Eric-Emmanuel Schmitt "Tektonika uczuć"

Jak trudno się wraca do pisania recenzji po tak długiej przerwie! Dużo się działo podczas mojej nieobecności - przede wszystkim katastrofa w Smoleńsku. Ale także - mój wyjazd na koncert i istny nawał pracy. Nie lubię kwietnia, maja i czerwca w szkole. Zaliczenia, ludziom nagle się przypomina, że istnieją oceny i że trzeba je stawiać, przygotowania do egzaminu dyrektorskiego... istny koszmar. Na szczęście dni są coraz dłuższe, drzewa się zielenią, ptaszki śpiewają, słonce świeci - to zdecydowanie bije na głowę szkolne trudy. Uwielbiam wiosnę. A jak idzie wiosna, to mi wraca ochota na książki nie tylko o romansach - ale o tym w kolejnym poście. Na razie skupię się na przeczytanej już jakiś miesiąc temu "Tektonice uczuć". I nie spojrzę na nią bardziej obiektywnym okiem. Schmitt ma mnie w swoich sidłach i nie puści.

Richard i Diane są parą już od jakiegoś czasu. Mocno się kochają i nawet planują swój ślub. Co będzie jednak, gdy dojdą do wniosku, że nie czują już tego samego, co kiedyś?  "Tektonika uczuć" to właściwie scenariusz sztuki. Ale czyta się go równie przyjemnie jak książkę. Ja już po kilku stronach zupełnie zapomniałam, że właściwie nie ma tam miejsc na opisy, istnieją tylko surowe dialogi między ludźmi. Czy to znaczy, że opowieść jest nudna, albo przejmująco pusta? Nie. Jak wszystko co Schmitt napisał (w moim odczuciu, oczywiście!) jest poruszająca i prawdziwa. Traktuje o potrzebie bycia szczerym ze swoim partnerem, o tym, że każdy nosi maskę, którą zdejmuje jedynie w zaciszu własnego domu. Schmitt stara się nam pokazać, że niejednokrotnie komplikujemy swoje relacje z drugim człowiekiem. Niepotrzebnie. Im bardziej jesteśmy nieszczerzy, tym bardziej na tym tracimy. Ktoś kiedyś stwierdził, że powiedzenie "Od miłości do nienawiści" jest błędne i śmieszne. Nic bardziej mylnego - zarówno miłość, jak i nienawiść są bardzo silnymi uczuciami, ale istnieje między nimi granica, która wcale nie jest nie do przejścia. Błyskotliwe studium charakterów, lekcja o marzeniach i potrzebach człowieka niezależnie od pozycji społecznej i przestroga wpleciona w opowieść to atut tego scenariusza. Czyta się go jednym tchem przez mniej więcej jedną - trzy godziny.

"Bo miłość to nieustająca gra". 

Piątka, bezapelacyjnie. Dalej żałuję, że nie mogłam dotrzeć na spotkanie ze Schmittem. Dawno już nie miałam ulubionego autora książek - trudno lubić kogoś, kto poprzestał na jednej serii powieści! Liczę, że kiedyś się jeszcze w Polsce pojawi, a ja wezmę od niego autograf i (w miarę możliwości) zamienię choć jedno zdanie :)

Życzę wszystkim miłego weekendu, a maturzystom - szczęścia i powodzenia!

5 komentarzy:

  1. Tak to chyba już jest ze Schmittem, usidla i nie puszcza :) Dawno temu czytałam "Oskara i Panią Różę", teraz odkrywam tego autora na nowo :) Jestem w trakcie czytania " Kiedy byłem dziełem sztuki", w kolejce czekają inne Jego książki :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja jeszcze nic Schmitta nie czytałam - zamówiłam w ramach promocji na Święto Książki "Opowieści o niewidzialnym" jednakże do tej pory nie doszły:/

    A mam ogromną, przeogromną chęć. Bardzo mnie intrygują "Przypadek Adolfa H." oraz "Małe zbrodnie małżeńskie", więc być może te powieści będą u mnie następne...
    O "Tektonice uczuć" nie słyszałam jeszcze, dlatego dziękuję za tę recenzję.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Tucha - jestem ciekawa, czy "Kiedy byłem dziełem sztuki" przypadnie Ci do gustu. Jest trochę dziwna i taka... oryginalna. Ale mi sie bardzo podobała.
    Claudette - "Przypadek Adolfa H."! Koniecznie przeczytaj, to jedna z moich ulubionych książek. Mam nadzieję, że się nie zawiedziesz, co więcej, że zapałasz do niej podobnym entuzjazmem :) Na "Małych zbrodniach małżeńskich" byłam w teatrze - po wyjściu z budynku zadzwoniłam do znajomej z pytaniem, czy posiada wersję książkową :) "Opowieści o niewidzialnym" jeszcze nie czytałam - muszę nadrobić zaległości, szczególnie, że trochę do przeczytania Schmitta jeszcze mi zostało :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To ja najwyraźniej jestem wyjątkiem, który potwierdza regułę :) "Oskar i pani Róża" - nic specjalnego, "Małe zbrodnie małżeńskie" - zbrodnię to miałam ochotę popełnić, gdy czytałam, "Moje Ewangelie" - dobrze, że krótkie, "Tektonika uczuć" - przeczytałam w godzinę i widać nie podobało mi się, bo dziś nie bardzo pamiętam o czym ta książka była :)

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Na Schmitta mam już dawno chrapkę. Patrząc już nawet na "Przypadek Adolfa H.", który dostał u Ciebie najwyższą ocenę, mijając "Małe zbrodnie małżeńskie" a kończąc na "Tektonice uczuć" naprawdę muszę sięgnąć po jego lekturę :)

    OdpowiedzUsuń