The Pretty One / Ślicznotka (2013) reż. Jenée LaMarque


Czy Wy też lubicie dzieła przypadku? Ja uwielbiam. Bardzo dużo dobrych rzeczy, które spotkały mnie w życiu, było wynikiem czystego przypadku i "spłynęło" na mnie zupełnie niespodziewanie. Począwszy od poważnych sytuacji, jak na przykład zaliczenie przedmiotu (tak, zdarzyło się :)), czy praktyki semestralne, a skończywszy na takich przyziemnych, jak dobry film.

I tak, wczoraj, przeglądając sobie "randomowe" trailery na Youtube wpadłam na "The Pretty One". Stwierdziłam, że muszę go obejrzeć, bo zapowiada się wspaniale. I kto by odmówił Jake'owi Johnson'owi, czyli Nickowi z "New Girl"? :)

"The Pretty One" to historia Laurel (Zoe Kazan), która jest słodką, ugodową, zamkniętą w sobie, dzwudziestoparoletnią dziwaczką, nadal mieszkającą z ojcem i jego nową dziewczyną w rodzinnym domu. Jej jedynym życiowym zadaniem jest usługiwanie ojcu (z własnej, całkowicie nieprzymuszonej woli!) i malowanie niezbyt udanych kopii sławnych obrazów. Laurel marzy skrycie, żeby upodobnić się do swojej przebojowej siostry bliźniaczki, Audrey (również Zoe Kazan), która nie boi się wyrażać własnego zdania, przez co jest czasem dość nieprzyjemna. Jednocześnie, mimo swoich wad, rozsiewa wokół siebie prawdziwy urok - woń sukcesu zawodowego pomieszaną z niewymuszonym seksapilem. To sprawia, że Laurel wypada przy Audrey wyjątkowo blado. Niespodziewanie obie dziewczyny są uczestniczkami wypadku samochodowego i Audrey ginie. Laurel zostaje omyłkowo wzięta za swoją siostrę bliźniaczkę i pod wpływem impulsu nikogo nie wyprowadza z błędu. Po feralnym pogrzebie siostry, na którym odnosi wrażenie, że wszyscy mieli ją - Laurel - za nic, postanawia pogrzebać swoją tożsamość wraz z trumną bliźniaczki i stać się Audrey już na zawsze. Po tej zmianie po raz pierwszy czuje, że naprawdę żyje i udało jej się w końcu znaleźć swoje miejsce na świecie. Pozostaje tylko pytanie: czy wszystko, co zdarzyło się w jej życiu od pogrzebu zawdzięcza tożsamości Audrey, czy czaruje ludzi schowaną głęboko w sobie, subtelną Laurel?


(źródło)
"The Pretty One" jest filmem niszowym, a więc dla wielbicieli kina "z przytupem" ("grand gestures", kino akcji, kilka wątków naraz itp.) może być nieciekawy lub po prostu zwyczajnie w świecie nudny. Mnie kino niszowe bardzo odpowiada i choć rzadko sięgam po takie pozycje, to zazwyczaj, jak już je obejrzę, to zostają ze mną na zawsze.

Gdybym miała opisać "The Pretty One" jednym słowem, napisałabym, że jest "hipsterski". Mamy tutaj istny niszowy miszmasz - jeden z głównych bohaterów, Basel (Jake Johnson) nosi obfitą brodę, wszyscy ubierają się w wysmakowane, ciekawe, kolorowe ubrania (kostiumy były w tym filmie CUDOWNE!), które dodają całemu filmowi lekkości. Wnętrza domów i mieszkań przeplatają się stylem nowoczesnym i rustykalnym, co niesamowicie cieszy oko i ociepla klimat filmu. Do tego dochodzi paleta barw użyta podczas kręcenia całego obrazu i dobrze dobrana, delikatna, niszowa muzyka, która pieści uszy, przemykając się podczas kolejnych scen.

Kolejną mocną stroną obrazu jest chemia między Lauren, a Baselem. Sceny ich miłości (fizycznej, jak i czysto psychicznej) są pełne pasji, ale subtelne i z klasą. Emocje przeżywane przez dwójkę bohaterów wychodzą z ekranu i lekko muskają zaskoczonego widza. 

(źródło)
No dobrze, ale co z tą fabułą? Temat przejmowania czyjejś tożsamości jest dla wielu kontrowersyjny. Tak samo jak temat śmierci jednego z bliźniąt - podobno jest to niesamowity cios dla tej drugiej połówki, która traci na zawsze cząstkę siebie. Spotkałam się z opiniami, że te dwie kwestie zostały przedstawione w filmie w zły lub odrealniony sposób. Jak dla mnie, reżyserka i scenarzystka Jenée LaMarque tworząc "Ślicznotkę" skupiła się przede wszystkim na temacie poszukiwania własnej tożsamości i to było tutaj głównym tematem całego scenariusza. Wiele osób szuka własnego "ja" przez lata, błądząc gdzieś po drodze, ujmując sobie komplementów, próbując grać kogoś innego, teoretycznie lepszego, ciekawszego.

Film w piękny sposób pokazuje, że zawsze najlepiej gramy samych siebie, a nie kogoś innego. Że my, jako my, jesteśmy ważni, potrzebni, jedyni w swoim rodzaju. Że udawanie kogoś innego nie sprawi, że będziemy więcej warci, bardziej interesujący, lepsi. Zamiast porównywać się do innych i próbować być kimś, kogo podziwiamy, powinniśmy skupić się na poszukiwaniu siebie. Wsłuchać się w to, czego my potrzebujemy, kim tak naprawdę chcemy być. Każdy z nas jest inny, oryginalny, niepowtarzalny. Zamiast kryć się za iluzją kogoś innego, powinniśmy pielęgnować swoje własne "ja".

Polecam wszystkim i każdemu z osobna :)

Ocena: 8






1 komentarz:

  1. Nie słyszałam o tym filmie, może właśnie dlatego, że jest "niszowy", czyli nie mówi się o takich filmach za wiele i za często. A szkoda, bo czasami można trafić na naprawdę dobre dzieła.

    OdpowiedzUsuń