Junjō Romantica / Junjou Romantica (純情ロマンチカ, Pure-Hearted Romance) mangaka: Shungiku Nakamura

Tytuł: Junjō Romantica / Junjou Romantica (純情ロマンチカ, Pure-Hearted Romance)
Ilość epizodów: 12
Czas trwania epizodów: 24 minuty 
Rok wydania: 2008
Rodzaj: Serial TV
Gatunek: yaoi, romans, komedia, dramat
Pierwowzór: Manga
Autor: Shungiku Nakamura 

Tą recenzją wkraczam na bardzo niebezpieczny grunt, ale nie mogę się powstrzymać. Zakochałam się w Junjou Romantica już trzy lata temu, jednak wciąż i wciąż do tego serialu wracam i zawsze zachwyca mnie on na nowo. Czemu więc wspomniałam, że nie wszystkim tenże opis może się spodobać? Cóż, Junjō Romantica to anime o tematyce yaoi, czyli o pairingu (tutaj - pairingach) boy x boy. A to dość kontrowersyjny temat, mam rację? Cóż, wyszczerzę się jak dziewczyna z anime i ze słodką minką powiem: "Ci co twierdzą, że yaoi jest do bani nie wiedzą co tracą, gdyż ta opowieść jest honto kawaii*!"

Eric-Emmanuel Schmitt - "Ulisses z Bagdadu"

Bo nadzieja to coś, co pozostaje z nami najdłużej...

Na samym początku chciałabym zaznaczyć, że jeszcze niedawno miałam niesłuszną awersję do Bliskiego Wschodu. Nie czytałam książek o tej tematyce, a na ulicy oddalałam się od rdzennych mieszkańców tego obszaru geograficznego. Postawiłam sobie jednak za punkt honoru, że przeczytam wszystkie możliwe książki Schmitta. Nie musiałam się za bardzo zmuszać, na okładce wystarczyły słowa "Wojna zabiera mu wszystko" oraz "Schmitt używa słynnej historii Odysa", żebym natychmiast sięgnęła po tę pozycję.


"Ulisses z Bagdadu" to wspaniała opowieść o wielkiej podróży Saada Saada z Iraku, targanego embargo i rządami okrutnego Saddama Husajna, do Europy, która wbrew jego oczekiwaniom nie zawsze jawi się jako kraj o wiele bardziej ucywilizowany. Główny bohater wyrusza na wyprawę w chwili, gdy dla jego rodziny nie ma już innego wyjścia. Ostatecznie godzi się ze śmiercią wielu swoich najbliższych, w tym także ukochanej i bez gorsza przy duszy rozpoczyna prawdziwą tułaczkę. Saad Saad chce zakończyć swą pogoń za marzeniami osiedlając się w ojczyźnie Agathy Christie, swojej ulubionej pisarki. Jednak cena, którą przyjdzie mu zapłacić za nielegalną imigrację, nie będzie niska. Ciężka praca, podróż w nieludzkich warunkach, ksenofobia mieszkańców Europy i upokorzenie to tylko początek koszmaru...

Orange Warsaw Festival 2011, dzień pierwszy, część druga.

Po My Chemical Romance większość nastolatków zarówno z OC jak i z płyty zaczęła tłumnie wychodzić. Co tylko w moim przekonaniu podburzyło antyfanów tego zespołu do rzucania komentarzy w stylu "No wiadomo, że tylko nastki ich słuchają". Wszyscy, którzy zdecydowali się wyjść, przegapili naprawdę niezłe show, które miało nadejść.

Na 10 minut przed wstąpieniem Skunk Anansie na scenę płyta była wypełniona po brzegi. Widać zespół robi się coraz bardziej popularny. I dobrze! Gdy Skin wyłoniła się z czeluści backstage'u cała w błyszczącym, przylegającym do ciała wdzianku (matko, jaką ona ma cudowną figurę!) i tysiącach piór, podniosła się prawdziwa wrzawa. Trzy osoby stojące obok mnie niemal zemdlały z zachwytu i darły się wniebogłosy. I dobrze. Ja też krzyczałam. Stęskniłam się za żywiołowością Skin i za jej przepięknym głosem. Zaczęli od "Yes It's Fucking Political". Z mocnym tekstem. Tak, żeby od razu na początku namieszać brudnym rockiem. Potem przyszedł czas na jedną z moich ulubionych piosenek, czyli "Charlie Big Potato".

Orange Warsaw Festival 2011, dzień pierwszy, część pierwsza.

Na Orange Warsaw Festival mnie jeszcze nie było. Żaden artysta pojawiający się dotychczas w zeszłorocznych lineupach nie skusił mnie na tyle, żebym się wybrała do stolicy i nie żałowała pieniędzy. Tego roku było inaczej. Planu B nie słucham, Sistars i Jamiroquai tym bardziej, więc został mi dzień pierwszy ze wspaniałym Skunk Anansie, którego występ zachwycił mnie rok temu na Openerze i z My Chemical Romance grającymi swój pierwszy koncert w Polsce. Moby'ego nie słucham, muszę szczerze się przyznać, ale o tym czy jego występ mi się spodobał czy nie, będę mówić w części drugiej.

DOJAZD

W momencie, gdy wysiadłam w Warszawie Centralnej przez chwilę nie wiedziałam gdzie się znajduję. Jakieś dziwne przejścia, remonty... Nie ważne ile razy już do stolicy przyjeżdżałam, tym razem naprawdę nie mogłam się odnaleźć. Przynajmniej dość szybko - błądzenie zajęło mi jakieś 4 minuty, zanim znalazłam właściwą drogę "na powierzchnię". Potem nastąpił moment zawahania, ale wybrałam trasę metro-autobus i poszłam na stację Centrum. Bez przeszkód dotarłam na Politechnikę, a stamtąd było dosłownie kilka kroków na przystanek. Na autobus nie czekałam w ogóle, zawiózł mnie tam gdzie chciałam (okazało się jednak, że UMIEM studiować mapę i wybierać połączenia!) i powoli dowlokłam się pod Stadion Legii. Brawa dla Warszawskiej komunikacji miejskiej!

P.C. Cast, Kristin Cast - "Osaczona"

Co nowego słychać u Zoey? Niewiele. Wydaje mi się, że panie Cast źle oszacowały liczbę tomów swojego cyklu i teraz faszerują książki kolejnymi fillerami i ciągnącą się, niczym obrzydliwy, stary, stopiony ser, akcją.

Zastanawiam się czasem, czy Zoey nie męczą szalone czworokąty miłosne, jakie sobie sama tworzy. Eric, Heath, teraz Stark... To okropnie denerwująca bohaterka. Popełnia głupie błędy, nie skupia się na rzeczach o wiele bardziej istotnych, bo jest omotana przez trzech chłopaków, którzy rywalizują o jej względy! W tej części dochodzi jeszcze Kalona (diaboliczny upadły anioł), który nazywa ją swoją boginią, A-yą. LITOŚCI. Panie Cast, chyba przesadziłyście ze stopniem w jakim Zoey pociąga mężczyzn. Dziewczyna nie potrafi się zdecydować na jednego, krzywdząc przy tym wszystkich w równym stopniu. Czyli innymi słowy od ostatniego tomu nic się nie zmieniło - dalej jest egoistką. Nie myśli racjonalnie, uważa, że sama jest w stanie "uratować świat", a z pomocy starszych korzysta dopiero pod sam koniec.

Po piątym tomie "Domu Nocy" dalej nie przyzwyczaiłam się do okropnych kolokwializmów i nowomowy w lekturze. Coraz bardziej mnie to denerwuje, a rozwiązania akcji i dialogi doprowadzają do białej gorączki.

Ta książka jest najzwyczajniej w świecie naiwna i przykro mi to mówić - głupia. Ze słabym warsztatem pisarskim, bez świeżych, oryginalnych pomysłów na fabułę. W roli głównej, mądrej kapłanki występuje chimeryczna smarkula, którą obchodzi tylko swój wygląd i miłostki. Coraz trudniej jest wytrzymać w świecie Zoey. A także czytając wypowiedzi jej przyjaciół, którzy są umysłowo na jeszcze gorszym poziomie niż ona sama.

Skłaniam się ku temu, żeby zakończyć swoją przygodę z tą serią, a książki sprzedać w antykwariacie, czy gdzieś indziej. Szkoda miejsca, mimo to, że okładki są przecudowne (lecz takiej serii moim zdaniem się zupełnie nie należą!). Następnego tomu na pewno już nie kupię. Jak ktoś znajomy pożyczy to może przeczytam. Naprawdę szkoda pieniędzy...

Jeden. 

Seria Dom Nocy to:
Naznaczona | Zdradzona | Wybrana | Nieposkromiona | Osaczona |  Kuszona | Spalona | Przebudzona | Przeznaczona 

A co wynika ze statystyki?

Od czasu do czasu wchodzę w zakładkę "Statystyka" na moim blogu, bo lubię czytać, co też ludzie wpisują w "google", znajdując mojego bloga. Postanowiłam podzielić się kilkoma hasłami.

Niedawno (no dobrze, kilka miesięcy temu) pisałam o anime "Kuroshitsuji", w którym akcja skupia się na perypetiach chłopca, któremu pomaga demon (znany również jako Czarny Lokaj). Trochę się zdziwiłam widząc, że ktoś chce go przywołać i wpisuje w google zapytanie: "czarny lokaj jak przyzwać" ;) Ja rozumiem, że każda dziewczyna marzy o Sebastianie. Mądrym, przystojnym, o dobrych manierach i zabójczym spojrzeniu... ale wiecie, że on istnieje tylko w anime i mandze, prawda? Ale na pewno to wiecie? No, to bardzo dobrze! ;)

Nie wiedziałam również, że bestseller i całkiem dobra ekranizacja "Aniołów i demonów" Dana Browna doczekała się jakiejś wersji anime czy mangi z miłością dwóch pań na pierwszym planie, gdyż kilka osób znalazło mojego bloga pod hasłem "anioły i demony yuri". Swoją drogą, proszę jaki kreatywny pomysł!

Nigdy też nie prowadziłam "ankiety dotyczącej ukulturalniania się" (a może powinnam?) i nie jestem specem od "mononukleozy". Poza tym, że ją niedawno przeszłam.

Streszczeń też nigdy nie pisałam, a jednak ktoś mnie o to posądza i szuka "streszczenia naznaczonej". Macie to jako lekturę szkolną, czy przyjaciółka kazała Wam przeczytać, a Wy wymiękliście na 10 stronie? ;)

Bardzo mnie za to cieszy, że tak wiele osób szuka informacji o Undertakerze: "undertaker kuroshitsuji", gdyż uważam, że to jedna z najlepszych postaci w tym anime. Sama obecnie posiadam z nią tapetę na telefonie i chyba nigdy mi się nie znudzi.

Jestem szczęśliwa, że dużym powodzeniem cieszy się moja recenzja serialu "Internat" i "Dracula" Stokera. Miło wiedzieć, że ludzie dalej chętnie sięgają po trochę starsze książki o wampirach, a nie tylko po romanse z krwiopijcą w roli głównej.

Ciekawe czym jeszcze zaskoczą mnie internauci ;)

Noc oscarowa, czyli "Incepcja", "Jak zostać królem", "Fighter" i "Czarny łabędź".

Dzięki niesłychanemu szczęściu w losowaniach miałam okazję na początku moich wakacji iść zupełnie za darmo na Oscarową Noc Filmową do Bałtyku w Łodzi. I chociaż widziałam już dwa z wyświetlanych filmów, bawiłam się świetnie. 



Inception / Incepcja (2010) reż. Christopher Nolan

Tak, wiem. O tym filmie pisałam tu już wcześniej. Postanowiłam jednak do niego wrócić. Dlaczego? Bo po czwartym podejściu do filmu, on dalej mnie zaskakuje, wciąga w swoją akcję, a to nie zdarza się często! Mogę otwarcie przyznać, że uważam się za szczęściarę, bo Incepcja nigdzie tak dobrze się nie prezentuje jak na dużym ekranie, a ja miałam okazję ją na nim zobaczyć dwa razy. Wcześniej nie dostrzegłam wspaniałego montażu, dużej roli muzyki (czemu Zimmer ma na swoim koncie DOPIERO jednego Oscara, podczas gdy naprawdę tworzy rewelacyjne ścieżki dźwiękowe?) i tylu wspaniałych scen. Obraz dostał Oscara za dźwięk, jego montaż, zdjęcia oraz efekty specjalne. Przyznam, że moment walki w hotelu bez grawitacji raz jeszcze zawładnął moim sercem. Podobnie jak samochód wpadający do wody w spowolnionym tempie. Scenariusz różni się znacząco od tych, który już powstały, jest świeży, co wpływa znacząco na odbiór całego obrazu. Nie porównujemy go do innych filmów z gatunku, nie ganimy scenarzysty za powtarzanie utartych scen. Ellen Page, grająca Ariadne, ewoluuje jako aktor. Czekam ze zniecierpliwieniem na kolejne produkcje z nią w roli głównej. Na DiCaprio patrzyłam dotychczas jak na "blondasa z Titanica", tak więc dobrze było zmienić do niego stosunek. Do "Incepcji" mogę wracać co jakiś czas i tak zapewne będę robić do momentu, aż całkowicie mi się nie znudzi. To ponadprzeciętny film akcji ze świetnym scenariuszem i realizacją. Jak ktoś jeszcze go nie oglądał, polecam serdecznie.

8/10

Bram Stoker- "Dracula"

Obiecywałam sobie już od pięciu (!) lat, że kupię i przeczytam "Draculę". Jednakże ciągle przybywały inne stosy książek, każda była bardziej interesująca i pewnie zapomniałabym na dłużej o tej pozycji, gdyby nie zbliżająca się wielkimi krokami matura. Jako że udało mi się przeforsować temat o wampirach na listę tych do prezentacji maturalnych, zaczęłam kompletować literaturę podmiotu. A jak podczas prezentacji nie wspomnieć o najsłynniejszej wampirycznej książce zaliczającej się do klasyki literatury?

"Dracula" to powieść epistolarna. Poznajemy więc historię hrabiego poprzez zapiski grupki przyjaciół mieszkającej w Anglii, która postanawia go zgładzić. By opracować plan, a potem go zrealizować, piszą listy, pamiętniki, telegramy i to one właśnie znajdują się w książce. Wiele osób ocenia historię Draculi jako lekturę ponadczasową i ja także zgodzę się z tym stwierdzeniem. Pierwszą jej część połyka się z wypiekami na twarzy. Jonathan Harker jedzie do Transylwanii, by sprzedać hrabi nieruchomość w Anglii i dopiero z czasem odkrywa, że jego klientem jest nieumarły. Zapiski w pamiętniku bohatera trzymają w napięciu do ostatniego słowa. A Hrabia pełznący po ścianie zamku, nienaturalnie odginając kończyny- to zarazem fascynujące i mrożące krew w żyłach wyobrażenie!

He's Just Not That Into You / Kobiety pragną bardziej (2009)

Oglądałam ten film ze cztery razy, ale jakoś nigdy nie byłam w stanie nic tutaj napisać. Przed chwilą wyświetlali go na HBO Comedy, więc postanowiłam się zebrać.

Czy Wy też doszukujecie się w zachowaniu mężczyzny jakichkolwiek znaków (nawet tych najgłupszych), że mu się podobacie? Czekacie dzień i noc na jego telefon, bo przecież obiecał, że zadzwoni? Albo same nagrywacie mu na sekretarkę tysiące wiadomości? Poznajcie Gigi (Ginnifer Goodwin), która ma ten sam problem. Do czasu, aż poznaje przystojnego Alexa (Justin Long), który wprowadza ją w tajniki randkowania, dając dobre rady. Jej przyjaciółka, Beth (Jennifer Aniston), desperacko pragnie zamążpójścia. Jednak jej chłopak, Neil (Ben Affleck), z którym trwa w związku już do siedmiu (!) lat twierdzi, że nie potrzebuje papierka, który potwierdzałby jego miłość. Janine (Jennifer Connelly) za to źle układa się z mężem. Właśnie urządzają dom, ale brakuje w nim miłości. Ben (Bradley Cooper) ciągle gdzieś znika, co więcej, od dawna nie uprawiają seksu i szczerze nie rozmawiają. Dwie inne przyjaciółki: Mary (Drew Barrymore) i Anna (Scarlett Johansson) to, tak jak Gigi, wieczne singielki. Mary marzy o wielkiej miłości, ma konto na Myspace, umawia się na wirtualne randki, ale gubi się w tej całej elektronicznej otoczce. Nie wie, czy ma sprawdzać sekretarkę w domu, biurze, czy w komórce. A może lepiej maile lub wiadomości na portalu internetowym? Anna za to nie wie, czego tak naprawdę oczekuje od życia. Ciągle jest nieszczęśliwa i bawi się uczuciami innych. Czy któraś z nich zazna szczęścia?

Film pokazuje prawdę, drogie panie. Prawdę o facetach. Daje nam jednak nadzieję i uczy, że wyjątek potwierdza regułę. Bo z drugiej strony, czemu to MY nie mamy być tym wyjątkiem? Czy mężczyźni zawsze muszą okazać się draniami, którym nie zależy na naszych uczuciach?

Muzyki tu nie uświadczyłam zbyt dużo, ale wnętrza domów są wprost czarujące. Szczególnie mieszkanie Gigi z różowym telefonem, tak bardzo do niej pasuje. Uśmiałam się na niektórych scenach, na innych zaś kiwałam głową ze zrozumieniem. Film nie jest zbyt przesłodzony i za to daję mu plusa.

Owszem, jest to produkcja amerykańska. Nie jest fenomenem, nie jest nawet bardzo dobra. Za to przyjemnie się ogląda. Szczególnie wieczorem przy lampce dobrego wina. I może razem z tym jedynym? To już zostawiam Waszej inwencji.

7/10