Hirotaka Kisaragi i Yuka Hichiwa "Keep Out"

Tytuł oryginału: Keep out
Data wydania: sierpień 2012
Wydawnictwo: Kotori
Liczba stron: 255
Męczę Was już recenzjami anime, więc czas najwyższy zapoznać Was z mangą. W październiku przeżyłam niesamowity szok, gdy okazało się, że w Polsce powstało wydawnictwo, które będzie wydawać mangi yaoi. Myślałam, że ten dzień nigdy nie nastąpi i będę skazana na internetowe skanlacje. A tymczasem Grupa Kotori ma się dobrze i już niedługo wypuszcza na rynek CZWARTY komiks boys love. Ale ja nie o tym.

"Keep Out" jest dla mnie "mangowym pierwszym razem" pod dwoma względami. Raz, że to pierwszy tom, który posiadam na własność (nie jest on pożyczony bądź ściągnięty z forów skanlacyjnych), a dwa - że to pierwsza manga yaoi, którą trzymałam w ręku.

David Nicholls "Jeden dzień"

Kliknij na napis, by posłuchać muzyki z filmu:


O książce dowiedziałam się wtedy, gdy obejrzałam trailer nowego filmu z jedną z moich ulubionych aktorek - Anne Hathaway. A że nie miałam wtedy pieniędzy na dość drogą powieść (i 50 innych nieprzeczytanych czekało na półce), to postanowiłam najpierw zawitać do kina, a dopiero później przeczytać książkę. I przepadłam, naprawdę. Rzadko zdarza się doświadczyć tak pięknego dramatu z arcyciekawym wątkiem romantycznym. Aż dziw, że napisał go mężczyzna (zaleciało feminizmem)...

Poznajcie Emmę i Dextera. Ona chce zmienić świat, walczyć w imieniu słabych, on chce ten świat zawojować, zarobić kupę pieniędzy. Ona jest delikatna, nieśmiała i ma wiele kompleksów, on jest przemądrzały, przebojowy i żyje przeświadczeniem, że "Wszystko ułoży się samo" i "Mnie się wszystko należy". Pozornie niemożliwym jest, by tych dwoje ludzi kiedykolwiek nadawało na tych samych falach i by w ogóle chciało ze sobą przebywać w jednym pokoju. Jednak nadchodzi 15 lipca 1988 roku, dzień w którym oboje otrzymują swoje dyplomy ze studiów, i Dex ląduje w łóżku Emmy. Nie, to nie to co myślicie - on po prostu w nim leży (chociaż oboje od czasu do czasu przejawiają chęć "na coś więcej", ale nic z tego nie wychodzi) i rozmawia z dziewczyną o przyszłości. I tak oto zawiązuje się między nimi piękna, ale trudna przyjaźń. Czytelnik śledzi ich losy przez kolejne dwadzieścia lat, "zaglądając do nich" jednak tylko w jeden dzień danego roku - 15 lipca. Czy przyjaźń Emmy i Dexa przetrwa próbę czasu? Czy pozostaną oni tacy sami? A może jednak wraz z upływem lat zmienią się ich poglądy, uczucia, wartości?

Mateusz Karbowski "Sztuka spania i wstawania"

Niedawno pisałam, że nie trawię audiobooków. Dlaczego więc znów zdecydowałam się na taką formę czytania? "Sztuka spania i wstawania" to poradnik, który nie posiada zarysowanej fabuły, bohaterów itp. Wyklucza to dzięki temu problem interpretacji tekstu przez lektora. W końcu podczas swojej pracy nie wciela się w bohaterów, więc nie ogranicza naszej wyobraźni.

Po "Sztukę spania i wstawania" sięgnęłam głównie dlatego, że pamiętałam pozytywną opinię Futbolowej i nie ukrywam, że od zawsze chciałam jakoś zapanować nad swoim snem.

"Sztuka spania i wstawania" podzielona jest na 14 rozdziałów, a każdy z nich na jeszcze mniejsze podrozdziały. I tutaj pojawiła się niestety niedogodność - w ebooku mamy całą tę treść wyłożoną w spisie, natomiast tutaj musimy interesującej nas kwestii szukać w jednym pliku mp3 (i to pół biedy, jak pamiętamy który plik odtworzyć...). Na szczęście, każdy nowy temat, który porusza autor, jest oddzielany charakterystyczną melodią, więc szukanie odpowiedniego fragmentu jest i tak stosunkowo szybsze, niż w przeciętnym audiobooku.

Debbie Macomber "Sklep na Blossom Street"

Lydia Hoffmann, po 2 udanych bataliach z rakiem, postanawia raz mieć coś swojego, żyć pełnią życia i nie oglądać się wstecz. W Seattle, na Blossom Street, otwiera sklep z włóczkami. Kobieta ma nadzieję, że uda jej się uniknąć rychłego zamknięcia z powodu braku klientów, więc postanawia włączyć do oferty swojego sklepu naukę robienia na drutach. W niedługim czasie, na lekcje zgłaszają się trzy różne kobiety, które zupełnie przypadkowo znalazły się w sklepie. Każda z nich jest w innym wieku, boryka się z innym problemem, pochodzi z innego środowiska i pozornie żadnej nie łączy z resztą zupełnie nic. Jednak w miarę upływu czasu i kolejnych lekcji robienia na drutach, zaczynają się do siebie zbliżać i przed sobą otwierać...

Jacqueline Donovan jest starszą, bogatą i dość niemiłą osobą. Często narzeka i patrzy spode łba na Alix, w jej oczach niereformowalną kryminalistkę. Na lekcje Lydii uczęszcza głównie po to, by zrobić na drutach prezent dla jeszcze nienarodzonej wnuczki - w geście pojednania z synową.

Carol Girard to bardzo smutna, ale szalenie sympatyczna osoba, która posiada wszystko... za wyjątkiem dziecka. Stara się o nie, jak tylko może. Przeszła już dwa zabiegi in vitro. Oba nieudane. W głębi serca czuje, że tym razem się powiedzie, dlatego chce zrobić kocyk, którym już niedługo okryje maleństwo.

Nowa Fantastyka 11/2012 i 12/2012

Jako że nie miałam czasu na opublikowanie recenzji numeru listopadowego na czas, to pozwalam sobie stworzyć recenzję zbiorczą obydwu numerów - listopadowego i grudniowego.

MUSE, The 2nd Law Tour! (Łódź, Atlas Arena, 23 listopada 2012)

Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, jak wielkim i fantastycznym zespołem jest Muse, to odłóż płyty studyjne na bok i leć na koncert! Wiem, dla niektórych to zdanie może mieć wydźwięk pejoratywny i pewnie pojawią się tacy, którzy się na śmierć obrażą i stwierdzą, że się wywyższam, bo miałam okazję zobaczyć zespół na żywo. Ale powiem Wam tak: Chyba nie znam osoby, która po przesłuchaniu płyty nie jest ciekawa tego, jak chłopcy dają sobie radę live. Przy czym "dają radę" to dla nich wielce krzywdzące określenie... 

23 listopada 2012 roku w Łodzi atmosfera była gęsta już od rana. Coś wisiało w powietrzu... Po godzinie trzynastej na ulicach centrum było spokojnie, wszyscy w żółwim tempie kierowali się do pracy lub do swoich mieszkań. Ale chwila! Flegmatyzm w Łodzi w piątkowe popołudnie?! Czy to Armageddon?! Nie, po prostu większość mieszkańców tego miasta już zaczęła przygotowania do koncertu (czy to w pracy, czy to w domu), tudzież już od kilku godzin siedziała pod halą. 

Ja, kierowana wspomnieniami z poprzednich koncertów w łódzkiej Arenie, nie spieszyłam się specjalnie i nie wystawałam kilka godzin w zimnie po to, by zająć dogodne miejsce. Razem z chłopakiem byliśmy na miejscu około godziny 18, kiedy miały się otworzyć bramy. Okazało się, że wpuszczają tylko przez dwa wejścia, a kolejki są ogromne. Na szczęście, idąc ze zwieszonymi głowami na koniec, spotkaliśmy po drodze moje dwie znajome. I tym sposobem, w ciągu zaledwie 2-3 minut od otwarcia, szybko znaleźliśmy się w środku...

Hotel Transylwania (2012) reż. Genndy Tartakovsky

Tytuł: Hotel Transylwania
Tytuł oryginału: Hotel Transylvania
Reżyseria: Genndy Tartakovsky
Czas trwania: 91 min
Gatunek: animacja, familijny, komedia
Hotel Transylwania, czyli spaczamy i straszymy dzieci?

Na wstępie chciałabym Was zapytać, jak podchodzicie do problemu doboru bajek dla dzieci. Uważacie, że rodzice powinni kierować się zaleceniami producenta, czy sami wybierać filmy dostosowane do charakteru i poziomu intelektualnego dziecka? Pytam, bo ja nie wyobrażam sobie trzymać mojej siostry zamkniętej w świecie "Dino Pociągu", "Pana Robótki", czy "Marta Mówi". Owszem, Basia zna i lubi te produkcje, ale czasem sama z siebie trafia na "Monster High" (sześciolatek posługujący się sprawnie youtube - tak, to jest możliwe!), a innym razem wymusza na mnie zgranie na komputer mojej ukochanej "Gnijącej panny młodej", "Miasteczka Halloween", czy też "Koraliny". Według niektórych znajomych moich rodziców puszczając Basi filmy o umarlakach spaczamy (!) ją w sposób nieodwracalny. Może to mnie zatarła się "świadomość rodzicielska", bo w końcu jestem tylko siostrą-wzorem i siostrą-personą szalenie egzotyczną, ale moim zdaniem dopóki dziecko nie miewa koszmarów sennych, nie reprezentuje sobą nienormalnych zachowań, nie pragnie wysysać ludziom krwi albo nie buduje sobie trumny, to wszystko jest w porządku! Nadal jednak zewsząd do moich biednych uszu płyną głosy osób, którym już od daaaaawna przysługuje prawo wyborcze, że "Hotel Transylwania" to bajka absolutnie nie dla dzieci. A więc dla kogo?

Dawno, dawno temu, hrabia Dracula postanowił zrobić wszystko, by chronić swoją córkę i przyjaciół od okrutnej rady ludzkiej. Wybudował więc hotel na zupełnym odludziu, odgrodzony cmentarzyskiem i ciemnym lasem, który to pozwalał jego tymczasowym mieszkańcom na relaks, bycie sobą i pewność, że w murach tego luksusowego budynku nigdy nie postanie ludzka stopa. Pewnego dnia, gdy kreatury z całego świata zjadą się, by hucznie świętować 118 urodziny córki Draculi, Mavis, do holu wejściowego wpakuje się ktoś jeszcze... Człowiek z krwi i kości. A Dracula zrobi wszystko, by się go pozbyć, nie bacząc na protesty zaciekawionej przybyszem córki.

Z Basią do kina wybrałyśmy się o barbarzyńskiej (dla niektórych) porze, bo o 10 rano w niedzielę. Tłumów na sali nie było, ale naliczyłam około 7 osobników w wieku 6-10 lat i 3 osobników grubo po trzydziestce. Chyba więc nie tylko ja "spaczam" młode pokolenie?

Katarzyna Bernika Miszczuk "Ja, anielica"

Recenzję podzieliłam na dwie części: recenzję formy zapoznania się z książką (audiobooka), jak i po prostu samej książki. Jeśli ktoś nie jest zainteresowany moimi wynurzeniami na temat audiobooków w pojęciu ogólnym, to szukajcie słowa 'książka' napisanego wersalikami. Od tego momentu zaczyna się recenzja właściwa. Jednakże szczerze polecam Wam lekturę całości i zapraszam do dyskusji w komentarzach, o której wspomnę jeszcze w tekście poniżej:

AUDIOBOOK

"Ja anielica" była dla mnie książką-wyzwaniem. O dziwo, nie ze względu na tematykę, a na formę, w jakiej się z nią zapoznawałam. Swój pierwszy i jedyny "audiobook" posiadałam w czasach przedszkolnych, na kasecie magnetofonowej. Była to opowieść o Karolci i magicznym koraliku. Słowo "audiobook" znalazło się w cudzysłowie nieprzypadkowo - tekst ten był czytany z podziałem na role, a raczej w tych współczesnych audiobookach mamy do czynienia z jednym narratorem. W każdym razie, co by się za bardzo nie rozpisywać - dawno temu lubiłam słuchać Karolci na kasecie, więc stwierdziłam, że warto zaryzykować i mieć z głowy swój pierwszy raz, co by nie pozostać do końca swych dni audiobookową dziewicą. Wybór padł na książkę Pani Miszczuk - pierwszą część miałam za sobą, mniej więcej wiedziałam czego się spodziewać, a poza tym audiobook daje niezłe pole do popisu. Dzięki niemu mogę stwierdzić, czy powieści się po prostu przyjemnie słucha - wtedy błędy stylistyczne, oraz brak nadania tekstowi płynności, będą łatwo wychwycone.

Kelly Creagh "Nevermore. Cienie"

"Mów, Proroku z piekła rodem! Czyś jest bies, czy bestia z dziobem,
Czy Kusiciel, czy kurzawa śle cię tutaj na mój próg
- O! Sterany, lecz nietknięty! - na bezludny ląd zaklęty,
Na ten dom mój grozą zdjęty - mów mi prawdę, błagam, mów:
Czy jest balsam w Gileadzie, abym ją zapomnieć mógł?"
"Nevermore!", zakracze Kruk.
"Nevermore. Cienie" to już druga część cyklu o miłości cheerleaderki i gota, przyprawiana obficie mroczną atmosferą z wierszy Edgara Allana Poego.
Isobel, oddzielona od swojego ukochanego, który egzystuje uwięziony gdzieś w świecie snów, postanawia zrobić wszystko, by go uratować. Niestety, potrzebuje pomocy, a ją może otrzymać tylko od jednej osoby - Reynoldsa, przyjaciela Poego, który rok w rok, 19 stycznia, pojawia się na cmentarzu i składa trzy czerwone róże na grobie poety. Reynoldsa, który niedawno ją okłamał... Wraz ze swoją przyjaciółką Gwen, Isobel knuje intrygę, która pozwoli jej wyjechać do Baltimore. Żeby jednak uzyskać zgodę na wyjazd i odwiedzenie grobu Poego (oficjalna wersja brzmi - zwiedzić college), Isobel musi zachowywać się jak przykładna córka i uczennica, jednak nie będzie to proste. Jej sny nawiedzają Noki, a po piętach depcze niebezpieczna kobieta. W takich okolicznościach bardzo trudno jest zachowywać pozory. Ale przecież raz danego słowa nie powinno się łamać, a Varen musi zostać ocalony...

Neil Gaiman "Dym i Lustra"

Na wstępie muszę się przyznać: Gaimana znałam tylko dzięki Koralinie. I to wersji kinowej, nie książkowej. To właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po ten zbiór opowiadań - zależało mi na lepszym poznaniu autora. Na odkryciu, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak o nim mówią. 

Mnie osobiście już po kilku pierwszych tekstach zachwycił niesamowity wachlarz tematów, na które Gaiman tworzył swoje opowiadania, nowelki, wiersze, czy miniatury. W "Dymie i lustrach" znajdzie się coś dla wielbicieli trolli, rycerzy, wilkołaków, wampirów, seksu, baśni,  fantastyki "uwspółcześnionej" itp. Kolejną mocną stroną tego zbioru jest opisana przez autora geneza każdego tekstu. Myślałam, że to będzie miły i ciekawy dodatek do całości (w końcu to jakaś forma autobiografii!), a tymczasem taki dopisek nie raz wytłumaczył mi o co w ogóle chodziło w opowiadaniu.

Nowa Fantastyka 10/2012

I nadszedł ten czas, w którym NF świętuje swoje 30-lecie! Przyznam, że byłam niesamowicie ciekawa, co też czeka nas w tym jubileuszowym numerze - w końcu sukcesy świętować trzeba hucznie, czyż nie?

Świętujemy już okładką - bardzo podobną do tej, która wyszła wraz z numerem pierwszym. Podobieństwa i różnice możemy dostrzec od razu - kiedyś kobiety "fantastyczne" walczyły mieczem i nie prostowały włosów :) W każdym razie postęp techniczny, o który nam chodziło, widać już na pierwszy rzut oka.

Jerzy Rzymkowski dzieli się z nami swoimi wspomnieniami o początkach współpracy z gazetą. Michał Cetnarowski idzie o krok dalej i w swoim artykule "Socjologicznie, religijnie, historycznie?" serwuje nam w telegraficznym skórcie historię fantastyki i sci-fi i podsumowuje ją, nie zapominając również o próbie futurologii. 

Susan Wiggs "Zanim nadejdzie ciemność"

Co byście zrobili, gdyby ktoś nagle zrzucił na Was bombę z informacją, że niedługo kompletnie stracicie wzrok? Ja nigdy długo się nad tym nie zastanawiałam. Głównie dlatego, że nie chcę nawet sobie tego wyobrażać. Wzrok jest dla mnie jednym z najważniejszych zmysłów i nie potrafiłabym chyba bez niego żyć... 

Podobną informację otrzymuje znana fotografka, Jessie Ryder, która od lat uciekała od swoich problemów i zobowiązań i nigdzie na dłużej nie zagrzała miejsca. Zwiedzała świat, robiła wspaniałe zdjęcia i poznawała coraz to nowych mężczyzn. Ale od własnego życia uciec się nie da - szesnaście lat temu oddała swoją nowo narodzoną córkę do adopcji i wyszła ze szpitala, zostawiając noworodka w inkubatorze... Od tego czasu demony przeszłości ścigają ją nieustannie. Dowiedziawszy się, że niedługo będzie niewidoma, Jessie decyduje się ruszyć wprost do domu, w którym mieszka jej dziecko, by zdążyć jeszcze nacieszyć się jego widokiem i naprawić ich relacje. Skąd wie do których drzwi zapukać? To bardzo proste - adopcyjną matką Lili została Luz, rodzona siostra Jessie...

Lista ulubionych czytadeł Nyx

Na początek trochę prywaty, w której przybliżam mojego "epic faila" roku, więc jeśli ktoś lubi takie historie, to zapraszam:

Nyx wykazał się w tym miesiącu (i w poprzednim) OSZAŁAMIAJĄCĄ wręcz ilością postów, ale wynikało to z dość nieprzyjemnego (przynajmniej na początku) powodu. Otóż ów Nyx dowiedział się w połowie września, że jego jakże upragniony scenariusz powtarzania I roku Informatyki spalił na panewce (w szczegóły nie będę się zagłębiać, bo musiałabym zacytować bardzo niemiłe spotkanie z zupełnie nowym - pracuje od września - Dziekanem, który ma zupełnie inny pogląd na świat, niż poprzedni. Ale zostawmy to.) i trzeba było w ciągu kilku godzin zadecydować o swojej przyszłości. Czynnikiem motywującym (jakby było z czego się cieszyć) był fakt, że Nyx nie był sam, bo kilka innych osób z jego roku też tak... skończyło (mówiąc delikatnie). Było latanie z dokumentami, rezygnowanie z aktualnego kierunku (w celu pozyskania owych papierów) i tutaj także latanie jak kot z pęcherzem po całym kampusie Politechniki. Było znajdywanie sobie na gwałt pracy, a potem wiszenie na telefonie codziennie przez osiem godzin, gdy już się ją znalazło (dzięki Bogu, że tylko dwa dni i dzięki Bogu, że szybko okazała się niepotrzebna). Potem płacz i zgrzytanie zębami, gdy okazało się, że jego ambitny plan nie przypadł do gustu rodzicielce i po raz KOLEJNY (w ciągu dwóch lat) była rezygnacja ze studiów na Uniwersytecie, w celu spróbowania PONOWNIE na Politechnice... Co, jak się pewnie spodziewacie, pod koniec okazało się słuszne, racjonalne i właściwe.

Z dniem dzisiejszym, po kompletnym duchowym katharsis (o którym marzyłam wraz z zakończeniem sesji letniej), ogłaszam, że chyba udało mi się znaleźć moje miejsce na Ziemi, a jeśli ktoś spróbuje mi tę ziemię zabrać, to będę walczyć :) 

Także od 1 października pisze do Was świeżo upieczona studentka I roku studiów stacjonarnych na kierunku Towaroznawstwo (wolałabym nazwę Inżynieria Jakości Towaru, ale kłócić się nie będę). Jeśli myślicie, że to kierunek z gatunku Europeistyk, Zarządzań i innych bzdetów (cóż, jak nazwa jest tragiczna, to nie ma się co dziwić, że tak myślicie), to zachęcam do poczytania sobie na ten temat na stronie PŁ. 

Jak to mówią - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem nastawiona pozytywnie do nowych studiów i nie czuję na barkach tego ciążącego łańcucha, który towarzyszył mi podczas studiowania Informatyki.

Ale ja tu się rozpisuję, a tag czeka :) 

Zostałam wytypowana do zabawy przez Cassiel i od razu z góry Cię przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam :) 

10 ulubionych czytadeł, to lista książek, które mnie relaksują, uspokajają i nie zobowiązują do głębszego myślenia.

Kolejność zupełnie przypadkowa. 

1. Seria o "Harrym Potterze" J.K Rowling . Mogę złapać jakikolwiek tom i otworzyć na jakiejkolwiek stronie, a znajdę dotychczas nieodkryte smaczki i zatapiam się bez reszty w lekturze. HP jest dobry na wszystko; to powrót do czasów podstawówki, to obietnica bezpieczeństwa, schronienia i akceptacji. 

2. "Rock'n'roll, bejbi" Piotra Rogoży. Tę książkę recenzowałam na łamach bloga i naprawdę nie wiem, co mogę dodać. Cytaty z tego tomiku śmieszą mnie ciągle tak samo, a ja po raz setny roztkliwiam się nad postacią Krzywego, który ciągle chodzi upalony :) 

3. Seria "Dziewczyny..." Jacqueline Wilson. Ja wiem, że to jest książka dla nastolatek. Dla tych młodszych, rzędu lat 13-15. Ale mam do niej tak ogromny sentyment i jest ona tak ciepła i mądra, że podczytuję ją nadal. Jeden egzemplarz - "Dziewczyny się spóźniają" mam również po angielsku, więc dodatkowo doszkalam swój język. 

4. Seria "Zwierzenia Georgii Nicholson" Louise Rennison. To, jak wyżej, pozycje dla nastolatek. Tych trochę starszych i... infantylnych. Chociaż książki są momentami trochę żałosne, to ja i tak je uwielbiam i śmieję się do rozpuku z odzywek Georgii do jej ojca i najlepszej przyjaciółki. 

5. Saga (UWAGA) "Zmierzch" Stephenie Meyer. Tak, tak, mili Państwo! Mam do niej sentyment i choć dostrzegam wszelkie wady tej książki, ckliwe i głupie momenty, to i tak dobrze wrócić do Forks i do... Jaspera. A jak! 

6. Seria "Wiedźma" Olgi Gromyko. Muszę przedstawiać komuś Wolhę? Jak ktoś ją zna, to bez problemu odgadnie, czemu chłonę te książki po raz setny. 

7. Seria "Nocarz" Magdaleny Kozak. Dla mnie to najlepsze książki o wampirach. I koniec. I kropka :) 

8. Seria "Patroli" Siergieja Łukjanienki, CHOĆ nadal nie przeczytałam ostatniej części (niedobra ja). Po prostu... muszę tę chwilę celebrować, kiedy nie będą mnie ponaglały egzemplarze recenzenckie :) Patrole nie są dla mnie czytadłami - co to, to nie! - umieściłam je tu, bo po prostu bardzo często goszczą w moich rękach.

Do 10 "dojechać" mi się nie udało, bo nie chcę wybierać niczego na siłę. Wymieniłam te pozycje, do których naprawdę często i z radością wracam. 

mFISZKI na telefon, starter z języka hiszpańskiego i słownictwo 6 z języka angielskiego.

Zdarzyło Wam się wyjść z domu bez parasolki? Na pewno. A bez fiszek, jeśli takowe posiadacie? Tym bardziej. Natomiast o telefonie pamiętamy prawie zawsze, bo to on utrzymuje nasz kontakt ze światem. Dzisiejsze komórki posiadają liczne "bajery": od odtwarzacza mp3 po licznik spalanych kalorii podczas spaceru. Na szczęście, możliwości telefonu wykorzystujemy coraz częściej w tych dobrych i pożytecznych celach i fiszki są właśnie jednym z tego typu przykładów.

Mfiszki to aplikacja w formacie JAVA na telefon. Co od razu rzuca się w oczy po jej otworzeniu, to przyjazny interfejs. Możemy zajrzeć do naszych postępów w nauce (ile kartoników jeszcze zostało nam do nauki, ile zapamiętaliśmy i ile czasu nam to zajęło), przejrzeć kartoniki bez konieczności ich zapamiętywania, a także po prostu zacząć naukę.

Paul Trynka "Iggy Pop: Open up and bleed. Upadki, wzloty i odloty legendarnego punkowca"

"Ze wszystkich masek, jakie zakładamy, najlepszą ochronę może dawać maska statecznej normalności."
Rockandrollowy zwierz, a może inteligentny i uczynny dżentelmen? Kim tak naprawdę był Iggy Pop?

Kto z Was nie zna Iggy'ego Popa? Na pewno, jeśli nie słyszeliście o nim samym, kojarzycie choć jedną z jego piosenek. Iggy to legenda punka, legenda dobrego rocka. Iggy to ikona - ale nie tylko muzyki, bo także spektakularnego upadku, balansowania na krawędzi życia i śmierci, ubóstwa i bogactwa. To dowód na to, że można prowadzić wyniszczający konflikt dwóch postaci w swoim własnym ciele.

Jim Osterberg, czy Iggy Pop?  

Paul Trynka zaczyna snuć historię Popa, przybliżając nam jego wczesną młodość. Dowiadujemy się, że mały Jim Osterberg mieszkał na osiedlu przyczep, czego wstydził się z całego serca. W szkole był cichym i niezwykle bystrym uczniem, dla którego nauka była w życiu najważniejsza. Później zainteresował się polityką i wszyscy wróżyli mu rychłą i spektakularną karierę. On sam coraz częściej zadawał się ze "sferami wyższymi", ludźmi często bogatymi, a na pewno wpływowymi. A ponieważ od zawsze interesowała go muzyka, to nic dziwnego, że niedługo potem wylądował w pierwszym rockowym zespole...

Carmen Posadas "Zaproszenie na morderstwo"

Tytuł brzmiał intrygująco, opis na okładce był jeszcze bardziej intrygujący, a sama książka?

Olivia Uriarte właśnie rozwiodła się ze swoim (piątym już!) mężem, który niedawno popadł w długi. Jej niegdyś luksusowe życie niedługo zamieni się w koszmar (choć kobieta już wcześniej przeżyła kilka bardzo niemiłych chwil). Olivia postanawia więc odejść z gracją i wielkim boomem. "Odejść" w jak najbardziej dosłowny sposób - knuje intrygę, własną śmierć. Wysyła zaproszenia na wspólne świętowanie rozwodu do kilku swoich byłych znajomych. Osób, które w jakiś sposób zraniła, choć tak naprawdę w całym swoim życiu każdemu uprzykrzała egzystencję. Zaproszeni, choć zszokowani tym dziwnym pomysłem, przybywają na luksusowy jacht. Nie wiedzą, że niedługo staną się podejrzani o morderstwo. Przecież każdy miał motyw...

Nowa Fantastyka 09/2012

Żeby się poprawić i być na bieżąco ze wszystkimi nowinkami fantastycznymi  (no dobrze, po części też dlatego, że na okładce widnieją Royce i Hadrian!), w tym miesiącu za ocenianie NF wzięłam się wcześniej. I jak zwykle, wciągnęłam się w czytanie do tego stopnia, że jadąc pociągiem do Koluszek przegapiłabym stację...

Anna Zielińska-Elliott "Haruki Murakami i jego Tokio. Przewodnik nie tylko literacki"

Gdy tylko zobaczyłam tę książkę, wiedziałam, że będzie moja. Murakamiego co prawda dopiero poznaję i daleko mi do prawdziwego fana, bo na swoim koncie przeczytanych dzieł mam tylko "Norwegian Wood", ale myślę, że nie wpłynęło to na moją radość z przeczytania przewodnika. Szczególnie, że jest to pozycja dość uniwersalna - jeśli ktoś nie czytał żadnej powieści Murakamiego, z pewnością zadowoli się samymi opisami ciekawych miejsc, zdjęciami i licznymi nostalgicznymi cytatami z książek. 

Co pierwsze rzuca się w oczy, to niesamowita schludność wydania i zorganizowanie przewodnika. Każdy rozdział zaznaczony jest w innym kolorze, każdy cytat z odpowiedniego dzieła Murakamiego również (kolorem i symbolem). Fotografie są duże i oddają niesamowity klimat omawianych miejsc, a na marginesach mamy przytoczoną resztę potrzebnych informacji. Weźmy chociażby takie kino- autorka podaje do niego telefon, stronę internetową, godziny otwarcia oraz ceny. Dla osoby, która zamierza wyjechać do Japonii i udać się w opisane miejsca, takie informacje są na miarę złota. 

"Haruki Murakami i jego Tokio" kryje w sobie powyznaczane trasy (ale wiadomo przecież, że nie trzeba zwiedzać po drodze wszystkiego) i miejsca, które odwiedzali bohaterowie książek Murakamiego (ale także on sam, gdyż w przewodniku nie zabrakło informacji biograficznych pisarza) okraszone cytatami z książek i opowiadań (także tych niewydanych w Polsce!). Na końcu każdego rozdziału mamy listy do Harukiego i jego, bardzo często zabawne, odpowiedzi. No bo kto normalny pyta swojego ulubionego pisarza, czy prezerwatywy powinno trzymać się w lodówce?

Nowa Fantastyka 08/2012

Felietony
Sierpniowy numer Nowej Fantastyki wita felieton Jakuba Ćwieka z serii "Pop, goes my heart". Muszę przyznać, że za każdym razem, gdy otwieram magazyn, to właśnie na niego czekam najbardziej - pan Ćwiek niejednokrotnie pokazał, że potrafi pisać dowcipnie i że oboje mamy bardzo podobny pogląd na świat. Tym razem pod lupę idzie zjawisko kibicowania: "(Nie) kibic siedzi z dala".
"Ingerencja z góry" to bardzo mądry tekst Rafała Kosika, który... z resztą przeczytajcie sami:

"Mamy starożytnych Egipcjan i kawał kamienia. Na zdrowy rozum jest jasne, że jakby się nie zaprali, kamienia nie ruszą. Najpewniej skorzystali z uprzejmości Obcych, podczepili kamulce pod latające talerze i - tadam! - jest piramida."

Bardzo podoba mi się cykl felietonów Jerzego Rzymkowskiego, który opisuje ciekawe seriale. Tym razem mnie nie przekonał, ale miło jest poczytać o serii, która powstała już jakiś czas temu i nie opowiada o życiu nastolatków w Nowym Jorku.
"Rady dla piszących" Sullivana idą o 'level' wyżej. Podstawy już poznaliśmy, teraz czas na smaczki i dopracowywanie jakości tekstu:

"Zaufanie czytelnikowi sprawia, że lektura staje się interaktywna. Czytelnik przestaje być biernym świadkiem wydarzeń i staje się ich aktywnym uczestnikiem. Brzmi to świetnie, jednak może być skrajnie niebezpieczne, jeżeli zostanie nieprawidłowo wykonane - dlatego to lekcja dla zaawansowanych."
Artykuły
"Chaos absolutny" to pierwsza część artykułu Marcina Zwierzchowskiego o remake'u "Pamięci absolutnej" - nie jestem fanką Schwarzeneggera (przynajmniej nie w takim wydaniu), ale o pracach nad filmem czytało się nadzwyczaj dobrze (no bo kto nie lubi serii "behind the scenes"?).
"Cenzura to bzdura" Marka Grzywacza obnaża idiotyzm... i tu właśnie trudno zgadnąć czyj. Koncernów? Politycznej poprawności? Ludzi, którzy wszędzie widzą niebezpieczeństwa  i chore nawiązania? Jeśli chcecie, by włos zjeżył Wam się na głowie, to koniecznie przeczytajcie co i w jakich sytuacjach zmieniono w trailerach i filmach, by uniknąć afery.
"Mutantastyczni" Wawrzyńca Podrzuckiego to tekst dla mnie. Nic mnie tak nie odpręża, jak film o X-Menach, których wielbię już od małego. Kto nie marzył o jakiejś ciekawej mocy? Ja robię to do tej pory! Artykuł skupił się na pokazaniu nam możliwych realnych zmian, które może kiedyś uda się osiągnąć naukowcom (chociaż ja o wiele bardziej wolę te kompletnie nierealne...).
"Więcej Pottera w Pottermore" pchnęło mnie do ponownego odwiedzenia Privet Drive. Przy pierwszej wizycie straciłam ochotę na to "więcej" i zamknęłam stronę. Tymczasem dowiedziałam się, że każdego użytkownika przydzielają do domu, wybierają mu różdżkę - i to wszystko z odpowiednimi wskazówkami J.K.Rowling! A ja od siódmego roku życia zastanawiałam się, gdzie też przydzieliłaby mnie tiara!
Jeśli jesteście fanami mashup novels, to koniecznie zajrzyjcie do "Klasyka grozą podszyta" - w tym ciekawym artykule Przemysław Pieniążek podaje nam na tacy naprawdę wiele tytułów, z którymi warto się zapoznać.

Opowiadania
Przechodzimy do nadzienia, czyli opowiadań. Mieliście kiedyś tak, że po przeczytaniu krótkiego tekstu głęboko żałowaliście, że nie jest on częścią jakiejś większej opowieści? "Lisiczka" Małgorzaty Wieczorek powinna być książką i to przynajmniej 400-stronicową. Tyle jest teraz chłamu w księgarniach, a osoba, która naprawdę umie pisać, zamyka historię w opowiadaniu. Co jest z tym naszym polskim rynkiem? To samo przemyślenie dotyczy kolejnego opowiadania - "Mistrz" Tomasza Zawady. Jeśli czytaliście moją recenzję anime "Samurai 7", to wiecie, że mam kompletnego bzika na punkcie samurajów. Ale z pustego i Salomon nie naleje, jeśli ktoś jest kiepskim pisarzem, to i pomysł nie pomoże. A tu? Ja się domagam książki, długiej książki o samurajach!
W numerze znajdziemy także: "Tajemną historię Nowej Huty" Olejniczaka, "Jipi i elektronicznego paranoika" Stephensona, "Mamo, jesteśmy Żenią, Twoim synem" Crosshilla, "Racice i szałas Abdela Dżamili" Ahmeda.
Od początku roku, gdy pisałam recenzje NF, często to opowiadania zagraniczne podobały mi się bardziej, niż te polskie. W końcu zdarzyło się całkiem odwrotnie - wszystkie inne teksty odeszły na bok, chyląc czoła tym pierwszym dwóm. Oryginalnym, dobrze napisanym, ciekawym, wciągającym jak cholera (przepraszam)! Polska fantastyka nabiera rumieńców i cieszę się, że NF cały czas daje szansę, chce jej się odkrywać nowych twórców. Dobra robota "Nowa Fantastyko", czytanie takich opowiadań to czysta przyjemność!

Pod koniec, jak zawsze, dostajemy zastrzyk recenzji wszelkiej maści i autoramentu - filmy, gra planszowa (!), komiksy, książki, tv.

OGROMNA PIĄTKA Z PLUSEM! I chyba większej zachęty nie potrzebujecie, prawda? :)

Mój egzemplarz otrzymałam od Wydawnictwa Prószyński i S-ka

Susan Crosby "Sekrety Los Angeles"

Nate, Sam i Arianna poznali się w wojsku i wtedy też postanowili założyć agencję detektywistyczną w Los Angeles. Książka, którą macie przed oczami, przedstawia ich historie miłosne.

Zaczynamy od Nate'a, który dostaje zlecenie udowodnienia mężczyźnie zdrady. W tym celu musi przez weekend udawać służbę w domu, do którego wyjeżdża mąż klientki i jego asystentka. Problem jest tylko jeden - Nate nie potrafi gotować. Trzeba więc zatrudnić jeszcze jedną osobę, kobietę, która będzie udawała jego żonę. Wybór pada na Lyndsey, sekretarkę biura. Ta bez wahania się zgadza, gdyż zawsze marzyła o pracy detektywa oraz o zainteresowaniu ze strony Nate'a. Czy ich kamuflaż się powiedzie? Czy znajdą dowody obciążające mężczyznę? I, w końcu, czy Lyndsey dostanie to, czego chce?

Następną opowieścią jest historia Sama. Wraca on do miasta na kolejny bal z okazji jubileuszu matury, by po dobrych kilku latach spotkać swoją dawną miłość - Danę. Nie oczekuje od niej wiele, chce po prostu na nią popatrzeć. Serce Dany bije mocniej, gdy widzi go w tłumie, chce nawet ponownie się z nim spotkać. Dzieli ich jednak dość mroczna i bolesna przeszłość, wiele niedopowiedzianych słów. Poza tym Dana, pani senator, zaczyna dostawać listy z pogróżkami. Czy oboje dogadają się na tyle, żeby odkryć od kogo one pochodzą? Czy wytłumaczą sobie dawne żale?

Dzieje Arianny to historia zamykająca. Kobieta chce za wszelką cenę wyjaśnić zabójstwo swojego ojca, które miało miejsce wiele lat temu. Niestety, wszystkie dokumenty o popełnionym przestępstwie są ściśle tajne i nie ma do nich dostępu. Chyba, że poprosi o pomoc starego znajomego - Joego, który pracuje w policji i którego ojciec prowadził sprawę tego właśnie zabójstwa. Informacje, które wspólnie odkryją mogą być naprawdę szokujące...

Yrsa Sigurðardóttir "Pamiętam Cię"

Opis na tyle okładki i obietnica, że będę się bać, przyciągnęły mnie do tej książki jak magnes. Horrory to dla mnie dość dziewicze rejony literatury, gdyż do tej pory poznałam się tylko na pisarstwie Kinga. Czemu by więc nie spróbować czegoś nowego? Szczególnie, że o Yrsie słyszałam już wcześniej, a skandynawskich kryminałów TAKŻE jeszcze nie czytałam.  

"Pamiętam Cię" to dwie równoległe historie, które w pewnym momencie splatają się w całość. Na początku zostajemy świadkami przyjazdu trójki przyjaciół na północ Islandii, do całkowicie opuszczonej osady. Chcą oni odnowić niedawno kupioną ruderę i zrobić z niej pensjonat, który Gardarowi i Karin może zapewnić wyjście z długów. Lif natomiast dołącza do tej dwójki dlatego, że to właśnie jej zmarły mąż, Einar, nabył tę posiadłość. Przyjaciele już od momentu zejścia na ląd czują się nieswojo, a odnalezienie właściwego domu i pozostawanie w nim na noc potęguje tylko to uczucie. W osadzie jest ciemno, zimno, nieswojo... W dodatku żadne z nich nie jest przekonane, że jest ona rzeczywiście opuszczona - skrzypiąca podłoga i poprzestawiane lub przyniesione z zewnątrz przedmioty na parterze posiadłości świadczą o tym, że jakiś mieszkaniec robi sobie z nich żarty. Dziwne tylko jest to, że do tej pory pozostaje niezauważony i nienaturalnie szybki...

W tym samym czasie, po drugiej stronie wyspy, ktoś zupełnie zdemolował przedszkole i powypisywał dziwne słowa na ścianach. Na miejsce zdarzenia wezwany zostaje Frejr, psycholog, który pracuje w pobliskim szpitalu. Przeprowadził się do miasteczka niedawno, kilka lat po zaginięciu swojego małego synka. Gdy po jakimś czasie wspomina o tym niecodziennym akcie wandalizmu jednemu ze swoich pacjentów, ten, niespodziewanie, przypomina sobie identyczne zajście kilka lat temu. Zajście, które również poprzedziło zaginięcie chłopca...

Tobias Wilk i Agnieszka Płaneta "Mogę schudnąć. Cała prawda o odchudzaniu" Schudłam i ja!

Na początek, z czystym sumieniem mogę Wam powiedzieć, że trafiłam na tę jedyną słuszną, bezpieczną i skuteczną dietę. Jest to najlepszy i najmądrzejszy poradnik, jaki czytałam i nie dam się już nabić w butelkę żadnym głupim dietom.

Powiedzcie mi szczerze - zależy Wam na schudnięciu za wszelką cenę, nie licząc się ze skutkami zdrowotnymi, czy byciu szczuplejszym, zdrowszym, bardziej energicznym? Jeśli to pierwsze, to nie sięgajcie po tę książkę, bo ona promuje ZDROWY tryb życia. 

A teraz przyznajcie mi się do czegoś jeszcze - głodówka, 1000 kcal, Kopenhaska, Dukana, Cambridge, Kwaśniewskiego, Montignaca, Atkinsa, Rozdzielna - które z tych diet stosowaliście? Okazały się skuteczne? 

"Mogę schudnąć. Cała prawda o odchudzaniu" nie tylko obali mity tych dziwnych i często niebezpiecznych dla zdrowia diet (przedstawiając Wam naukowo czemu one na Was nie działają albo wręcz przeciwnie - czemu niektórzy na nich chudną), ale wszczepi w Was bakcyla zdrowego żywienia. 

Melissa de la Cruz "Zapach spalonych kwiatów"

„Zapach spalonych kwiatów” to kolejna książka, którą kupiłam za 1/3 ceny w księgarni w Augustowie. Zrażona kiepskim „Pożeraczem snów” zaczęłam się zastanawiać, czy jest sens w ogóle tę książkę czytać, bo pewnie znów przyniesie mi niemałe rozczarowanie. I przyniosła. Ale dość pozytywne!

North Hampton jest „miasteczkiem na końcu świata”. Niewiele osób o nim słyszało, jeszcze mniej wie, gdzie może je znaleźć. To właśnie w nim spotykamy się z na pozór zwykłymi kobietami: matką – Joanną i jej dwoma córkami – Freyą i Ingrid. Wydaje się, że dotykają je tylko i wyłącznie kłopoty zwykłych śmiertelników – Joanna ubolewa nad swoją przemijającą urodą, Freya czuje pociąg do brata narzeczonego, a Ingrid robi wszystko, by utrzymać miejską bibliotekę. Tak naprawdę te trzy niezależne i dzielne kobiety borykają się z o wiele większym problemem – są czarownicami, ale nie mogą używać swojej magii…

Nora Roberts "Lilah i Suzanna"

Znacie to uczucie, gdy zamykacie pierwszą część książki i macie palącą potrzebę sięgnięcia po drugą? Ja tak i dlatego bardzo się cieszę, że miałam ją pod ręką i mogłam zacząć lekturę od zaraz!

Lilah, marzycielka, która nigdy nie odmówi sobie flirtu z miłym mężczyzną ratuje z oceanu rannego mężczyznę. Instynktownie rzuca się w fale i cumuje go do brzegu, a potem znów bez chwili zastanowienia przywozi go do domu i zaczyna się nim opiekować. Max, bo tak nazywa się tajemniczy przybysz, w podzięce za uratowanie życia pomaga Lilah w poszukiwaniu zaginionych szmaragdów. Czy uda im się je znaleźć? A może, po drodze, znajdą coś jeszcze, coś o wiele piękniejszego?

Suzanna, skrzywdzona i zamknięta w sobie, poprzysięga sobie, że nigdy nie zwiąże się z żadnym mężczyzną. Liże swoje rany i zajmuje się wychowywaniem dzieci, gdy siostry składają jej propozycję nie do odrzucenia - musi porozmawiać z Holtem Bradfordem, mężczyzną, w którym była kiedyś zakochana i którego omal nie potrąciła samochodem. Jak to mówią "Kto się czubi, ten się lubi", ale Suzanna boi się kolejnego ciosu.

Bettina Belitz "Pożeracz snów"

Będąc na wyjeździe trafiłam na świetną promocję w księgarni. Wybrane tytuły po 9,90. Wśród nich znalazł się "Pożeracz snów". Pamiętając same pozytywne recenzje, z ogromną ochotą zakupiłam swój własny egzemplarz. Jednak już w połowie lektury zaczęłam kwestionować swoją dobrą pamięć, a po przyjeździe do domu sprawdziłam, czy te oceny rzeczywiście były wysokie, czy to moja pamięć robi się bardzo płytka. I okazało się, że były. NAPRAWDĘ były wysokie! (W tym miejscu proszę wyobrazić sobie mnie - zdjęcie mojej twarzy w zakładce "autorka" - z wielce zaszokowaną miną). 

Zacznijmy od początku. Poznajcie Ellie, która przeprowadza się z większego miasta na wieś. Dziewczyna jest wrażliwa i samotna (i rozpieszczona i nudna jak flaki z olejem... Oj, już dobrze, o tym będzie później!) i nie może odnaleźć się w nowym środowisku. Dręczą ją dziwne sny i śledzi czarny samochód. Wkrótce po tym spotyka nieziemsko przystojnego (jeśli ktoś lubi bezwłosych... nie mam tu na myśli włosów na głowie, oczywiście) Colina Blackburna, który ratuje ją w czasie burzy. Facet jest trochę dziwny, strasznie tajemniczy i jakiś taki za nadto spięty. W głowie nieodmiennie powstawał mi obraz Colina jako Roberta Pattinsona, który naumyślnie krzywił się jeszcze bardziej niż zwykle (Czyżbym straciła ton recenzenta i przybrała ten bardziej jędzowaty? Ups!) Fascynacja Ellie tym dziwnym chłopakiem może jej przynieść prawdziwe kłopoty, ale dziewczyna nie może przestać o nim myśleć... 

"Pożeracz snów" składa się w 80% z bezsensownych i niepotrzebnych opisów, w 15% z romansu z Colinem i w 5% z całkiem ciekawej fabuły dotyczącej demonów. Autorka miała chyba pomysł na 100-stronicową książkę, ale było jej głupio taką podesłać do wydawnictwa, więc dopisała jeszcze 400 stron z nadzieją, że będzie fajnie. Nie, nie jest fajnie. Jest NUDNO. Poprawia się tylko wtedy, gdy Ellie dowiaduje się o tajemnicy ojca lub sprzeciwia się jego zdaniu. Nawet momenty romantyczne są w tej książce tak melancholijne i przydługie, że czytając "Pożeracza" wieczorami zasypiałam po dwóch stronach. 

Chciałam przemilczeć samą bohaterkę, ale nie mogę. Jest irytująca i głupia jak but, do tego, podobnie jak Colin i jej ojciec, strzeże swojej własnej wielkiej tajemnicy. Kimże może być?! Wampirem?! Nie. BEKSĄ (Beksą, która dostaje kieszonkowe w wysokości 200 euro - tak poza tematem, to ile osób dostaje tyle pieniędzy? Ręka w górę! - Dajcie mi tyle, to ja mogę być nawet histeryczką!). No tak, to takie typowe dla dziewcząt w książkach paranormalnych! Autorki chyba nie lubią odważnych i ironicznych dziewoj, bo bardzo rzadko mam okazję o nich czytać. Zamiast tego dostaję mały spodeczek, na którym siedzi irytująca, drobniutka, słodziutka dziewczyneczka, która ma ze sobą problemy i często płacze. Oczywiście, żeby nie być wyklętą przez wyższe sfery w starej szkole, zaprzyjaźnia się z dwoma jeszcze bardziej idiotycznymi koleżankami, którym tylko kosmetyki w głowie. Światełko w tunelu pojawia się wtedy, gdy Ellie sama stwierdza, że jej przyjaciółki są głupsze niż ona. Trochę poniewczasie. 

Autorka nie popisuje się kunsztem literackim, ani wiedzą: Weźmy taką Ellie biorącą penicylinę podczas ospy. Łyka ją, chociaż nie cierpi na żadne powikłania. Panno Belitz, Wikipedia jest darmowa, można na nią wejść i poczytać co nieco o chorobie, naprawdę! Mogę nawet poinstruować! Kolejne ciekawe zjawisko: Ellie wskazująca na stan spożycia po dwóch łykach piwa. Okay, ludzie różnie reagują na alkohol, ale czy samo zachowanie głównej bohaterki nie jest już wystarczająco żałosne? Poza tym chyba z jakichś powodów takie napoje sprzedaje się osobom pełnoletnim? Kolejna sprawa: Ellie przebija sobie gałęzią przestrzeń międzyżebrową, krew tryska i moczy jej T-shirt. Co robi? Idzie dalej, po połowie strony zapomina o ranie, w domu niczym jej nie opatruje. Samoleczące się głębokie skaleczenia? Też tak chcę! 
"Już nie mogłam sobie nawet wyobrazić, żebym kiedykolwiek spotkała mężczyznę, który byłby dla mnie tak pociągający jak Colin. Inni mężczyźni mieli włosy na ciele. Komu się to podoba?" 
Mnie? O gustach się nie dyskutuje, ale facet z gładkimi nogami?! Srsly?! 

Końcówka książki nie powala na kolana, tylko irytuje. IRYTUJE, WYWOŁUJE ŚLEPOTĘ, WYMIOTY I  MYŚLI SAMOBÓJCZE (Problem numer jeden: skrócić sobie cierpienie, czy pokazać się na oczy raz jeszcze tym ludziom, którzy mnie widzieli czytającą tę chałę...). Szczerze mówiąc, to każda strona tej książki jest głęboko denerwująca i infantylna, dialogi czasem wioną patosem na kilometr, a wszystkie postaci zlewają się w pseudoemocjonalną papkę, od której podczas ostatnich 100 stron lektury rozbolała mnie głowa i wszystkie zęby. Gdy dobrnęłam do ostatniej kartki, dziękowałam swojemu samozaparciu, że NAPRAWDĘ wytrwałam. 

Dwója i cieszę się, że książka już zeszła z mojego pola widzenia do kogoś innego, kto być może ją pokocha. 

Nora Roberts "Catherine i Amanda"

Dowożąc mi na wakacje tomiki do recenzji, moja rodzicielka spojrzała surowym wzrokiem na tytuł tej książki i z odpowiednim dla siebie wyrazem dezaprobaty mruknęła, że brzmi on, nie przymierzając, jak tytuł filmu pornograficznego. Trochę mnie ta uwaga zaszokowała, ale zaczęłam się zastanawiać, czy „Catherine i Amanda” nie będzie nudnym i przewidywalnym erotykiem (nie, żebym erotyków nie lubiła, broń Boże!)… Moje obawy zniknęły już pod koniec drugiej strony, a książkę połknęłam w kilka godzin na pomoście.

Catherine Calhoun, a może raczej C.C to diabeł wcielony. Uparta, energiczna i dość odważna dziewczyna, która pracuje jako mechanik samochodowy, najgłośniej wyraża swój protest przeciw sprzedaży rodzinnej posiadłości. Nic to, że topią się w niej pieniądze wszystkich czterech sióstr i ich ciotki – rodzinny dom jest ostoją i gwarancją bezpieczeństwa, więc trzeba zrobić wszystko, by go zatrzymać! Szczególnie, że wkrótce potem okazuje się, że prababcia Calhoun miała mroczną tajemnicę, a gdzieś w Towers ukryte są prawdziwe szmaragdy. Nic dziwnego, że wściekła C.C prawie zjada żywcem magnata hotelowego, Trenta St. Jamesa, gdy ten przyjeżdża do jej domu z godziwą propozycją kupna posiadłości i zamienienia jej w kolejny hotel z wielkiej sieci. Jak to mówią – kto się czubi, ten się lubi, więc nie trudno się domyślić, że Trent oprócz nienagannych manier posiada także trudny do zignorowania magnetyzm…

Amanda to osoba pracowita, roztropna i zorganizowana. Spełnia się zawodowo pracując w hotelu (gdyby tylko nie ten marudzący szef…) i nigdy, przenigdy nie zawodzi zaufania. Jej wewnętrzny porządek i dystans do wszystkiego psuje pewien potężny rudzielec płci męskiej, który pewnego dnia wpada na nią, gdy ta taszczy ze sobą zakupy. Czy będąc w wirze odnawiania rodzinnej posiadłości, niwelowania problemów finansowych i poszukiwania rodzinnych szmaragdów Amanda znajdzie chwilę, by się zakochać?

Alexandar Tesic "Zakon Smoka"


O czym i dla kogo?
Zakon Smoka, zakon najodważniejszych i najwaleczniejszych rycerzy staje w obliczu przepowiedni, która ma zmienić świat. Głosi ona, że jeden z ich członków stanie się wybrańcem, który raz na zawsze zwalczy mroczne siły Hadesu. Od tej pory trzeba będzie go ochraniać ze wszystkich sił i pomóc mu w odnalezieniu się w nowej, bardzo odpowiedzialnej roli. 
Jeśli szukacie fantastyki dla trochę starszych i poważniejszych czytelników, opowieści okraszonej serbską mitologią, to „Zakon Smoka” jest pozycją jak najbardziej dla was.

Fabuła
Fabuła „Zakonu Smoka” zachwyca ilością szczegółów i bogactwem mitologicznego świata. Jest zarówno wciągająca, jak i nużąca. Spytacie, jak to możliwe – z jednej strony ukazuje się nam wolno rozwijająca się akcja (chociażby to, że bohaterowie robią sobie często przystanki na drodze do celu), a z drugiej strony Alexandar Tesic nie stroni od opisów walki i niesamowitych potworów, okraszając opowieść szczyptą thrillera. 

Nowa Fantastyka 07/2012

Nadchodzi już kolejny miesiąc, czas na nowy numer Nowej Fantastyki, a ja nadal nie opisałam tego lipcowego. Nie jednak z powodu jego niskiego poziomu, a przez wakacje – nadal, już czwarty tydzień, spędzam w Przewięzi i wcale, ale to wcale nie chce mi się wracać. Ale do rzeczy…

Ten numer czasopisma jest poświęcony przede wszystkim superbohaterom. Nic w tym dziwnego – w końcu niedawno swe premiery miały najgorętsze filmy tego lata, czyli Batman i Spiderman.

Samurai 7 (サムライセブン, Siedmiu Samurajów) reż. Toshifumi Takizawa (na podstawie filmu Akiry Kurosawy)

Dzisiaj recenzja z serii: "Muszę, bo inaczej się uduszę". Samurai 7 było moim pierwszym w pełni świadomym anime, które poleciła mi moja najlepsza przyjaciółka. To właśnie dzięki tej animacji tak bardzo pokochałam "japońskie kreskówki"!

Antyutopijna, steampunkowo-cyberpunkowa, feudalna Japonia. Życie wieśniaków ze wszystkich wiosek z całego kraju wydaje się być pozbawione sensu. Trudzą się oni cały rok, by zebrać plony ryżu, które zapewnią im przetrwanie i względnie godziwe życie, by potem w ciągu jednego dnia stracić prawie wszystko na rzecz atakujących wioski mechanicznych bandytów, którzy przemocą i groźbami zagarniają zboże dla siebie, niszcząc przy tym chaty i porywając kobiety. Ludność jednej z osad, wioski Kanna, postanawia się zbuntować przeciw tak nikczemnemu traktowaniu i wysyła do miasta trójkę śmiałków (Rikichiego, Kirarę i małą Komachi), którzy przyprowadzą do wioski prawdziwych samurajów. Nie będzie to zadanie ani łatwe, ani przyjemne. W zamian za ochronę, śmiałkowie będą mogli zaproponować samurajom tylko i wyłącznie zawsze pełną miskę ryżu. I nic to, że era wojowników minęła, a oni sami w większości stali się bezpańskimi roninami - wielu ich rozbuchana duma nie pozwoli na wojowanie mieczem za tak marną zapłatę. Szczególnie, że po wygranej bitwie na próżno im będzie szukać sławy i bardziej godnego życia, a porywanie się z mieczem na roboty wydaje się walką z wiatrakami. 

Nowa Fantastyka 06/2012 [vblog]

Tym razem w filmowej wersji, zapraszam:

Podsumowanie pisemne:
  • Temat przewodni - SF
  • Warto zwrócić uwagę na następujące felietony/artykuły: "Dzień dziecka", "Nowe śródziemie", "Agenci paranoi".
  • Prawdziwa ciekawostka: " „Postapo-franczyza” (i Metro 2033) Wojciecha Chmielarza 
  • Warto zwrócić uwagę na następujące opowiadania: "Papierowa Menażeria" Ken Liu i "Sześć miesięcy i trzy dni" Charlie Jane Anders
  • Ocena końcowa: 5- 





Pod sam koniec miałam powiedzieć, że nie chcę oceniać poziomu NF przez pryzmat tego, że nie lubię SF. Jak dla mnie numer był na 4-, jeśli miałabym oceniać nie patrząc na tematykę, to dałabym 5-.

    Fiszki - Język i fakty. Poznaj Niemcy i Poznaj Wielką Brytanię.

    W moim ostatnim poście, w którym recenzowałam poradnik "Naucz się uczyć" Leitnera, rozpływałam się nad naprawdę skuteczną metodą uczenia się. Pewnie niektórzy wzdychali z politowaniem, gdy czytali moje zachwyty,  bo nie potrafili sobie wyobrazić czymże też są te fiszki i dlaczego są takie arcyciekawe.

    Poznaj Wielką Brytanię i Poznaj Niemcy to fiszki z serii "Język i fakty", które przybliżają kulturę, tradycje, kuchnię, stereotypy i język poszczególnych państw. Zestaw składa się ze 100 obustronnych fiszek, kartoników NAUKA i UMIEM oraz darmowego kodu na pliki mp3 z native speakerami, którzy czytają słówka i zdania zamieszczone na fiszkach.

    Sebastian Leitner "Naucz się uczyć"

    Phi! Pomyślicie zapewne, czytając tytuł tej książki. No bo jak to? Skończyliśmy podstawówkę, gimnazjum, liceum... Oznacza to przecież, że musieliśmy jakoś tę całą wiedzę z podstawy programowej opanować. Każdy umie się uczyć!
    W tym miejscu mogę Wam przyznać rację, ale tylko częściową. Parafrazując piosenkę Stuhra: "Uczyć się każdy może (umie), trochę lepiej lub trochę gorzej. " Ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi? Czy aby na pewno? Policzcie, ile średnio przeznaczacie czasu na naukę. Jeśli chcecie uczyć się szybciej, lepiej, bez lenistwa zaglądającego Wam przez ramię i poczucia beznadziejności "Bo przecież i tak nie zdam!", to polecam Wam lekturę poradnika Leitnera.

    POPMAG 01/2012

    O tym nowym magazynie o muzyce, z muzyką i dla muzyki dowiedziałam się całkowicie przypadkiem, surfując po Internecie. Przeczytałam już jego większość, gdy dotarła do mnie informacja, że najciekawsze opinie o tej nowej inicjatywie będą nagradzane karnetami na Heinekena. Kto by nie spróbował?

    Popmag hipnotyzuje okładką. Przyczynia się do tego nie tylko oryginalna Lana, ale także prostota grafiki i oszczędność w kolorach i ozdobnikach. Ów prostota będzie nam towarzyszyć do ostatniej strony numeru - koniec z oczopląsem, kakofonią barw i niezdecydowaniem, które są obecne w wielu współczesnych pismach!

    Wstępniak wprowadza nas w specyficzny (ale pozytywny) klimat magazynu, zaznacza także motyw przewodni, którym będzie American Dream i gwiazdę, która miała okazję ów amerykański sen przeżyć.

    W pierwszej części magazynu Popmag stawia przede wszystkim na wywiady i prezentację artystów, dbając przy tym o eklektyzm i oryginalność tychże. Tak wielka dawka mnie wcześniej nieznanych wykonawców wbiła mnie w fotel. Lubię odkrywać nową muzykę, a teraz zostałam nią dosłownie zalana i nie mogłam zdecydować się, czego słuchać najpierw. Było to jak najbardziej pozytywne uczucie - pewnie każdego z Was nie raz dotyka taki muzyczny marazm, totalna niechęć do poznanych już artystów. Wtedy siedzicie nad swoją dyskografią i lamentujecie, że nie macie czego słuchać. Teraz nie musicie się o to martwić - Popmag przychodzi na ratunek i zasypuje Was "świeżą muzyczną krwią". Wystarczy tylko się otworzyć.

    Serial: LOST/Zagubieni (2004). Spoilery! (zaznaczone kursywą).

    Myślę, że tytuł (a i zapewne nie tylko) tego serialu każdemu obił się o uszy. LOST stał się istnym fenomenem, siłą napędową dla przemysłu serialowego. Od momentu pojawienia się Zagubionych na ekranach telewizorów widzów na całym świecie, ilość produkcji telewizyjnych wzrosła parokrotnie, bo - nagle - kręcenie seriali zaczęło się opłacać.

    Rok 2004 (w Polsce 2005). Emisja pierwszego pilotażowego odcinka. Promocja i oryginalny pomysł na fabułę przyciągają do telewizorów tysiące widzów. Oto, w ich telewizorach, pojawia się serial, który trzyma w napięciu już od pierwszej minuty... I będzie trzymał nadal, przez kolejne 6 lat.

    22 września 2004 roku na tajemniczej wyspie na Pacyfiku rozbija się samolot linii Oceanic 815 lecący z Sydney do Los Angeles. 48 pasażerów cudem uchodzi z życiem i rozbija obóz na plaży czekając na ocalenie. Nadzieje na ratunek maleją jednak z każdym dniem - przed rozbiciem samolot oddalił się znacząco ze wcześniej zaplanowanego kursu... Jakby tego było mało, rozbitkowie odkrywają wkrótce, że na wyspie nie są sami. W dżungli słychać szepty innych ludzi, a w głębi lądu grasuje dzikie zwierzę. Od teraz, 48 ocalałych pasażerów, będzie musiało stawić czoło wielu niepokojącym, tajemniczym i niebezpiecznym zjawiskom na wyspie. I, oczywiście, odnaleźć drogę do domu.

    oTAGowani!

    Ja się nawet cieszyłam, że tag mnie ominie, gdyż jestem znana z ekshibicjonizmu emocjonalnego, bo wszędzie mnie pełno ( :) ). Bałam się, że będę się powtarzać. Ale Cassiel wybrała takie pytania, że naprawdę z chęcią na nie odpowiem!

    Zasad przytaczać nie będę, bo tyczyły się one głównie wybieranych do taga osób, których ja nie wskażę. Powód jest bardzo prozaiczny - chyba już wszyscy brali udział w zabawie ;)

    No i przepraszam Cię, Cassiel, za obsuwę z tym postem!

    Jedziemy:

    Orson Scott Card "Zaginione wrota"

    Kto by pomyślał, że książka Orsona Scotta Carda jest istnym rollercoasterem emocjonalnym? To właśnie ona idealnie pokazuje nam, że porzucenie jakiejkolwiek lektury w połowie jest bardzo złym wyborem.

    Trzynastoletni Dan North należy do pewnej zamkniętej społeczności magów, która ukrywa się w górach, nie chcąc się zdradzić przed ludźmi. Chłopiec posiada ogromną rodzinę - kuzynów ma na pęczki, jego rodzice są szanowanymi i potężnymi istotami... I wszyscy, ale to wszyscy, z najbliższego mu otoczenia posiadają chociażby nikłe zdolności magiczne, podczas gdy on... cóż, Danny jest pusty. Nie tworzy klantów, nie łączy się z naturą... Słowem: jest drekką, którą wszyscy powoli zaczynają gardzić. Chłopiec, nie mając innego wyjścia, zaczyna godzić się ze swoim losem - wiecznego popychadła i źródła drwin kuzynek. Do czasu, gdy odkrywa, że zupełnie bezwiednie potrafi tworzyć wrota i jeśli komukolwiek zdradzi swój sekret - będzie martwy.

    Olga Gromyko "Wiedźma Naczelna"

    Czyżby wiedźma spiłowała swoje pazurki?

    Gdy wyszła "Wiedźma Naczelna", rozpaczałam strasznie - raz, że jest to ostatni tom cyklu o mojej ukochanej, wrednej Wolsze, a dwa - że nie miałam pieniędzy na jego natychmiastowy zakup. Trwałam więc tak kilka miesięcy, z siedzącym mi na karku sumieniem i niewyobrażalną ochotą na zaznajomienie się z lekturą... Na szczęście, jak to bywa z allegro, po kilku miesiącach od premiery dostałam już raz czytaną książkę za prawie połowę ceny okładkowej. I zabrałam się, z należną czcią, do lektury.

    "-Bracia moi! (...) W tym skromnym grobie (...) spoczywa (...) święty Fenduł.
    Na kilka chwil jego głos zgubił się w zachwyconych westchnieniach i szeptach. Cały czas korciło mnie, by go poprawić, że w tej chwili spoczywam tu ja i wcale nie jestem gorsza od niego, a do tego młoda i ładna.
    -Czasem wydaje mi się - urywanym głosem ciągnął mistrz (...) - że słyszę jego oddech..
    Do pokrywy równocześnie przywarło siedem uszu. Instynktownie zamarłam na wdechu mimo całkowitej świadomości tego, że przez ciężką marmurową płytę mogliby usłyszeć jedynie głośne chrapanie.
    -Tak właśnie! Słyszę go!!! - rozległ się po chwili czyjś egzaltowany wrzask, który prawie poderwał mnie z miejsca.
    -Ja też! I ja! - darli się pielgrzymi. Któryś załkał ze szczęścia, po czym padł na kolana i zaczął walić czołem o bok sarkofagu, jak wywnioskowałam z tańczących na zewnątrz cieni."

    Wolho, słońce, przed czym to uciekasz?

    W ostatniej części powieści ziściły się najstraszniejsze koszmary rudowłosej wiedźmy. "O co chodzi?" - pytacie - "Czyżby napadła ją zgraja krwiożerczych strzyg? Porwał obleśny troll? Smok zjadł jej rękę?!".

    Nie. To Len jej się oświadczył....

    Co więcej, panna wredna zgodziła się zostać jego żoną, a potem dopadły ją głębokie wątpliwości. Z pomocą przychodzą jej... szkoła i własne ambicje - postanawia zebrać materiały do swojej pracy i obronić tytuł bakałarza trzeciego stopnia. I tak, już po raz czwarty, wrzuceni zostajemy w wir pełen przygód. Wolha jeździ z miasta do miasta, tak jak robiła to dotychczas, i pomaga ludziom w drobnych problemach. Niektóre jej misje rosną jednak do rangi bardzo niebezpiecznych i poważnych - i tak oto panna W.Redna musi zmierzyć się duchem, który nawiedza zamek, potworem, który stacjonuje na jednej z małych wysepek i w końcu - z arcyniebezpiecznym i arcypotężnym magiem. Co by to jednak były za wyprawy - i zakończenie cyklu o wiedźmie - gdyby na jej drodze nie stanęły tak dobrze nam znane i lubiane postaci? A witamy tutaj wszystkich: i przyjaciółkę Wolhy ze szkoły - Welkę, i "standardowe" towarzystwo - Orsanę, Rolara, Wala oraz (niespodzianka!) Lena, który tak jak i jego narzeczona, jest poważnie przejęty ślubem i targany wątpliwościami o jego zasadności.

    „On też się bał. Ale rozumiał, że jeśli nie potrafią wykonać tego kroku razem, to dalej będą musieli iść samotnie. Do końca życia, ponieważ nic podobnego już im się nie przydarzy, a na mniej się nie zgodzą...”

    Noc muzeów 19-20 maja 2012 w Łodzi i nowo odkryty artysta - Daniel Zagórski!

     Zeszłoroczna relacja pod tym linkiem: TU.

    W tym roku, przez wiele niezałatwionych spraw i jeżdżenie autobusem w kółko, zdołałam być tylko w 2 muzeach. Stwierdzicie pewnie, że moja Noc Muzeów była wyjątkowo nieowocna - spieszę Wam donieść, że wręcz przeciwnie!

    Razem z moim przyjacielem postanowiliśmy w tym roku odwiedzić Oddział Martyrologii Radogoszcz oraz Oddział Stacja Radegast, gdyż mimo tego, że mieszkam dosłownie trzy przystanki długości od Placu Pamięci Narodowej i pięć przystanków od ulicy Stalowej, nigdy nie odwiedziłam tych muzeów (aż wstyd o tym pisać!).

    Zaczęliśmy od Oddziału Martyrologii Radogoszcz - Plac Pamięci Narodowej mijałam prawie codziennie przez 3 lata, gdy chodziłam do gimnazjum (ten fakt tylko wzmaga mój wstyd za siebie). Jest to dawne więzienie, które niegdyś zostało spalone, z 30-metrową iglicą i symbolicznym sarkofagiem. Wystawa obejmowała dzieje ów radogoskiego więzienia oraz miasta Łodzi plus ekspozycję plenerową - armaty z czasów II WŚ. Prawdziwą gratką dla mnie i przyjaciela były nie tylko militaria i mundury oraz stara apteka z ubranymi na biało kobietami pilnującymi wystaw, ale także mapa Łodzi z czasów okupacji niemieckiej w formie kafelków na podłodze.

    O Oddziale Stacji Radegast szczerze mówiąc nigdy wcześniej nie słyszałam (nie bić!) i zostałam pozytywnie zaskoczona. Dworzec Kolejowy (a raczej jego pozostałości) znajduje się na obrzeżach łódzkiego getta i niegdyś był ostatnim przystankiem dla deportowanych tutaj więźniów. Z tejże stacji wysyłano Żydów do obozów pracy lub masowej eksterminacji do Chełmna. Do dzisiaj w muzeum zachowały się lokomotywa parowa, tory kolejowe i jeden drewniany budynek. Tunel Deportowanych, który możecie obejrzeć obok na zdjęciu, przedstawia historię łódzkiego getta na podstawie listów przewozowych więźniów oraz przedmiotów codziennego użytku (stare nożyczki, elementy połamanej zastawy, fragmenty podków koni) znajdujących się w gablotach.

    Pewne zdarzenie sprawiło, że naszą wizytę w Stacji Radegast przeżyliśmy o wiele mocniej - załapaliśmy się na film animowany Daniela Zagórskiego pt.: "Bajka o Jasiu i Małgosi". Opowiada on o obozie koncentracyjnym dla Dzieci Polskich. Oglądanie go grubo po 23:00 w nocy wzmogło tylko nasze doznania. A moje były wyjątkowo silne. Produkcja jest dopracowana pod każdym względem - zarówno muzycznie, jak też graficznie. Oryginalność i świeżość idą w parze z symboliką i prawdziwą głębią. Animacja jest przejmująca, niepokojąca, wzruszająca... niezwykła.

    Z samym autorem miałam okazję się spotkać, lecz udało mi się tylko wydusić jedno najważniejsze pytanie: "Czy można obejrzeć gdzieś resztę Pańskiej twórczości?". Dalej byłam pod wrażeniem animacji, a każde pytanie uformowane w moim umyśle brzmiało dosyć infantylnie. W domu, już na spokojnie, weszłam na stronę Pana Daniela Zagórskiego i tak, aż do teraz, jestem pod autentycznym wrażeniem. Jest to człowiek o ogromnej ilości zainteresowań i talentów. Z wykształcenia jest murarzem-tynkarzem, latał na paralotni, zdobył Mistrzostwo Polski w Motolotniarstwie, uczestniczył w górskich maratonach rowerowych, jeździł na łyżworolkach... Oprócz tego tworzy animacje i grafiki, a nawet wydał płytę z muzyką! Jest to artysta, którego poczynania naprawdę warto śledzić.


    Zapraszam Was serdecznie do obejrzenia najnowszego dzieła Pana Daniela, a jeśli Wam się spodoba, to resztę filmów jego autorstwa możecie zobaczyć: TUTAJ.

    "Bajka o Jasiu i Małgosi":


    Muzyka Daniela Zagórskiego : TUTAJ 
    Strona Daniela Zagórskiego: TUTAJ
    Nie zapomnijcie obejrzeć także grafik - zapierają dech w piersiach!

    Warto korzystać z Nocy Muzeów - a nuż traficie na jakieś ciekawe miejsce, dowiecie się czegoś o swoim mieście lub też, tak jak ja, odkryjecie nowego wspaniałego artystę?

    Pamiętajcie też, że muzea nie gryzą, a gdy nie są oblegane przez rzesze głodnych wiedzy turystów, są jeszcze piękniejsze. I ja także powinnam to zapamiętać.

    Do następnego razu!


    Zdjęcia (oprócz dwóch pierwszych) pochodzą z prywatnej strony pana Daniela. Bardzo dziękuję za pozwolenie na udostępnienie ich u siebie!