Agatha Christie "Pułapka na myszy"

Zbiór opowiadań spod pióra jednego z najlepszych autorów kryminałów, jakie do tej pory czytałam. Książka leżała na mojej półce odkąd pamiętam - wydanie z 98 roku, a ja kryminałami zaczęłam interesować się dopiero w późnej podstawówce. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło do zaczęcia przygody z Christie od "Śmierci w chmurach", a nie od krótkich opowiadań, które czytam dopiero teraz - po lekturze kilkunastu długich powieści.

Tytułowa "Pułapka na myszy" trochę mnie rozczarowała. Nie w sensie opowieści jako takiej oczywiście, ale że rozwiązanie było dość banalne. Może to się wyda dziwne, ale to jeden z dwóch takich przypadków, gdzie byłam pewna kto jest mordercą. Niemniej jednak osadzenie akcji w domu, z którego nikt nie może wyjść jest niewątpliwie pomysłowe (a zarazem proste do rozwiązania, co będę uporczywie powtarzać, pławiąc się w swojej własnej dumie, o!). "Ukryty skarb" był na swój sposób zabawny. Nie chodzi mi tu w żadnym wypadku o humorystyczny styl pisania, raczej o kreację jednego z bohaterów. Wuj Mathew był niewyjętym dowcipnisiem, nawet po śmierci musiał utruć swojej biednej rodzinie życie! "Szpilkę" przeczytałam jakoś bez większego entuzjazmu i okrzyków radości. "Doskonała pokojówka" to jedna z najciekawszych pozycji w tym tomiku. Pomysłowość sprawców jak i panny Marple znów na najwyższym poziomie (scenarzyści wszystkich popularnych serii detektywistycznych! Dopiszcie do klucza programu akcję z cukierkiem i lusterkiem, bardzo ciekawy pomysł!). "Klątwa starej stróżki" jest smutna. Tak, najbardziej nie lubię, gdy ofiarą staje się Bogu ducha winna osoba, która znalazła się w niewłaściwym czasie, niewłaściwym miejscu lub po prostu otrzymała większy spadek i jest obrzydliwie bogata, a zarazem delikatna, kochająca, normalna, niewinna. Do takich zbrodni ciężko przejść na porządku dziennym, szczególnie gdy morderca wykonuje swoją robotę z zimną krwią. "Mieszkanie na trzecim piętrze" - Muszę przyznać, że wcześniej obejrzałam film z Davidem Suchetem, więc dobrze znam tę historię, ale stwierdziłam, ze skoro moja rodzicielka potrafi czytać tę samą książkę pani Christie i oglądać ten sam film po kilka razy, to i mnie nie zaszkodzi. Nie myliłam się. Czytając, zastanawiałam się, czy byłabym w stanie wymyślić takie dość oryginalne zatuszowanie morderstwa i czy Poirot równie szybko rozwikłałby tę zagadkę. "Przygoda Johnniego Waverly'ego" nie wyróżnia się szczególnie spośród innych. Temat był już wałkowany przez wielu scenarzystów i choć książka powstała zapewne o wiele wcześniej niż one, nie powaliła mnie na kolana. "Dwadzieścia cztery kosy" to także dobra propozycja. Można śmiało powiedzieć, że to opowiadanie powinno być przedstawiane jako jedno z reprezentantów tego malutkiego tomiku kryminałów. No i jak zwykle - szare komórki Poirota igrają sobie z moich własnych, wytykając je palcami.

Jeśli miałabym ocenić tę książkę, dałabym 4-. Dlaczego? Otóż Agatha Christie powieści w dużej mierze tworzyła zdecydowanie lepsze. Trzy perełki to w przybliżeniu tylko jedna trzecia całego tomu! Czyli zdecydowanie za mało, jak na możliwości tej angielskiej pisarki.
I na koniec, jako ciekawostka - moja własna okładka, gdyż nie widziałam jeszcze takiej w internecie:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz