Pamiętacie słynne powiedzenie "Jesteś tym, co jesz?". Okazuje się, że nie jest to tylko zwykły, pozbawiony sensu cytat. Według Dr Chantal Tse 90-95% przypadków zachorowań na raka powodują czynniki środowiskowe, w tym także duży odsetek (30-35%) złych zwyczajów żywieniowych. Zatrważające, prawda? Zewsząd słyszy się o tej straszliwej chorobie i coraz więcej ludzi próbuje się przed nią ustrzec. Jak? Najpierw trzeba poznać czynniki, które wpływają na tworzenie się komórek rakowych. Ta książka przybliży nam jeden z nich - mianowicie problem odpowiedniego odżywiania.
Media uczą nas o zaletach prowadzenia zdrowego trybu życia już nie od dziś. Skupiają się jednak tylko na aspektach zbijania zbędnych kilogramów i "odrośnięciu" od fotela w biurze. Co Wy na to, jeśli powiem Wam, że przestrzeganie podstawowych zasad piramidy żywieniowej i odrobina ruchu to także początek profilaktyki antyrakowej? Nikt nie zagwarantuje Wam oczywiście, że jedząc odpowiednie produkty uchronicie się przed nowotworem. Jednak, czy zmniejszenie ryzyka jego wystąpienia nie jest już jakimś postępem?
Sama książka składa się z dwóch części. Pierwsza jest swoistym wykładem na temat profilaktyki przed nowotworem i czemu to takie ważne, żeby spożywać określone pokarmy. Na końcu książki mamy też krótką informację na temat wybranych produktów żywnościowych - z jakich witamin i minerałów się składają, jak powinno się je przyrządzać i do czego dodawać. Drugą, najobszerniejszą częścią są przepisy i to na nich się skupię.
"Kuchnia antyrakowa" nie jest raczej typową książką kucharską. Przepisy są dość proste, brakuje zdjęć potraw - jestem wzrokowcem, nic na to nie poradzę, że chciałabym zobaczyć jak poszczególne dania się prezentują. Szczególnie te, które składają się z dość egzotycznych, nieznanych mi składników (jak na przykład roszpunka warzywna (?), kiełki kozieradki, jarmuż). Podanie przy każdym przepisie orientacyjnego czasu jego przygotowywania, stopnia trudności i kosztu dla mnie, dość zaawansowanego pasjonata gotowania, jest niepotrzebne, ale dla początkujących będzie idealne - wiadomo, jakie potrawy przyrządzić na samym początku, by się "wdrożyć".
W przepisach "Kuchni antyrakowej" czuć także egzotyczny wietrzyk - w wielu przepisach pojawiają się przyprawy i pojedyncze składniki, których nie dostaniemy w pierwszym lepszym sklepie spożywczym, czy warzywniaku np. musztarda z estragonem, jabłka Granny-Smith, serek boursin "Cuisine au bleu", okra, salsefie, pszenica, trybula - i tak mogłabym wymieniać bardzo długo. Takie składniki mobilizują (mnie przynajmniej) do wypróbowania czegoś nowego. Nie samymi brokułami i żółtym serem człowiek żyje - od czasu do czasu można sobie pozwolić na ser boursin, czy cukinię (ja akurat ją uwielbiam, ale wiele osób nie wie nawet, że można ją dostać w każdym warzywniaku i myli nagminnie z zielonym ogórkiem!). Tych "składnikowo zaawansowanych" przepisów nie wykorzystałam, ale zrobiłam kilka innych i zaraz podzielę się wrażeniami.
Przedtem dodam jeszcze, że Dr Chantal Tse nie opisała w pełni roli nasion i orzechów w naszej diecie - z innego źródła dowiedziałam się bowiem, że są one źródłem witaminy B (której dokładnie, już nie pamiętam), której brakuje w naszym organizmie. W celu jej uzupełnienia powinniśmy jeść migdały, orzechy włoskie oraz (!) pestki z arbuzów i jabłek (!).
Przejdźmy więc do moich kulinarnych wrażeń:
Sałatka z dzikiego ryżu z mango i kurczakiem nie dotrwała sesji zdjęciowej, ale muszę Wam powiedzieć, że nigdy nie przypuszczałam, że kurczak może tak dobrze smakować z mango! Ja dodałam jeszcze brzoskwinię - sałatka wychodzi naprawdę smakowita i sycąca.
Financier z orzechami laskowymi, pistacjami i czekoladą mi się trochę zbił, gdyż stwierdziłam, że zamiast upiec go w oddzielnych foremkach jako ciastka, włożę do jednej wielkiej formy. No i osiadł trochę, zdeformował się, ale nic to, bo jest przepyszny. I bardzo łatwy w przygotowaniu!
Bakłażany w pomidorach są świetną alternatywą dla sałatki obiadowej, z resztą w książce znajduje się wiele przepisów na dania z samych warzyw - można je użyć jako dodatków do jakiegoś mięsa, czy ryby albo zjeść ze świeżym, pełnoziarnistym chlebem.
Nie przypuszczałam, że kalafiora i pieczarki można jeść na zimno! Pomysł wydawał mi się dość oryginalny i odrobinę szalony, ale pomyślcie ile czasu można zaoszczędzić, jak ktoś naprawdę jest głodny... Poza tym polubiłam kiełki (znienawidzona kanapka z wędliną i kiełkami, którą nosiłam kilka lat temu do szkoły nie wydaje mi się teraz taka zła), przeprosiłam się z rzeżuchą (kiedy to ja ostatnio ją hodowałam!) i w końcu spróbowałam tofu (i przeżyłam!). Okazało się, że pomidor i kalafior mogą dobrze smakować razem, a od pewnego czasu nie wyobrażam sobie miesiąca bez szpinaku (naleśniki lub cannelloni ze szpinakiem, pycha!).
Królika w brzoskwiniach i cebuli przygotowuję z rodziną na bardziej "wystawne" obiady. Miło więc dowiedzieć się, że Dr Tse uważa ten posiłek za bardzo wartościowy. Mam jednakże małe zastrzeżenie co do przepisu - zamiast białego ryżu lepiej użyć dzikiego lub brązowego - są o wiele zdrowsze.
Jakie jeszcze metamorfozy przeszła moja dieta za sprawą "Kuchni antyrakowej"?
*Zaczęłam używać większej ilości przypraw. Kurkumy, kminku, imbiru. Pomyśleć, że kminek kojarzył mi się dotychczas tylko z pierogami z drożdżowego ciasta z kapustą i grzybami lub z zalewajką...
*Włączyłam większą ilość ryb do mojej diety - zawsze lubiłam łososia, więc przestałam go sobie żałować, a wczoraj kupiłam dorodną, wędzoną makrelę.
*Codziennie rano piję ciepłą wodę z cytryną oraz noszę w torebce gorzką czekoladę. A gdy znudzi mi się czekolada w wersji stałej, rozpuszczam ją w rondelku z mlekiem, cynamonem i szczyptą chili. Do tego mogę pogryzać mandarynkę.
*Zamiast nudnej kanapki z wędliną na śniadanie wybieram pełnoziarniste płatki z jogurtem, zapiekane jabłko z cynamonem albo kawałek grahamki z cebulą, bazylią pomidorami i mozzarellą.
Oliwy z oliwek używałam dotychczas od czasu do czasu - gdy zabrakło mi płynu do demakijażu, to właśnie ona pomagała mi się pozbyć tuszu do rzęs. Okazuje się, że ten produkt nie tylko wspaniale nawilża i regeneruje naskórek, jest zdrowszy od oleju rzepakowego, ale także chroni przed rakiem!
"Kuchnia antyrakowa" nie gwarantuje nam, że nigdy nie zachorujemy na nowotwór. Pomoże nam natomiast zmienić dietę - wprowadzić kilka urozmaiceń, jeść smacznie i zdrowo. Kto wie? Może ktoś dzięki tej książce przekona się do jedzenia ryb, czy też owoców morza? Nauczy się, że szpinak wcale nie kłuje w zęby, a z kalafiora można zrobić CIASTO? Ja dzięki niecodziennemu łączeniu składników i włączeniu do swojej diety wielu nowych produktów czuję się zdecydowanie lepiej i mam więcej energii. A przecież kolejnym sposobem profilaktyki antyrakowej są prostu uśmiech i radość z życia - czego sobie i Wam życzę jak najwięcej.
Ocena: 4+
Za możliwość przeczytania "Kuchni antyrakowej" dziękuję serdecznie wydawnictwu Esprit.
Jeść lubię, gotować też, więc chętnie bym tę książkę poczytała i wykorzystała w praktyce:D
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej książce już wcześniej i podobno rzeczywiście jest bardzo interesująca i przydatna. Chętnie ją bliżej poznam, może dowiem się paru fajnych ciekawostek.
OdpowiedzUsuńNiestety obserwuję to u mojej rodziny - u teściów i u mojej własnej osobistej rodzonej mamy;) - ludzie jedzą byle co, byle jak i nie zwracają uwagi na etykiety, przechowywanie, produkcje - kupują sklepowego aż świecącego od chemii kurczaka, do tego kartofle, które wyglądają jak pastewne, do tego sztuczny sos z paczki.
OdpowiedzUsuńOstatnio miałam wątpliwą przyjemność zaobserwować, jak się odżywia moja rodzina: środa - spaghetti z parówkami i sosem kupnym, czwartek - kupne pierogi, dzisiaj - pizza z mrożonki. To ma być obiad?! To ja podziękowałam i zrobiłam sobie sałatkę. A kiedy indziej kanapkę. Z głodu nie umarłam, a przynajmniej chemicznego świństwa nie jadłam. Jakby to jeszcze było dobre... A ten sos obrzydliwy, pierogi klejące i dziwne w smaku, a pizza też nie lepsza. Przykro było patrzeć jak to jedzą ;) Z drugiej strony to są uroki życia w biegu i zarabiania pieniędzy...
OdpowiedzUsuńSzczerze, to nie wierzę w to, że zachorowanie na raka zależy od tego co jemy. Przecież jest to zazwyczaj uwarunkowane genetycznie.
OdpowiedzUsuńCo do samych przepisów, to już brak zdjęć jest ogromnym minusem! Również jestem wzrokowcem, dlatego lubię opierać się na zdjęciach potraw, wykonanych przez fachowców. Mam wtedy okazję porównać moje "dzieło".
Trochę zdziwiło mnie to wspomnienie o jedzeniu pestek od arbuza. Moja mama zawsze je wcina, jednak ja najczęściej je wypluwam lub wyjmuję nożem (żmudna praca, wiem).
Robię tak od momentu, gdy powiedziano mi, że pestki od arbuza, winogron itp. trafiają do woreczka robaczkowego, co później kończy się jego operacją. Nie wiem czy jest to prawda czy nie, aczkolwiek jest mała szansa na to, że zmienienie swoje przyzwyczajenia.
Pozdrawiam :)
Brzmi pysznie:)
OdpowiedzUsuńTak właśnie myślalam,że ten cytat,co napisałaś na początku,to nieprawda. Książka wydaje się bardzo fajna,uwielbiam gotować,a jeszcze bardziej jeść,więc myślę,że by mi się spodobała;)
OdpowiedzUsuńJulio, ale z drugiej strony odżywiaj się cały czas niezdrowymi sosami ze słoika, mrożonkami, puszkowanym jedzeniem... A z tymi pestkami to nie słyszałam ;)
OdpowiedzUsuńKsiążkę mogłabym przeczytać, ale już żałuję że nie ma zdjęć! :)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWygląda naprawdę smakowicię, z wielką chęcią skosztowałbym tych potraw.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)