Pewnie niektórzy z Was pamiętają jeszcze moją recenzję „Fioletu”. Wychwalałam Magdalenę Kozak na wszelkie możliwe sposoby, stawiając na piedestale i przyjmując do pocztu moich ulubionych pisarzy. Powoływałam się wtedy również na moim zdaniem znakomity cykl „Nocarz”, ale nigdy wcześniej na łamach tego bloga nie pojawiła się recenzja owych powieści. Spieszę to zmienić, mogąc w końcu pochwalić się swoją własną, kompletną serią (gdyż wcześniej podczytywałam egzemplarze przyjaciółki). Na drugą część cyklu „Renegata” polowałam prawie dwa lata. Skończył się nakład, a na allegro ceny za JEDEN EGZEMPLARZ przekraczały czasem i 60 zł. W końcu jednak mam swoją upragnioną powieść na własność i tym sposobem mogę się pochwalić kompletem trzech tomów, które stoją dumnie na półce.
Książka zaczyna się niewinnie. Ot, jakiś Jerzy Arlecki, przeciętny, niezadowolony z życia człowieczek, postanawia poddać się rekrutacji do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, bo już nie wie co ma zrobić ze swoim nudnym, beznadziejnym żywotem. Chce przygody, rozlewu krwi, zapachu glocka nagrzanego słońcem! Chce być jak James Bond – nieustraszony, twardy i pociągający facet. Pewnie więc nietrudno się domyślić, jak czuje się Jerzy, gdy przyjmują go na „testy”, a on zamiast biegać z bronią, siedzi na stronie Google i jest zmuszony do wyszukiwania informacji o… wampirach?
Kim więc jest ów człowiek z okładki mierzący z ciężkiej broni do niezidentyfikowanego obiektu? Żołnierz? Wojownik? A może to pomyłka, skoro Arlecki utkwił na zawsze przy biurku? Wcale nie! To Vesper, WAMPIRZY pracownik ABW. Niedawno narodził się ponownie. Tym razem dla Nocy. Kim był w poprzednim wcieleniu? No cóż, domyślcie się sami.