Rainbow Rowell "Załącznik"

Kiedy przeczytałam opis nowej książki Rainbow Rowell, to wiedziałam, że będzie moja! Zakochiwanie się najpierw w duszy, a dopiero potem w ciele brzmiało pięknie. Bo tym właśnie dla mnie jest miłość.

Lincolna poznajemy w momencie, w którym dostaje pracę w wydawnictwie jako „administrator bezpieczeństwa danych”. Myśli, że w końcu użyje swoich informatycznych umiejętności i sprawdzi się jako dorosły, samodzielny pracownik. Wyobraźcie sobie jakie musi być jego zdziwienie, gdy dowiaduje się, że JEDYNE, co musi robić, to CZYTAĆ cudze maile, które trafiają ze specjalnie zaprogramowanego sita, które przechwytuje „niewygodną korespondencję” (czyli innymi słowy jakieś podejrzane słowa kluczowe)! Zrezygnowany bohater siada więc do roboty… i zaczytuje się PO USZY w rozmowach Beth i Jennifer, które pracują na dziennej zmianie w wydawnictwie. Z początku uważa, że nie robi nic złego. Dopiero później uświadamia sobie, że zakochał się w Beth, a nawet nie wie jak wygląda i na jakim stanowisku pracuje. Z resztą, nawet jakby wiedział, to jak miałby zagadać?

Książka zaczyna się nadspodziewanie dobrze. Każdą kolejną stronę dosłownie połykałam z niemałą ekscytacją. Duży wpływ miał na to zapewne język. Nie czytałam wcześniej Rainbow Rowell, ale już wiem, jaka jest jej magia – autorka pisze lekko i nieskomplikowanie, więc książkę się dosłownie POŻERA.

Niestety, moim zdaniem Rainbow Rowell znacznie gorzej radzi sobie z kreowaniem bohaterów i sytuacji (przynajmniej w tym przypadku, bo innych jej dzieł jeszcze nie czytałam). Ja wiem, że nie każdy jest taki jak ja – śmiały i bezpośredni. Że można być zamkniętym w sobie, że można zakochiwać się szybciej i głębiej ode mnie. Jednak nieporadność Lincolna od połowy książki zaczęła mnie nieco irytować. Tak, jak jego uczucie – Lincoln pisze, że Beth jest inteligentna i dowcipna. Ja po przeczytaniu tych samych maili co on zdecydowanie nie nazwałabym tak tej dziewczyny. Maile Beth i Jennifer były bardzo infantylne i „wymuszone”, jakby bohaterki za wszelką cenę siliły się na beztroski ton wypowiedzi. Później coś zaczęło się zmieniać – w obecności prawdziwych problemów częściej pisały już w bardziej dorosły sposób. Na tyle, że nawet udało mi się w nich znaleźć taką małą cząstkę mnie i mojej przyjaciółki. Jednak to nadal nie wystarcza. „Załącznik” zdecydowanie pożałował mi ciekawych bohaterów. 

Środek książki też jest dość słaby. W pewnej chwili nie wiedziałam już, jakie jest główne założenie tej lektury i do czego prowadzą kolejne wydarzenia. Koniec też niewiele nagradza. I tak mogłabym narzekać bez końca, gdyby nie fakt, że jakimś cudem „Załącznik” rozjaśnił mi te okropne, jesienne dni. Mimo, że nie zgadzałam się z wyborami bohaterów i że nie była to dla mnie wybitna lektura, to spędziłam miłe kilka godzin „w innym świecie”. Uroczym, nieskomplikowanym, słonecznym. I tego chyba właśnie potrzeba na takie brzydkie, szare dni. Prawda? 

A poza tym "Załącznik" możecie teraz dorwać w Biedronce!