oTAGowani!

Ja się nawet cieszyłam, że tag mnie ominie, gdyż jestem znana z ekshibicjonizmu emocjonalnego, bo wszędzie mnie pełno ( :) ). Bałam się, że będę się powtarzać. Ale Cassiel wybrała takie pytania, że naprawdę z chęcią na nie odpowiem!

Zasad przytaczać nie będę, bo tyczyły się one głównie wybieranych do taga osób, których ja nie wskażę. Powód jest bardzo prozaiczny - chyba już wszyscy brali udział w zabawie ;)

No i przepraszam Cię, Cassiel, za obsuwę z tym postem!

Jedziemy:

Orson Scott Card "Zaginione wrota"

Kto by pomyślał, że książka Orsona Scotta Carda jest istnym rollercoasterem emocjonalnym? To właśnie ona idealnie pokazuje nam, że porzucenie jakiejkolwiek lektury w połowie jest bardzo złym wyborem.

Trzynastoletni Dan North należy do pewnej zamkniętej społeczności magów, która ukrywa się w górach, nie chcąc się zdradzić przed ludźmi. Chłopiec posiada ogromną rodzinę - kuzynów ma na pęczki, jego rodzice są szanowanymi i potężnymi istotami... I wszyscy, ale to wszyscy, z najbliższego mu otoczenia posiadają chociażby nikłe zdolności magiczne, podczas gdy on... cóż, Danny jest pusty. Nie tworzy klantów, nie łączy się z naturą... Słowem: jest drekką, którą wszyscy powoli zaczynają gardzić. Chłopiec, nie mając innego wyjścia, zaczyna godzić się ze swoim losem - wiecznego popychadła i źródła drwin kuzynek. Do czasu, gdy odkrywa, że zupełnie bezwiednie potrafi tworzyć wrota i jeśli komukolwiek zdradzi swój sekret - będzie martwy.

Olga Gromyko "Wiedźma Naczelna"

Czyżby wiedźma spiłowała swoje pazurki?

Gdy wyszła "Wiedźma Naczelna", rozpaczałam strasznie - raz, że jest to ostatni tom cyklu o mojej ukochanej, wrednej Wolsze, a dwa - że nie miałam pieniędzy na jego natychmiastowy zakup. Trwałam więc tak kilka miesięcy, z siedzącym mi na karku sumieniem i niewyobrażalną ochotą na zaznajomienie się z lekturą... Na szczęście, jak to bywa z allegro, po kilku miesiącach od premiery dostałam już raz czytaną książkę za prawie połowę ceny okładkowej. I zabrałam się, z należną czcią, do lektury.

"-Bracia moi! (...) W tym skromnym grobie (...) spoczywa (...) święty Fenduł.
Na kilka chwil jego głos zgubił się w zachwyconych westchnieniach i szeptach. Cały czas korciło mnie, by go poprawić, że w tej chwili spoczywam tu ja i wcale nie jestem gorsza od niego, a do tego młoda i ładna.
-Czasem wydaje mi się - urywanym głosem ciągnął mistrz (...) - że słyszę jego oddech..
Do pokrywy równocześnie przywarło siedem uszu. Instynktownie zamarłam na wdechu mimo całkowitej świadomości tego, że przez ciężką marmurową płytę mogliby usłyszeć jedynie głośne chrapanie.
-Tak właśnie! Słyszę go!!! - rozległ się po chwili czyjś egzaltowany wrzask, który prawie poderwał mnie z miejsca.
-Ja też! I ja! - darli się pielgrzymi. Któryś załkał ze szczęścia, po czym padł na kolana i zaczął walić czołem o bok sarkofagu, jak wywnioskowałam z tańczących na zewnątrz cieni."

Wolho, słońce, przed czym to uciekasz?

W ostatniej części powieści ziściły się najstraszniejsze koszmary rudowłosej wiedźmy. "O co chodzi?" - pytacie - "Czyżby napadła ją zgraja krwiożerczych strzyg? Porwał obleśny troll? Smok zjadł jej rękę?!".

Nie. To Len jej się oświadczył....

Co więcej, panna wredna zgodziła się zostać jego żoną, a potem dopadły ją głębokie wątpliwości. Z pomocą przychodzą jej... szkoła i własne ambicje - postanawia zebrać materiały do swojej pracy i obronić tytuł bakałarza trzeciego stopnia. I tak, już po raz czwarty, wrzuceni zostajemy w wir pełen przygód. Wolha jeździ z miasta do miasta, tak jak robiła to dotychczas, i pomaga ludziom w drobnych problemach. Niektóre jej misje rosną jednak do rangi bardzo niebezpiecznych i poważnych - i tak oto panna W.Redna musi zmierzyć się duchem, który nawiedza zamek, potworem, który stacjonuje na jednej z małych wysepek i w końcu - z arcyniebezpiecznym i arcypotężnym magiem. Co by to jednak były za wyprawy - i zakończenie cyklu o wiedźmie - gdyby na jej drodze nie stanęły tak dobrze nam znane i lubiane postaci? A witamy tutaj wszystkich: i przyjaciółkę Wolhy ze szkoły - Welkę, i "standardowe" towarzystwo - Orsanę, Rolara, Wala oraz (niespodzianka!) Lena, który tak jak i jego narzeczona, jest poważnie przejęty ślubem i targany wątpliwościami o jego zasadności.

„On też się bał. Ale rozumiał, że jeśli nie potrafią wykonać tego kroku razem, to dalej będą musieli iść samotnie. Do końca życia, ponieważ nic podobnego już im się nie przydarzy, a na mniej się nie zgodzą...”

Noc muzeów 19-20 maja 2012 w Łodzi i nowo odkryty artysta - Daniel Zagórski!

 Zeszłoroczna relacja pod tym linkiem: TU.

W tym roku, przez wiele niezałatwionych spraw i jeżdżenie autobusem w kółko, zdołałam być tylko w 2 muzeach. Stwierdzicie pewnie, że moja Noc Muzeów była wyjątkowo nieowocna - spieszę Wam donieść, że wręcz przeciwnie!

Razem z moim przyjacielem postanowiliśmy w tym roku odwiedzić Oddział Martyrologii Radogoszcz oraz Oddział Stacja Radegast, gdyż mimo tego, że mieszkam dosłownie trzy przystanki długości od Placu Pamięci Narodowej i pięć przystanków od ulicy Stalowej, nigdy nie odwiedziłam tych muzeów (aż wstyd o tym pisać!).

Zaczęliśmy od Oddziału Martyrologii Radogoszcz - Plac Pamięci Narodowej mijałam prawie codziennie przez 3 lata, gdy chodziłam do gimnazjum (ten fakt tylko wzmaga mój wstyd za siebie). Jest to dawne więzienie, które niegdyś zostało spalone, z 30-metrową iglicą i symbolicznym sarkofagiem. Wystawa obejmowała dzieje ów radogoskiego więzienia oraz miasta Łodzi plus ekspozycję plenerową - armaty z czasów II WŚ. Prawdziwą gratką dla mnie i przyjaciela były nie tylko militaria i mundury oraz stara apteka z ubranymi na biało kobietami pilnującymi wystaw, ale także mapa Łodzi z czasów okupacji niemieckiej w formie kafelków na podłodze.

O Oddziale Stacji Radegast szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie słyszałam (nie bić!) i zostałam pozytywnie zaskoczona. Dworzec Kolejowy (a raczej jego pozostałości) znajduje się na obrzeżach łódzkiego getta i niegdyś był ostatnim przystankiem dla deportowanych tutaj więźniów. Z tejże stacji wysyłano Żydów do obozów pracy lub masowej eksterminacji do Chełmna. Do dzisiaj w muzeum zachowały się lokomotywa parowa, tory kolejowe i jeden drewniany budynek. Tunel Deportowanych, który możecie obejrzeć obok na zdjęciu, przedstawia historię łódzkiego getta na podstawie listów przewozowych więźniów oraz przedmiotów codziennego użytku (stare nożyczki, elementy połamanej zastawy, fragmenty podków koni) znajdujących się w gablotach.

Pewne zdarzenie sprawiło, że naszą wizytę w Stacji Radegast przeżyliśmy o wiele mocniej - załapaliśmy się na film animowany Daniela Zagórskiego pt.: "Bajka o Jasiu i Małgosi". Opowiada on o obozie koncentracyjnym dla Dzieci Polskich. Oglądanie go grubo po 23:00 w nocy wzmogło tylko nasze doznania. A moje były wyjątkowo silne. Produkcja jest dopracowana pod każdym względem - zarówno muzycznie, jak też graficznie. Oryginalność i świeżość idą w parze z symboliką i prawdziwą głębią. Animacja jest przejmująca, niepokojąca, wzruszająca... niezwykła.

Z samym autorem miałam okazję się spotkać, lecz udało mi się tylko wydusić jedno najważniejsze pytanie: "Czy można obejrzeć gdzieś resztę Pańskiej twórczości?". Dalej byłam pod wrażeniem animacji, a każde pytanie uformowane w moim umyśle brzmiało dosyć infantylnie. W domu, już na spokojnie, weszłam na stronę Pana Daniela Zagórskiego i tak, aż do teraz, jestem pod autentycznym wrażeniem. Jest to człowiek o ogromnej ilości zainteresowań i talentów. Z wykształcenia jest murarzem-tynkarzem, latał na paralotni, zdobył Mistrzostwo Polski w Motolotniarstwie, uczestniczył w górskich maratonach rowerowych, jeździł na łyżworolkach... Oprócz tego tworzy animacje i grafiki, a nawet wydał płytę z muzyką! Jest to artysta, którego poczynania naprawdę warto śledzić.


Zapraszam Was serdecznie do obejrzenia najnowszego dzieła Pana Daniela, a jeśli Wam się spodoba, to resztę filmów jego autorstwa możecie zobaczyć: TUTAJ.

"Bajka o Jasiu i Małgosi":


Muzyka Daniela Zagórskiego : TUTAJ 
Strona Daniela Zagórskiego: TUTAJ
Nie zapomnijcie obejrzeć także grafik - zapierają dech w piersiach!

Warto korzystać z Nocy Muzeów - a nuż traficie na jakieś ciekawe miejsce, dowiecie się czegoś o swoim mieście lub też, tak jak ja, odkryjecie nowego wspaniałego artystę?

Pamiętajcie też, że muzea nie gryzą, a gdy nie są oblegane przez rzesze głodnych wiedzy turystów, są jeszcze piękniejsze. I ja także powinnam to zapamiętać.

Do następnego razu!


Zdjęcia (oprócz dwóch pierwszych) pochodzą z prywatnej strony pana Daniela. Bardzo dziękuję za pozwolenie na udostępnienie ich u siebie! 

Nowa Fantastyka 05/2012

Majowy numer Nowej Fantastyki zaczyna się bardzo smutnym wstępniakiem - Jakub Winiarski informuje czytelników o upadku dwóch konkurencyjnych czasopism - "Science Fiction, Fantasy i Horror" oraz "Fantasy & Science Fiction". Jednocześnie informuje wszystkich mniej lub bardziej życzliwych o tym, że ten fakt wcale go nie cieszy. Szczególnie, że fantastyka jest ostatnio naprawdę rozchwytywana przez odbiorców czy to w książkach, czy na ekranie. 

"Tupot białego orła" Jakuba Ćwieka także nie należy do bardzo radosnych felietonów:
"Nie jesteśmy zlepkiem narodowości jak Stany, które potrzebują jednoczących symboli. Raczej nie ma co liczyć, że uda nam się stworzyć kogoś, po kim dziś będziemy płakać, gdy odejdzie, oddając za nas swoje życie. "

Nicola Cornick "Kłopotliwy dług księżnej"

Księżna Isabella Di Cassillis nie wiedzie łatwego życia. Najpierw zostaje wydana za mąż za człowieka, który w ogóle jej nie interesuje. Jej ojciec ją po prostu "sprzedaje", w zamian za uregulowanie rodzinnych zobowiązań. Książę Ernest, za którego wyszła, to człowiek oziębły, hulaka i bawidamek, który sam wkrótce zadłuża nie tylko siebie ale i swoją żonę, a potem umiera w ramionach kochanki. Od tej pory Isabelli grozi więzienie za długi i aby go uniknąć ma dwa wyjścia - może wyjechać z kraju i liczyć na to, że nie będą jej szukać albo odwiedzić więzienie i wziąć ślub z którymś ze skazańców. W zamian za lepsze warunki życia w celi, w której maja spędzić resztę życia, na pewno z wielką chęcią poślubi księżną i przejmie na siebie długi. Traf chce, że kobiecie polecony zostaje pewien mężczyzna, z którym 12 lat temu łączyło ją prawdziwe uczucie. Co więcej, księżna nie zdaje sobie sprawy, że ów Marcus Ellis siedzi w więzieniu dopiero od 3 miesięcy i to tylko dlatego, że prowadzi tam śledztwo. Możecie się tylko domyślać, jak wielki szok wyrysuje się na twarzy Isabelli, gdy następnego dnia ujrzy swojego "pana młodego" (rządnego zemsty za pozostawienie go samego przed ołtarzem 12 lat temu) nie w celi więziennej, ale na balu w Londynie...

Opis książki bez wątpienia zachęca do lektury, jednak pewnie nie tylko ja mam pewien problem sięgając po romanse. Ja po prostu z góry sobie zakładam, że są puste i ckliwe, co w przypadku Wydawnictwa Harlequin nigdy nie jest prawdą (a ja i tak swoje!). Z drugiej strony, lepsze jest pozytywne zaskoczenie, niż gorzki zawód, prawda?

Dina Rubina "Biały gołąbek z Kordoby"

Pierwszy raz zdarzyło mi się tak bardzo pomylić przy wyborze książki do czytania. I nie, to nie znaczy, że jest ona zła! Ja po prostu spodziewałam się czegoś zupełnie innego...

Zachar Kordobin jest wybitnym znawcą malarstwa i profesorem Uniwersytetu Jerozolimskiego. Po jego rady i wskazówki zgłaszają się galerie, muzea oraz osoby prywatne. Mając ogromną wiedzę na temat obrazów i posiadając liczne talenty (włączając w to umiejętność nabijania ludzi w butelkę), Kordobin zaczyna fałszować obrazy i pracować dla "ciemnej strony" tego świata, która jeszcze bardziej go pochłonie, gdy ten zacznie za wszelką cenę dążyć do pomszczenia śmierci swojego najlepszego przyjaciela. "Biały gołąbek z Kordoby" to wędrówka przez jego życie, liczne wspomnienia, dążenia i wyrzuty sumienia.

Ośmieliłam się kiedyś powiedzieć, że w Łodzi nic się nie dzieje - czyli Further & Beyond the Post-rock w Łodzi.

Tak, jak w tytule: Ośmieliłam się kiedyś powiedzieć, że w Łodzi nic się nie dzieje, że jest to koncertowa pustynia i w ogóle nie warto wychodzić z domu na wieczór - "Bo owszem, mamy Atlas Arenę, którą gwiazdy wielkiego formatu odwiedzają średnio 2-4 razy w roku, ale zero ciekawych, wysmakowanych i dość elitarnych klubów z ponadprzeciętnymi zespołami". Potem poznałam działalność młodego i rządnego porządnego ukulturalnienia łodzian Bhaarta i zrobiło mi się głupio. Zaczął on zapraszać do ciasnych, klimatycznych, typowo łódzkich klubów zespoły, które porażają swoją świeżością i energią. A ja, jako typowy przedstawiciel rasy późnowieczornych kanapowców, straciłam wymówkę i zaczęłam wychodzić z domu po godzinie 20. 

Tym razem "przywiało mnie" na drugą część festiwalu (a może raczej serię koncertów?) "Good Warning: Further & Beyond the Post-rock cz. II", który odbywał się 29 kwietnia. Na moją decyzję o pójściu złożyły się trzy rzeczy - Good Warning! samo w sobie, które gwarantuje dobrą zabawę i nietuzinkowych ludzi, miejsce: klub DOM na Piotrkowskiej 138/140, w którym jeszcze nie miałam okazji gościć, a który kusił swoim położeniem oraz oczywiście sami artyści - nikogo wcześniej nie znałam, a nagrania udostępnione na youtube zaostrzyły mi apetyt na więcej.