Caitlin Kittredge "Żelazny cierń"

Steampunk rośnie w siłę na naszym aktualnym rynku wydawniczym. Coraz więcej filmów i książek opartych jest na jego założeniach bądź też nieznacznych elementach. Jednak mimo nagłego zainteresowania artystów tą odmianą fantastyki, znacząca część społeczeństwa nadal nie ma pojęcia "z czym to się je". Jeśli należysz do tego kręgu osób, nie boisz się czytać i przeżywać przygody oraz jesteś przygotowany na kawał dobrej lektury, to "Żelazny cierń" jest lekturą jak najbardziej dla Ciebie.

Aiofe mieszka w Lovecraft - mieście skomplikowanych mechanizmów, maszyn i pary. Uczęszcza do szkoły z internatem, by wykształcić się na porządnego inżyniera. Lecz w pewnym momencie, zamiast przygotowywać się na zajęcia, dziewczyna liczy dni, które pozostały jej do szesnastych urodzin. I to wcale nie dlatego, że nie może ich się już doczekać - wręcz przeciwnie - boi się dnia, w którym one nadejdą. Ukrywa bowiem mroczny sekret. Sekret, który niedługo ma zabrać jej trzeźwość myślenia i osadzić ją w szpitalu dla obłąkanych - w jej krwi płynie nekrowirus, straszliwa choroba, która zdążyła już zaatakować jej matkę i brata. Dziewczyna walczy z wirusem każdego dnia, jednak mroczne sny nawiedzają ją coraz częściej... Gdy już traci nadzieję, że choroba ją ominie, dostaje list od swojego starszego brata, który zaginął w dniu swoich szesnastych urodzin. Wydaje się, że pisał go ktoś, kto całkowicie zachował zdrowy umysł.... i który błaga o pomoc. Aiofe decyduje się więc na wyprawę, którą może przypłacić zdrowiem (a nawet życiem), a wszystko po to, by ocalić ukochanego Conrada i dowiedzieć się, w jaki sposób zwalczył on swojego nekrowirusa. Towarzyszą jej: tajemniczy i dziwny przewodnik Dean i najlepszy przyjaciel Cal. Jednak, czy spryt całej trójki wystarczy, by nie wpakować się w kłopoty i nie ściągnąć na siebie gniewu Nadzorców?

Jak się okazało, "Żelazny cierń" to coś więcej niż steampunk i science-fiction - to prawdziwa przygoda. Caitlin Kittredge przygotowała dla nas wspaniałą mieszankę mitologii Lovecrafta, fantastyki naukowej i antyutopii. W mieście Lovecraft nikt nie posiada wolnej woli - każdy przejaw ludzkiej fantazji i oderwania od rzeczywistości jest tępiony (dosłownie - na przykład, karą za przeczytanie zakazanej książki - choćby Alicji w Krainie Czarów - jest włożenie rąk delikwenta do parowaru...). I może wydawać się to trochę dziwne, ale to właśnie nakazy i zakazy, które figurują w przedstawionej historii są jej siłą napędową - czytelnik zastanawia się jak dalej potoczą się losy Aiofe, Deana i Cala, skoro doświadczają oni wszystkiego, co zakazane i magiczne. Bardzo ciekawym doświadczeniem jest również obserwowanie reakcji ludzi (którzy normalnie podchodzą do wszystkiego racjonalne i z dystansem) na rzeczy zupełnie niezwykłe, nowe, nieznane. Oczywiście, nie jest to jedyna zaleta tej książki! Kittredge wykreowała fantastyczną, steampunkową posiadłość, która skrzypi, jest kapryśna i posiada wiele tajemniczych przejść, korytarzy i trybików - zbudowanie takiego domu zarówno w normalnym świecie, jak i tym z fantazji, musi się odbyć z zegarmistrzowską precyzją.

Muszę przyznać, że Aiofe była niestety miejscami irytująca lub pozbawiona głębszych emocji. Trudno jest mi ją zaklasyfikować, jako bohaterkę powieści, do jednej z trzech grup, które zazwyczaj występują w historiach tego typu - na pewno nie jest sarkastyczną, samowystarczalną i mądrą osobą, ale nie jest też głupiutką i cukierkową panienką, czy pustą lalką. Żeby było zabawniej - nijaką postacią również nie mogę jej nazwać... Ale od czego są kolejne tomy? Mam nadzieję, że w przyszłości będę mogła wyrazić się o Aiofe w jak najbardziej pozytywny sposób. Szczególnie, że w książkach rzadko można przeczytać o kobietach zainteresowanych przedmiotami ścisłymi! Z Calem i Deanem kłopotów na szczęście nie miałam - podobało mi się, że żaden z nich nie zdążył mnie zirytować lub znudzić. Dean był szarmancki, ciepły i tajemniczy, a Cal porywczy, przyjacielski i nieprzewidywalny. O Bethinie się nie wypowiem, bo była to bohaterka, która wtapiała się w sceny i przewijała razem z nimi. Mam tylko nadzieję, że w kolejnych tomach poznamy ją lepiej, bo dziewczyna ma potencjał (nie mówiąc już o tym, że jest to jedna z niewielu żeńskich postaci w powieści).

Wątek romantyczny (zakładam, że jego oczywista obecność nikogo już nie dziwi) Pani Caitlin nakreśliła subtelnie i naturalnie, dzięki temu przy czytaniu nie musiałam strzepywać lukru ze stron... Na szczęście, parze darowane jest również pełne dramatyzmu uczucie, które zamiast trzymać w napięciu ściśniętego serca, zawsze doprowadza mnie do rozstroju żołądka. Czyli wystarczy z umiarem, a Kittredge dowodzi, że nie jest on jej obcy.

I oto przyszedł czas na fabułę. Powiem tyle: jest rewelacyjna! Zajmuje od pierwszej strony, a po ostatniej umysł krzyczy "Więcej!". Autorce nie brak oryginalności, z resztą po niej samej widać, że jest wielką entuzjastką wszystkiego co wiktoriańskie i fantastyczne. Ta książka to prawdziwy kamień szlachetny wśród powieści fantastycznych, choć dla mnie nadal nieoszlifowany. Czegoś mi w niej brakuje i mam nadzieję, że kolejna część mi to wynagrodzi.

Muszę wspomnieć o wydaniu - okładka jest fantastyczna. W tym przypadku nie została zmieniona i wygląda dokładnie tak, jak oryginalna - i bardzo dobrze, bo naprawdę jest na czym oko zawiesić! Oprócz tego, w środku czekają nas fantastyczne mapki, które pobudzają wyobraźnię do pracy na naprawdę dużych obrotach. 

Ocena: Pięć.
Seria Żelazny Kodeks to:
Żelazny cierń | Ogród koszmarów (?)




Za egzemplarz recenzencki dziękuję Pani Joannie z wydawnictwa Jaguar.

PS. Korzystając z okazji chciałam Wam serdecznie podziękować - dzisiaj liczba osób, które obserwują mojego bloga dobiła do setki - 100! Dziękuję Wam bardzo, to naprawdę buduje i sprawia, że pisanie recenzji staje się jeszcze przyjemniejsze. Więc po raz trzeci: dziękuję Wam, że jesteście ze mną i mnie czytacie :)

12 komentarzy:

  1. Świetna recenzja! Na książkę mam ogromną ochotę i z pewnością muszę ją przeczytać ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna książka. Czekam niecierpliwie na kontynuację:))

    OdpowiedzUsuń
  3. A jednak warto mieć tę książkę na celowniku? Szczególnie, że wątek miłosny jest pisany z ręką na pulsie.

    Gratuluję rzeszy obserwatorów. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wątek miłosny jest dobrze zaplanowany, nie przekombinowany i nie wrzucony na siłę ;)

      Usuń
  4. Brzmi fajnie, coś mi się wydaje że jest w moim guście;)
    M.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie mogę się doczekać na tę pozycje - muszę ją mieć! ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Właśnie czytam - rzeczywiście ta książka wydaje się bardzo dobra, ale na razie nie oceniam - wkrótce sama się przekonam ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. science fiction to nie mój gatunek. wole rzeczy o bardziej przyziemnej tematyce.

    OdpowiedzUsuń
  8. Ahh.. mam coraz większa ochotę na tę ksiązkę ! a dalej jej nie mam... trzeba będzie ją zdobyć :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Bardzo przekonująca recenzja. Z chęcią sięgnęłabym po tę książkę, jednak na razie sobie daruje. Mam ochotę na coś 'głębszego'.

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja właśnie książkę dostałam i na cały dzionek mi się humor poprawił :) Cieszę się, że książka zdobyła Twoje uznanie, bo dzięki temu zwiększają się i u mnie szanse na zadowolenie ;)

    Skusiłam się przede wszystkim dlatego, że jestem fanką steampunku i dystopii, ale fakt, że wątek miłosny nie jest przekombinowany, też pociesza XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. PS Szablon świetny, ale poprzedni też był niczego sobie :D

      Usuń