Enter Shikari (Warszawa, Proxima, 19.01.2013)


WSTĘP I WRAŻENIA Z PODRÓŻY

Moja historia z Enter Shikari zaczęła się w dość wstydliwy i śmieszny sposób. Swego czasu w Internecie było pełno poradników pt. :"Jak być emo i scene", a ja akurat wpasowałam się z kreowaniem własnego wizerunku w sam środek fali na dzieci emo. Poradniki, nożyczki do obcinania włosów i tony czarnej kredki do oczu poszły w ruch. Oczywiście, to był dopiero pierwszy krok, kwalifikujący mnie do nazywania się scene. Bycie emo sprowadzało się do myślenia w odpowiedni sposób i słuchania odpowiedniej muzyki. I tak, przez całkowity przypadek, trafiłam na trzy zespoły, które do dzisiaj ubóstwiam, chociaż z pajacowania wyrosłam już dawno :) Jednym z nich byli właśnie Enter Shikari...

W Warszawie pojawiłam się już o godzinie 13:00, bo miałam OGROMNE zaległości, jeśli chodzi o niełódzkich znajomych, no i obiecałam takiemu jednemu Puszkowi, że pojawię się dość wcześnie :) Podróż pociągiem do Warszawy zimą jest ZAWSZE ekscytującym przeżyciem - ciuchcia albo się spóźnia, albo stoi godzinę w zaspach, albo jest w niej za zimno, albo za gorąco.

Tym razem, NA SZCZĘŚCIE, czekało mnie tylko przegrzanie w przedziale (na zdrowie!), więc właściwie nie miałam na co narzekać. Później, gdy wychodziłam z pociągu, Puszek zauważył dość ciekawą międzywagonową "dekorację", której nie omieszkał zrobić zdjęcia.

Powędrowaliśmy wspólnie z Alex do Złotych Tarasów i zabijaliśmy oczekiwanie na pozostałych włóczeniem się po sklepach. Znaleźliśmy nawet Jareda Leto w Sephorze, a Puszek, po użyciu polecanych przez muzyka perfum, stwierdził, że Leto śmierdzi. Cóż, nie sprzeczałam się :)

Po obiedzie (jeśli można tak nazwać zjedzenie czegokolwiek z McDonalda) wraz z Pohfikiem, Doth i Kate wyruszyliśmy do hostelu, by zostawić swoje rzeczy i przygotować się do koncertu. Na Cancer Bats nam się nie spieszyło (właściwie to od początku stwierdziliśmy, że mamy ich w głębokim poważaniu i idziemy dopiero na gwiazdę wieczoru). Szkoda tylko, że tak się zagadaliśmy, że potem biegliśmy na łeb, na szyję, żeby zdążyć (nie ułatwił nam tego fakt, że mieliśmy trudności ze znalezieniem odpowiedniego autobusu). W Proximie pojawiliśmy się koło 20:30, więc mieliśmy jeszcze 15 minut do wyjścia Enter Shikari. Oczywiście, nie obyło się bez narzekania, że mogliśmy przyjechać jeszcze później (co z tego, że chwilę wcześniej przeklinaliśmy samych siebie, że nie wyszliśmy wcześniej...), bo nie wychodzą i nie wychodzą.

KLUB

Proxima wydała mi się wyjątkowo odpychająca. Ciasna, klaustrofobiczna wręcz, złożona właściwie z jednego wielkiego pomieszczenia z barem i ze słabym widokiem na scenę (chyba, że komuś pasowało stanie na podeście). Chwilę przed koncertem na sali było tak głośno, że z początku trudno było rozróżnić pierwsze nuty piosenki. W Stodole nigdy się to nie zdarzyło (lepsza akustyka, barowicze w innym pomieszczeniu itd.). Go Ahead albo nie mieli wolnego terminu w innym klubie, albo stwierdzili, że ES się nie sprzedadzą. W obu przypadkach wciśnięcie tak energicznego zespołu do Proximy było jedną wielką POMYŁKĄ. Jeszcze przed wyjściem ES na scenę, w tłumie było bardzo ciasno. I gdzie tutaj się bawić w takich warunkach?! Niby dla chcącego nic trudnego, a koncert równa się ciasnocie i tłumowi, ale nie dajmy się zwariować!

Nagłośnienie też nie powalało na kolana. Na pewno było gorsze niż w Stodole.

KONCERT

System... uderzył (na język ciśnie mi się inne słowo, ale powstrzymam się!) z ogromną siłą, odrzucił cały tłum o krok do tyłu, dzięki czemu, niczym zgrabna łania, zaczęłam się nieładnie przeciskać z samego końca Proximy na sam początek. Wokół mnie latały ludzkie ciała, twarde łokcie jakimś cudem ZAWSZE znajdywały drogę do moich czułych miejsc, a włosy co poniektórych panien wychlastały mnie po twarzy za wszystkie czasy. Nie poddałam się, o nie! Przez całe ...Meltdown oraz pół Sssnakepit utorowałam sobie drogę i wymościłam miejsce w trzecim rzędzie między prawą stroną a środkiem. Głośniki ryczały na mnie złowieszczo, ludzie na mnie leżeli, a ja w końcu doznałam olśnienia, że to naprawdę już się zaczęło! Podniosłam wzrok i, kurczę, rzeczywiście! Rou jak malowany, Rory baunsujący z gitarą, Rob z wiecznym bananem na twarzy i oczywiście gwóźdź programu - skaczący Chris, centralnie na przeciwko mojej wyszczerzonej buźki...

I taka mała dygresja: Choć jestem kobietą, to nie znam się kompletnie na tym, w jaki sposób nas zaprogramowali. To był mój drugi koncert ES i chłopaków już nie raz oglądałam w Internecie. Więc co mnie, cholera, trafiło w tej Proximie, że po spojrzeniu na Chrisa, miałam ochotę ściągnąć majtki przez głowę? Hormony mi podskoczyły, chyba pójdę znowu je zbadać.

Antwerpen nie należy do grona moich faworytów, więc miałam czas na dokładne zlustrowanie wszystkich członków zespołu po kolei i doszłam do ciekawego wniosku: Rou jest chyba z rodzaju tych niepotliwych. Albo dobrze to ukrywa. Wytrwał cały koncert w bluzie i czapce, szacunek!
Jak już jesteśmy przy wyrażaniu podziwu dla zespołu, to duży plus należy się niewątpliwie za kilka polskich zwrotów przemyconych między piosenkami. To niby nic takiego, ale cieszy jak cholera.

Na Gandhi Mate, Gandhi czekałam od momentu, gdy usłyszałam ją na płycie. Ta piosenka to istny kosmos! Tekst, gitary, elektronika i nieziemska rytmiczność... muzyczny orgazm dla koneserów gwarantowany. Trudno skacze się w ogromnym ścisku, ale w tamtej chwili nie zastanawiałam się, kogo też nadepnę glanem, czy komu przysolę w paszczękę, podrywając moje nadobne ciało do góry.

"Awww, yabba dabba do!
One son, we don’t want your rules
Who are you fooling son, we’ve got all the tools
We need to build a whole new system
To correct these flaws"

Sorry, You're Not a Winner (czy jak wolą niektórzy - Winrar) to piosenka, którą przesłuchałam jako pierwszą, gdy odkrywałam zespół. Ach, to były czasy! Enter Shikari mieli wówczas tylko jedną płytę i w tamtym okresie ich koncert w Polsce był dla mnie rzeczą tak niemożliwą, jak ustanowienie w tym kraju prawa do zawierania związków partnerskich... Do dzisiaj, akustyczną wersję SYNAW gram razem z przyjaciółką na wakacjach i mam do niej ogromny sentyment. Nic więc dziwnego, że pod koniec praktycznie straciłam głos.

Destabilise, Return to Energiser i Warm Smiles Do Not Make You Welcome Here były jak zbitka emocji, wlewająca się we mnie każdym porem skóry. Nie potrafię teraz ich rozróżnić, wiem tylko, że chłonęłam muzykę i to, co działo się kilka kroków przede mną. Nie pamiętam, w którym momencie chłopaki skakali ze sceny trochę po nas posurfować i jak to się działo, że prawie zawsze dzieliły ich od ziemi centymetry. Nie pamiętam, ile razy ktoś z tłumu wylądował mi na głowie. Nie pamiętam już, na jakiej piosence zespół był najbardziej energiczny i skory do zabawy i wygłupów. I myślę, że to dobrze - to dowodzi, że dobrze się bawiłam, a nie z mozołem zapisywałam w swojej głowie kolejne szczegóły koncertu.

"Of all our fans all over the world you are definitely the craziest. You're clinically insane, you're actually mental." 

Gap In The Fence to dla mnie jedna z najbardziej epickich piosenek. Rou z gitarą akustyczną, tworzący taki bardziej intymny klimat, który w miarę słuchania kilka razy ewoluuje. Najpierw zrobiło się zupełnie cicho i spokojnie. Potem górę wzięły emocje, które osiągnęły szczyt w momencie dodania do całości elektronicznych wstawek. A na koniec, by pozbyć się nadmiaru uczuć i przeżyć spełnienie, muzyka uderzyła z pełną głośnością, doprowadzając zauroczonych fanów do satysfakcjonującego finiszu.
Z kolei Juggernauts wkrada się w pamięć i robi wszystko, by na długo w niej pozostać. Melodię i tekst zapamiętuje się w tempie natychmiastowym i chociaż brakowało nam już tchu, śpiewaliśmy jak szaleni.

"What the hell will happen now?
I really don't know man!
We'll do what we've always done?
Shut our eyes and hope for the best?
NO! We're gonna face this
We'll step out onto the tracks
And stare it right in the face
THOU SHALL NOT PASS!"

Arguing with Thermometers i Mothership, obydwa mocne, głośne i agresywne, zamykały setlistę i nastrajały nas na bisy. Trochę kombinowania ze wstępem do Mothership, moc na AWT (bas, bas, bas!) i nawet najgorszy smutas na tej sali dał się porwać. Wylewaliśmy siódme poty, moja koszula zwinęła się i powykręcała, przypominając rozmiarem szmatę do podłogi (cóż, na pewno była tak samo mokra), a crowdsurfing przybrał na sile. Po Mothership zespół "bezczelnie" zszedł ze sceny, zostawiając nas prawie u kresu drogi do spełnienia ;)

Constellations otwierała pakiet 3 bisów. Kolejna epicka piosenka, którą pokochają nawet ci, którzy niespecjalnie przepadają za "darciem mordy", czy elektroniką. Magia Constellations była aż wyczuwalna - nagle wokół mnie się rozluźniło i ochłodziło. Miałam wystarczająco dużo miejsca, by unieść ręce w górę i nie obawiać się, że zaraz stracę okulary albo dostanę w dyńkę. Przygaszone światła potęgowały tylko tę intymną i inspirującą atmosferę, a druga, przejmująca część piosenki, sprawiła, że i tym przemiłym, dwumetrowym wielkoludom - którzy przez pierwsze piosenki z uporem maniaka zasłaniali mi nie tylko widok, ale i dostęp świeżego powietrza, baunsując dokładnie w te same strony i w tym samym tempie (cholera, telepatia, czy jak?!) - zakręciła się łezka w oku.
Pack of Thieves to jeden z moich faworytów z ostatniej płyty - najciekawszy pod względem melodyjności. Chociaż trudno tutaj mówić o ulubieńcach, gdy każdy utwór Enter Shikari ma w sobie papryczkę chili, która czeka na rozgryzienie! Tą piosenką nastrajałam się do koncertu i naprawdę wybornie smakowała na żywo.
Koncert zamykała Zzzonked, którą wspominam szczególnie ciepło po ostatnim koncercie chłopaków w Stodole. To był mój hit tamtejszego występu i cieszyłam się jak dziecko, wiedząc, że to akurat Zzzonked będzie podsumowywało show. Dla mnie to był taki ukłon w stronę poprzedniej trasy, ale wiadomo, że to wrażenie czysto subiektywne.


Podsumowując? Jeśli ktoś chce się wybrać na ENERGICZNY koncert (taki z prawdziwego zdarzenia) i jest otwarty na zupełnie nowe doznania muzyczne (osoby z pozytywnie zakręconym gustem mile widziane!), to powinien już w tym momencie odliczać dni do Woodstocku!

BYŁA MOC!








______________
zdjęcia z koncertów pochodzą ze strony cgm.pl

13 komentarzy:

  1. Proxima jest dość kiepskim miejscem na koncerty - z powodu bardzo słabej wentylacji - w zimę tak tego nie czuć, ale podczas bardziej żywiołowych koncertów potrafi zrobić się tam strasznie duszno.

    Jest jeszcze jedna sala (gdzie bodajże sprzedawali merch) - w której, gdy nie ma koncertó, organizują karaoke (no comments), podczas gdy w głównej sali są imprezy powiedzmy taneczne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No teraz tak duszno nie było, ale czuć, że wentylacja kiepska ;)

      Ale akurat różnorodność - karaoke i impreza taneczna w tym samym czasie - to chyba nic złego, tylko właśnie na plus?

      Usuń
  2. Wow, świetnie opisujesz koncerty, te muzyczne doznania, aż się poczułam jakbym tam była ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Awww, yabba dabba do! Understand*, we don’t want your rules -> one son*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeszcze nigdy nie byłam w Proximie, ale widzę, że niewiele straciłam (jeśli chodzi o bycie w samym klubie, nie mam na myśli koncertu, rzecz jasna :D).
    Zazdroszczę tego koncertu!

    OdpowiedzUsuń
  5. Bowflex SelectTech adjustable dumbbells will be
    the best strategy to incorporate an entire array of dumbbell weights towards your workout in only one particular smaller, power-packed bit of tools.


    my weblog - bowflex dumbbells 552

    OdpowiedzUsuń
  6. If the about to box you've got to complete common boxing workouts and rely on these to receive you into your shape you need to be in for that ring.

    My web-site :: please click the following internet site

    OdpowiedzUsuń
  7. Of course, everyone knows that Bowflex is actually
    a significant time title and it has been around permanently.



    my blog post :: please click the up coming article

    OdpowiedzUsuń
  8. So, do your whole body a favor and obtain much more fiber!


    my page ... free weights for sale

    OdpowiedzUsuń
  9. This delivers a really effective technique for building
    up your again and shoulder muscle groups from the shortest possible time, a undertaking that may be normally hard or
    even out of the question with other exercising
    equipment.

    my weblog click through the next website page

    OdpowiedzUsuń
  10. Also, it includes some incredibly helpful applications to assist you target specific areas of one's body and burn up extra calories.

    Also visit my blog - bowflex dumbbells

    OdpowiedzUsuń