Zapach spalonych kwiatów"

„Zapach spalonych kwiatów” to kolejna książka, którą kupiłam za 1/3 ceny w księgarni w Augustowie. Zrażona kiepskim „Pożeraczem snów” zaczęłam się zastanawiać, czy jest sens w ogóle tę książkę czytać, bo pewnie znów przyniesie mi niemałe rozczarowanie. I przyniosła. Ale dość pozytywne!

North Hampton jest „miasteczkiem na końcu świata”. Niewiele osób o nim słyszało, jeszcze mniej wie, gdzie może je znaleźć. To właśnie w nim spotykamy się z na pozór zwykłymi kobietami: matką – Joanną i jej dwoma córkami – Freyą i Ingrid. Wydaje się, że dotykają je tylko i wyłącznie kłopoty zwykłych śmiertelników – Joanna ubolewa nad swoją przemijającą urodą, Freya czuje pociąg do brata narzeczonego, a Ingrid robi wszystko, by utrzymać miejską bibliotekę. Tak naprawdę te trzy niezależne i dzielne kobiety borykają się z o wiele większym problemem – są czarownicami, ale nie mogą używać swojej magii…

Orson Scott Card "Zaginione wrota"

Kto by pomyślał, że książka Orsona Scotta Carda jest istnym rollercoasterem emocjonalnym? To właśnie ona idealnie pokazuje nam, że porzucenie jakiejkolwiek lektury w połowie jest bardzo złym wyborem.

Trzynastoletni Dan North należy do pewnej zamkniętej społeczności magów, która ukrywa się w górach, nie chcąc się zdradzić przed ludźmi. Chłopiec posiada ogromną rodzinę - kuzynów ma na pęczki, jego rodzice są szanowanymi i potężnymi istotami... I wszyscy, ale to wszyscy, z najbliższego mu otoczenia posiadają chociażby nikłe zdolności magiczne, podczas gdy on... cóż, Danny jest pusty. Nie tworzy klantów, nie łączy się z naturą... Słowem: jest drekką, którą wszyscy powoli zaczynają gardzić. Chłopiec, nie mając innego wyjścia, zaczyna godzić się ze swoim losem - wiecznego popychadła i źródła drwin kuzynek. Do czasu, gdy odkrywa, że zupełnie bezwiednie potrafi tworzyć wrota i jeśli komukolwiek zdradzi swój sekret - będzie martwy.

Olga Gromyko "Wiedźma Naczelna"

Czyżby wiedźma spiłowała swoje pazurki?

Gdy wyszła "Wiedźma Naczelna", rozpaczałam strasznie - raz, że jest to ostatni tom cyklu o mojej ukochanej, wrednej Wolsze, a dwa - że nie miałam pieniędzy na jego natychmiastowy zakup. Trwałam więc tak kilka miesięcy, z siedzącym mi na karku sumieniem i niewyobrażalną ochotą na zaznajomienie się z lekturą... Na szczęście, jak to bywa z allegro, po kilku miesiącach od premiery dostałam już raz czytaną książkę za prawie połowę ceny okładkowej. I zabrałam się, z należną czcią, do lektury.

"-Bracia moi! (...) W tym skromnym grobie (...) spoczywa (...) święty Fenduł.
Na kilka chwil jego głos zgubił się w zachwyconych westchnieniach i szeptach. Cały czas korciło mnie, by go poprawić, że w tej chwili spoczywam tu ja i wcale nie jestem gorsza od niego, a do tego młoda i ładna.
-Czasem wydaje mi się - urywanym głosem ciągnął mistrz (...) - że słyszę jego oddech..
Do pokrywy równocześnie przywarło siedem uszu. Instynktownie zamarłam na wdechu mimo całkowitej świadomości tego, że przez ciężką marmurową płytę mogliby usłyszeć jedynie głośne chrapanie.
-Tak właśnie! Słyszę go!!! - rozległ się po chwili czyjś egzaltowany wrzask, który prawie poderwał mnie z miejsca.
-Ja też! I ja! - darli się pielgrzymi. Któryś załkał ze szczęścia, po czym padł na kolana i zaczął walić czołem o bok sarkofagu, jak wywnioskowałam z tańczących na zewnątrz cieni."

Wolho, słońce, przed czym to uciekasz?

W ostatniej części powieści ziściły się najstraszniejsze koszmary rudowłosej wiedźmy. "O co chodzi?" - pytacie - "Czyżby napadła ją zgraja krwiożerczych strzyg? Porwał obleśny troll? Smok zjadł jej rękę?!".

Nie. To Len jej się oświadczył....

Co więcej, panna wredna zgodziła się zostać jego żoną, a potem dopadły ją głębokie wątpliwości. Z pomocą przychodzą jej... szkoła i własne ambicje - postanawia zebrać materiały do swojej pracy i obronić tytuł bakałarza trzeciego stopnia. I tak, już po raz czwarty, wrzuceni zostajemy w wir pełen przygód. Wolha jeździ z miasta do miasta, tak jak robiła to dotychczas, i pomaga ludziom w drobnych problemach. Niektóre jej misje rosną jednak do rangi bardzo niebezpiecznych i poważnych - i tak oto panna W.Redna musi zmierzyć się duchem, który nawiedza zamek, potworem, który stacjonuje na jednej z małych wysepek i w końcu - z arcyniebezpiecznym i arcypotężnym magiem. Co by to jednak były za wyprawy - i zakończenie cyklu o wiedźmie - gdyby na jej drodze nie stanęły tak dobrze nam znane i lubiane postaci? A witamy tutaj wszystkich: i przyjaciółkę Wolhy ze szkoły - Welkę, i "standardowe" towarzystwo - Orsanę, Rolara, Wala oraz (niespodzianka!) Lena, który tak jak i jego narzeczona, jest poważnie przejęty ślubem i targany wątpliwościami o jego zasadności.

„On też się bał. Ale rozumiał, że jeśli nie potrafią wykonać tego kroku razem, to dalej będą musieli iść samotnie. Do końca życia, ponieważ nic podobnego już im się nie przydarzy, a na mniej się nie zgodzą...”

Jim Butcher "Pełnia księżyca"

"-Czy wszyscy magowie - zaczął - dostają dziecięce korony i noszą je na głowach? Czy tylko na specjalne okazje?
-Czy wszystkie wilkołaki - odpaliłem, zrywając koronę z głowy - noszą okulary i używają za dużo Old Spice'a? Czy tylko w czasie pełni?"
Po sześciu miesiącach od ostatniego śledztwa dla policji, Harry Dresden ma się lepiej, niż w całym swoim życiu!
No dobrze, przejrzeliście mnie - kłamię. Rzeczywistość tak naprawdę jest okrutna - po ostatnich wydarzeniach z demonami rządnymi krwi i ludźmi parającymi się czarną magią, Murphy (przyjaciółka, która załatwia Dresdenowi zlecenia od swojego wydziału śledczego) jest pod ścisłym nadzorem policji, a sam trochę nieokrzesany mag z podejrzeniem współpracy z najniebezpieczniejszym i najprzebieglejszym szefem mafii. Harry zapewne mógłby żyć z tą świadomością, gdyby nie fakt, że od kilku miesięcy ledwo wiąże koniec z końcem i ostatnio nie może sobie pozwolić choćby na jeden ciepły posiłek w ciągu dnia.
Pewnego razu do maga przychodzi jego stara uczennica - Kim, która zaczyna wypytywać o kręgi uwięzienia oraz o... istnienie wilkołaków. Harry dzieli się z nią strzępkami informacji w zamian za porcję parującego steku, nie wiedząc jeszcze, że przez ten gest zarówno on, jak i wszyscy jego bliscy znajdą się w poważnym zagrożeniu.

Maria V. Snyder "Siła trucizny"

Ile razy zdarzyło Wam się kupić książkę ze względu na okładkę? A ile razy okazała się ona beznadziejna? No właśnie. W przypadku "Siły trucizny" jest natomiast odwrotnie - sięgając po tę pozycję miałam w pamięci tylko całkiem interesujący opis, a po jej ogólnym wyglądzie spodziewałam się raczej przeciętnego czytadła. Jednak kilka dni temu przy lekturze zostałam pozytywnie zaskoczona!

Yelena spędziła w lochach rok, czekając na wyrok śmierci. Pewnego słonecznego dnia otwierają się drzwi jej celi, a ona sama zostaje zaciągnięta przed oblicze władz. Ku jej niekrytym zdumieniu dostaje wybór: może zostać stracona lub też zostać prywatnym testerem posiłków komendanta, mając w perspektywie kilka, kilkadziesiąt, może kilkaset dni życia więcej - wiadomo, kiedy natknie się na bardzo silną truciznę i tak umrze. Jak się możemy spodziewać, Yelena przyjmuje niecodzienną propozycję i zostaje rezydentem pałacu. Tam poznaje zarówno życzliwych, bezinteresownych ludzi, jak i tych, którzy czyhają na jej życie - dziewczyna jest więc w każdej chwili narażona na niebezpieczeństwo. A jakby tego było mało, dowiaduje się, że dysponuje potężną magiczną mocą. Tak potężną, że jeśli nie wymyśli sposobu ucieczki spod skrzydeł komendanta i nie nauczy się panowania nad samą sobą, to zagrozi zarówno sobie, jak i wielu innym ludzkim istnieniom.

Jim Butcher "Front Burzowy"

W chwili, gdy dostałam "Front Burzowy" kończyłam "Sprawę Rembrandta" Silvy. I chyba po raz pierwszy to mnie wcale nie zniechęciło, żeby natychmiast po odpakowaniu przesyłki zagłębić się w lekturze kolejnej książki, nie skończywszy jeszcze poprzedniej. Tak bardzo nie mogłam doczekać się momentu, w którym poznam świat Harrego Dresdena. A ten pochłonął mnie całkowicie!

Ubogi mag mieszkający w Chicago nie ma łatwego życia. Jego nazwisko figuruje w książce telefonicznej pod hasłem "usługi", częściej jednak dostaje infantylne telefony niż prawdziwe zlecenia. Na szczęście Harremu Dresdenowi zaufała policja (dzięki temu nie przymiera głodem i nie mieszka na ulicy), która prosi go o porady w zakresie zjawisk paranormalnych (oczywiście w dochodzeniówce prawie wszyscy patrzą na Harrego jak na wariata - milczą jednak, zgromieni wzrokiem porucznik Karrin Murphy, która go zatrudnia). I tak, pewnego dnia, zostaje wezwany na miejsce zbrodni. Została ona popełniona ze szczególnym okrucieństwem - dwojgu kochankom serca dosłownie eksplodowały. Tak po prostu - same z siebie. W mieszkaniu nie widać śladów walki, para nie została postrzelona... Dresden od razu domyśla się, że w tym morderstwie maczał palce niesamowicie silny mag, prawdziwą sztuką jest bowiem popełnienie takiego czynu na odległość, nie brudząc sobie przy tym rąk. Mężczyzna natychmiast zaczyna śledztwo na własną rękę, a komuś zaczyna to bardzo przeszkadzać. Odtąd Harry Dresden znajduje się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. I to podwójnym, bo oprócz mordercy kochanków ściga go także jego mroczna przeszłość...

Ewa Białołęcka "Wiedźma.com.pl"

"Opisy literackie przyzwyczaiły czytelników do tego, że proszę ja was, wkroczenie do krainy czarów odbywa się w odpowiedniej oprawie. A to bohater spiernicza się na łeb do króliczej nory, a to powinien wleźć w ścianę na dworcu, czy też otworzyć tajemnicze drzwi, obowiązkowo skrzypiące. Skrzypiące tajemniczo, rzecz jasna. Nie miałam jednak pod ręką ani szafy, ani tym bardziej dworca, ani ochoty na poszukiwania króliczych nor w chaszczach (...)"
Jeśli jesteście molami książkowymi, to na pewno kiedyś mieliście taką sytuację, w której musieliby Wam grozić naładowaną spluwą, żebyście oderwali się od książki. Mam rację? Ja tak miałam w przypadku "Wiedźmy.com.pl", którą przeczytałam dzięki akcji "Włóczykijka". Przesyłkę dostałam w piątek i zaraz naskrobałam do organizatorek błagalnego maila o przedłużenie terminu zapoznania się z lekturą z 10 dni na 14, bo jeszcze w tym tygodniu pozostały mi sesyjne niedobitki na uczelni. Nie muszę mówić, że zrobiłam to całkowicie niepotrzebnie? Ale dosyć tych opowieści, czas na prawdziwą recenzję!

Poznajcie Reszkę (Krystynę Szyft), samotną matkę sześcioletniego chłopczyka, mieszkającą w dalszym ciągu u rodziców. Uzależnioną od kofeiny, Internetu  i - ogólnie - nowoczesnych technologii. A teraz wyobraźcie sobie jej szok, gdy dowiaduje się, że jakaś kobieta należąca do rodziny (jakaś ciotka, babka, ciotkobabka czy ktoś tam jeszcze inny, o której nigdy nie słyszała) przepisała jej w spadku małą ruderkę mieszczącą się we (jakże uroczo brzmiącej) wsi Czcinka, której... nawet Google nie potrafi wskazać na mapie. Od tej pory Reszkę czeka duża dawka przygód i kłopotów - między innymi ze skarbówką, mieszkańcami Czcinki (którzy z jakichś niewiadomych powodów schodzą jej z drogi, gdy tylko dowiedzą się jak ma na nazwisko), z pewnym całkiem przystojnym doktorem oraz z... nieżywymi osobnikami - prawdziwymi duchami. A jeden z nich jest wyjątkowym wrzodem na tyłku.
"To nie ja miałam trupy w domu (...). To znaczy, prócz Eryka w kredensie. Ale to znajomy trup. Wolno mi nocować znajomych, nie?"

J.M. McDermott "Dzieci demonów"

Gdy wyjęłam książkę ze środka przesyłki i zobaczyłam jej rozmiar, moim naturalnym odruchem było ponowne zerknięcie wgłąb koperty - jakbym była przekonana, że znajdę tam jeszcze parę stron. Nowa Fantastyka przyzwyczaiła nas do dość sporych tomów, więc możecie sobie wyobrazić moje zdumienie, gdy dostałam 270-stronicową książkę formatu zeszytu, której grubość nie przekracza, no właśnie, 1,5 centymetra! Jak się okazało, grubość wcale nie świadczy o jakości książki.

"Jaką miałeś twarz, zanim się narodziłeś?"

Witaj w świecie dobra i zła, ludzi i półdemonów. Przejdź się biedniejszymi dzielnicami miast, poczuj się jak ich mieszkańcy - bądź gotów na podjęcie każdej pracy, byleby otrzymać kawałek czerstwego chleba, zarób trochę grosza, by później znieczulić się w obskurnej karczmie. Lecz co się stanie, jeśli ktoś postawi przed Tobą kubek, z którego chwilę wcześniej pił pomiot szatana, przeklęta krew? Dostaniesz gorączki, będziesz wymiotować. Bardzo możliwe, że umrzesz."Trzeba tępić te plugawe stworzenia, przecież wszystko, czego dotkną, zostaje skażone!" - wrzeszczysz. A co się stanie, gdy powiem Ci w tajemnicy, że poprzedni właściciel kubka miał duszę, tak jak Ty? I nigdy nie zamierzał nikogo skrzywdzić?

Michael J. Sullivan "Królewska krew. Wieża elfów"

Jest noc. Wchodzisz razem z kompanem przez okno do kaplicy i wspólnie szukacie miecza, za którego wykradzenie ktoś ofiarował Wam naprawdę niezłą sumę pieniędzy. Nagle zdajesz sobie sprawę, że nie jesteście w pomieszczeniu sami, bo oto przed Waszymi oczami pojawia się król, który leży na posadzce. Czyżby żarliwie się modlił? Nie, jest martwy. I o jego śmierć posądzą właśnie Wasz duet...

Duet Riyira to dwaj złodzieje, specjaliści w swoim fachu. Podejmują się arcytrudnych zadań i zawsze wychodzą z nich obronną ręką. Royce ma niesamowicie rozwinięty zmysł wzroku - rewelacyjnie widzi w ciemności, a Hadrian jest prawdziwym mistrzem fechtunku. Wynajmują ich królowie, wysoko postawieni urzędnicy, a także zwykli wieśniacy. Warunkiem jest tylko słona zapłata i kilka dni "rozruchu" na przygotowanie się do zadania. Pewnego dnia tajemniczy jegomość burzy zasady stworzone przez dwóch złodziei oferując im 200 złotych tenentów za wykonanie naprawdę prostego zlecenia następnej nocy - zabranie miecza z królewskiej kaplicy. Decyzja Hadriana wpędza Riyrię w poważne kłopoty... Zachęceni? No to kto jest gotowy na garść czarnej, prastarej magii, elfy, krasnoludy i szczyptę humoru?

Bradley P. Beaulieu "Wichry Archipelagu"

Do Kałakowa spieszą książęta ze wszystkich wielkich państw Księstwa Anuski, których poinformowano o ślubie Nikandra Kałakowa i Atiany Wostromy - dzieci wpływowych książąt, którzy zaaranżowali to małżeństwo jedynie po to, by zyskać na polu politycznym. Niestety wkrótce, jakby na świecie było jeszcze niewystarczająco dużo bólu i cierpienia (ludzie są targani głodem, biedą i atakowani przez chorobę zwaną Wyniszczeniem, która zbiera śmiertelne żniwo) całą uroczystość psuje niespodziewany atak żywiołaka. Od tej chwili jedynie Nikandr (z autystycznym i niebezpiecznym chłopcem u boku - Nasimem oraz maharracką kurtyzaną, którą pokochał - Rehadą) będzie w stanie uratować świat od zagłady. 

"Wichry archipelagu" zapowiadały się fascynująca lekturą. Wszyscy moi znajomi, którzy mieli styczność z tą książką, obiecywali mi kawał dobrej powieści. Ja jednak aż tak zafascynowana nie byłam.