Jacek Piekara "Szubienicznik"

W końcu, w przerwie między nauką do kolokwiów, udało mi się dokończyć książkę. Trzymałam ją naprawdę długo i aż wstyd się przyznawać ile czasu ją czytałam, rozpraszana przez cały czas innymi ważnymi sprawami (koniec semestru na uczelni nie rozpieszcza). Jacka Piekarę jak dotąd znałam tylko z "Alicji" i byłam ciekawa, czy po lekturze "Szubienicznika" też nie będę wiedziała, co mam zawrzeć w  recenzji. Czy lektura okazała się interesująca? 

Rzeczpospolita, koniec XVII wieku. Na dwór stolnika Hieronima Ligęzy zjeżdżają się kolejni goście, którzy twierdząc, że dostali osobiste zaproszenie (co potwierdzają listem z podpisem i pieczęcią) domagają się obiecanej pomocy w związku z rozwiązaniem ich osobistych problemów. Ligęza załamuje ręce, bo żadnego z przybyłych nie zna, ale oczywiście gościnność nakazuje przyjąć każdego, kto pod dom zajedzie. Jednocześnie Hieronim wzywa swojego drogiego przyjaciela, Jacka Zarembę, by ten pomógł mu rozwiązać zagadkę - kto i w jakim celu sprosił do stolnika tych zupełnie mu obcych mężczyzn?

Kocham "Ogniem i mieczem", ale nigdy nie przeczytałam całej trylogii. "Szubienicznik" miał być zachętą, przystankiem "przed". I powiem Wam, że w tej roli sprawdził się REWELACYJNIE. Z czystym sumieniem mogę tę lekturę polecić wszystkim tym, którzy boją się zmierzyć z "Potopem", który przecież jest lekturą wymaganą w szkole. Ja co prawda już skończyłam ten etap edukacji, ale myślę, że gdybym znała "Szubienicznika" wcześniej, to w liceum nie podchodziłabym do "Potopu" jak pies do jeża. Po prostu książki wybierane przez nas samych nie wywołują w nas tylu negatywnych emocji. 
„Do diabła z przyjaźnią, która w winie nie zdążyła się nawet popluskać.”
Czym "Szubienicznik" zaplusował? Zdecydowanie JĘZYKIEM. Będę wychwalać pana Piekarę jeszcze długo za tak trafne odwzorowanie stylu i wypowiedzi poszczególnych bohaterów. Musiał włożyć w to ogrom pracy i jestem pod głębokim wrażeniem efektu końcowego, naprawdę. Czyta się bez zgrzytów, a za to z nieukrywaną przyjemnością (choć początki bywają trudne), delektując każdym dialogiem (ach, moja słabość do "waćpanów" i po tysiąckroć powtarzane "tandem tedy, mosterdzieju", które za każdym razem wywoływało na mojej twarzy uśmiech). Ta książka to też genialna nauka historii, ale tej przyjemniejszej części - ciekawostek z życia i obyczajów ówczesnej szlachty. Dowiemy się na przykład, co ówcześni mężczyźni sądzili o piciu, kobietach, dotrzymywaniu słowa, czy szeroko pojętej gościnności. 

Książka z samego początku średnio wciąga i trudno jest się przestawić na niepopularny już dzisiaj styl pisania, ale po około stu kartkach zainteresowanie czytającego wzrasta z każdą kolejną przeczytaną stroną. Mało cierpliwi na pewno się zawiodą, kiedy usłyszą, że fabuła tej książki zamyka się w zaledwie kilku dniach i opiera się głównie na 3 historiach przyjezdnych gości. Nie doświadczymy tu pościgów, czy wartkiej akcji, ale, możecie mi wierzyć lub nie, czytanie snutych opowieści też może być interesujące (szczególnie, gdy są one dość często przerywane, a wówczas znajdzie się miejsce na parę zabawnych sytuacji). 
"– Tak, pozwólcie waćpanowie do jadalni. Mam nadzieję, że przyszykowano nam śniadanko godne mojego podniebienia i godne mojego brzucha. – Ligęza roześmiał się tubalnie i klepnął w owłosione brzuszysko. – Czuję, że konia z kopytami bym dzisiaj schrupał i na deser wieprzkiem zagryzł.
– Dzisiaj, dzisiaj, dzisiaj… Jakie „dzisiaj”, proszę waszmości? Zawsześ, tandem tedy, mosterdzieju, do obżarstwa gotowy, nie tylko dzisiaj – odezwał się czyjś skrzekliwy głos."
Jedyną większą wadą "Szubienicznika" jest to, że nigdzie nie jest wystarczająco dobrze zaznaczone, że to tom pierwszy większej serii! Więc jak możecie się domyślać - koniec książki nie wyjaśnia prawie niczego, a kilka puzzli z tej zagadki kryminalnej, które zdążyły zostać dopasowane... jakoś szczególnie nie szokuje, bo rozwiązanie było szalenie przewidywalne.  

Niemniej jednak na następny tom czekam z nieukrywaną niecierpliwością, bo z bohaterami zdążyłam się już polubić, a książkę przekazuję mojemu tacie, który już przebiera nogami, bo czytałam mu co lepsze fragmenty.

I pamiętajcie - książka nie przypadnie do gustu tylko i wyłącznie miłośnikom podobnych historii, ale także tym, którzy szukają odskoczni i nie boją się eksperymentować - ja bawiłam się przednio, chociaż z podobnymi lekturami już dawno nie miałam do czynienia. Polecam z czystym sercem!

Ocena: 4/6


Książkę do recenzji otrzymałam od wydawnictwa Otwarte

4 komentarze:

  1. Pana Piekarę lubimy i czytamy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiazke kupilam w ubieglym roku na lotnisku,nie wiedzac,ze ma ciag dalszy.Teraz nie moge sie doczekac kiedy bede w Polsce,zeby moc w Empiku zow ciag dalszy kupic.Rowniez inne ksiazki pana Piekary.Wciaga niesamowicie,cudowna staropolska mowa,super ciekawe charaktery.Naprawde czytalam z przyjemnoscia.Brawo-jestem ciekawa dalszego ciagu.

    OdpowiedzUsuń