Kate Hewitt, India Grey "Za jakie grzechy"

Z takimi seriami jest jak z jedzeniem jednego rządka ukochanej czekolady - legenda głosi, że ktoś kiedyś podołał wyzwaniu i reszty nie tknął. Ponieważ nadal walczę ze swoim brakiem silnej woli, to będzie to idealna wymówka, żeby zakupić pozostałe części. No, ale może zacznę od początku.

Tom "Za jakie grzechy" opowiada historię dwóch z ośmiu sióstr Balfour, których ojcem jest niesamowicie bogaty Anglik. Ale, właśnie, czy na pewno biologicznym? Życie Zoe staje do góry nogami, gdy ta dowiaduje się, że z Oscarem Balfourem nie łączy ją kod genetyczny, a jedynie zmarła matka. Wyjeżdża do Nowego Jorku, by znaleźć swojego prawdziwego ojca i uciec od wścibskich spojrzeń. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że w Nowym Jorku znajdzie też miłość.

Bohaterką drugiej części tomu jest Emily - zapalona baletnica. Po kłótni z ojcem i odkryciu niewygodnej medialnie tajemnicy rodziny ucieka z domu i postanawia utrzymać się sama. Nikt jednak nie mówił, że będzie łatwo... szczególnie, że w pracy przeszkadza jej dawny znajomy.

Po lekturze tej książki i jeszcze jednej, o której napiszę już niedługo, stwierdzam jeden bardzo ważny fakt o mnie - jestem TOTALNĄ BABĄ. Lubuję się w większości romansów, nawet tych, które nie są specjalnie oryginalne i dzieją się według zaskakująco dobrze mi znanego schematu. Chyba nie potrafię w całej swojej subiektywności znaleźć choć szczypty obiektywności (piszę zrozumiale, czy nie bardzo?). Owszem, jeśli romans jest zaskakująco dobry, to nie zawaham się o tym napisać i dać mu odpowiednio wysoką notę. Ale jeśli nie jest oryginalny, to jest dobry, czy zły? Może nie trafiłam jeszcze na wyjątkowo słaby romans (no chyba, że podciągnie się pod tę szufladkę "50 twarzy Greya", to owszem - trafiłam), ale to jest kolejny tomik, który był dobry i który przyjemnie się czytało.

Zauważyłam też swoją słabość do serii romansów o jakiejś grupie sióstr. Dużą przyjemność sprawia mi poznawanie rodziny z punktu widzenia każdej siostry oddzielnie. To daje także możliwość "zostania" w określonej historii na dłużej. A ja jestem typem osoby, która bardzo łatwo się do czegoś przywiązuje. A tutaj będę miała do czego, bo przede mną jeszcze 3 tomy opowiadające historię pozostałych sióstr Balfour.

Polecam na leniwe wieczory jako odtrutkę od argumentów, pojawiających się niemal codziennie w kobiecych głowach (a przynajmniej w tej jednej - mojej), że faceci to jednak są beznadziejni ;)

Oceniam na 4, bo akurat ten tom niczym szczególnym mnie nie zaskoczył. Co nie znaczy, że lektura nie była przyjemna, bo połknęłam ją niemal od razu :)

Ocena: 4


Książkę do recenzji otrzymałam od Wydawnictwa Mira.

2 komentarze:

  1. Nie słyszałam wcześniej o tej książce. Wydaje się być taka akurat na lato, ale jakoś niespecjalnie mnie do niej ciągnie. Chociaż parę razu zostałam zaskoczona, bo myślałam, że będzie to kolejna mało fajna lektura, a była super. Więc może tu też tak być. No i mnie Grey się podobał. To tak ten :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Też lubię takie rodzinne serie, gdzie zmienia się perspektywa i można zobaczyć co poszczególnie bohaterowie myślą o sobie nawzajem ;)

    OdpowiedzUsuń