Na początek trochę prywaty, w której przybliżam mojego "epic faila" roku, więc jeśli ktoś lubi takie historie, to zapraszam:
Nyx wykazał się w tym miesiącu (i w poprzednim) OSZAŁAMIAJĄCĄ wręcz ilością postów, ale wynikało to z dość nieprzyjemnego (przynajmniej na początku) powodu. Otóż ów Nyx dowiedział się w połowie września, że jego jakże upragniony scenariusz powtarzania I roku Informatyki spalił na panewce (w szczegóły nie będę się zagłębiać, bo musiałabym zacytować bardzo niemiłe spotkanie z zupełnie nowym - pracuje od września - Dziekanem, który ma zupełnie inny pogląd na świat, niż poprzedni. Ale zostawmy to.) i trzeba było w ciągu kilku godzin zadecydować o swojej przyszłości. Czynnikiem motywującym (jakby było z czego się cieszyć) był fakt, że Nyx nie był sam, bo kilka innych osób z jego roku też tak... skończyło (mówiąc delikatnie). Było latanie z dokumentami, rezygnowanie z aktualnego kierunku (w celu pozyskania owych papierów) i tutaj także latanie jak kot z pęcherzem po całym kampusie Politechniki. Było znajdywanie sobie na gwałt pracy, a potem wiszenie na telefonie codziennie przez osiem godzin, gdy już się ją znalazło (dzięki Bogu, że tylko dwa dni i dzięki Bogu, że szybko okazała się niepotrzebna). Potem płacz i zgrzytanie zębami, gdy okazało się, że jego ambitny plan nie przypadł do gustu rodzicielce i po raz KOLEJNY (w ciągu dwóch lat) była rezygnacja ze studiów na Uniwersytecie, w celu spróbowania PONOWNIE na Politechnice... Co, jak się pewnie spodziewacie, pod koniec okazało się słuszne, racjonalne i właściwe.
Z dniem dzisiejszym, po kompletnym duchowym katharsis (o którym marzyłam wraz z zakończeniem sesji letniej), ogłaszam, że chyba udało mi się znaleźć moje miejsce na Ziemi, a jeśli ktoś spróbuje mi tę ziemię zabrać, to będę walczyć :)
Także od 1 października pisze do Was świeżo upieczona studentka I roku studiów stacjonarnych na kierunku Towaroznawstwo (wolałabym nazwę Inżynieria Jakości Towaru, ale kłócić się nie będę). Jeśli myślicie, że to kierunek z gatunku Europeistyk, Zarządzań i innych bzdetów (cóż, jak nazwa jest tragiczna, to nie ma się co dziwić, że tak myślicie), to zachęcam do poczytania sobie na ten temat na stronie PŁ.
Jak to mówią - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem nastawiona pozytywnie do nowych studiów i nie czuję na barkach tego ciążącego łańcucha, który towarzyszył mi podczas studiowania Informatyki.
Ale ja tu się rozpisuję, a tag czeka :)
Zostałam wytypowana do zabawy przez
Cassiel i od razu z góry Cię przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam :)
10 ulubionych czytadeł, to lista książek, które mnie relaksują, uspokajają i nie zobowiązują do głębszego myślenia.
Kolejność zupełnie przypadkowa.
1. Seria o "Harrym Potterze" J.K Rowling . Mogę złapać jakikolwiek tom i otworzyć na jakiejkolwiek stronie, a znajdę dotychczas nieodkryte smaczki i zatapiam się bez reszty w lekturze. HP jest dobry na wszystko; to powrót do czasów podstawówki, to obietnica bezpieczeństwa, schronienia i akceptacji.
2. "Rock'n'roll, bejbi" Piotra Rogoży. Tę książkę recenzowałam na łamach bloga i naprawdę nie wiem, co mogę dodać. Cytaty z tego tomiku śmieszą mnie ciągle tak samo, a ja po raz setny roztkliwiam się nad postacią Krzywego, który ciągle chodzi upalony :)
3. Seria "Dziewczyny..." Jacqueline Wilson. Ja wiem, że to jest książka dla nastolatek. Dla tych młodszych, rzędu lat 13-15. Ale mam do niej tak ogromny sentyment i jest ona tak ciepła i mądra, że podczytuję ją nadal. Jeden egzemplarz - "Dziewczyny się spóźniają" mam również po angielsku, więc dodatkowo doszkalam swój język.
4. Seria "Zwierzenia Georgii Nicholson" Louise Rennison. To, jak wyżej, pozycje dla nastolatek. Tych trochę starszych i... infantylnych. Chociaż książki są momentami trochę żałosne, to ja i tak je uwielbiam i śmieję się do rozpuku z odzywek Georgii do jej ojca i najlepszej przyjaciółki.
5. Saga (UWAGA) "Zmierzch" Stephenie Meyer. Tak, tak, mili Państwo! Mam do niej sentyment i choć dostrzegam wszelkie wady tej książki, ckliwe i głupie momenty, to i tak dobrze wrócić do Forks i do... Jaspera. A jak!
6. Seria "Wiedźma" Olgi Gromyko. Muszę przedstawiać komuś Wolhę? Jak ktoś ją zna, to bez problemu odgadnie, czemu chłonę te książki po raz setny.
7. Seria "Nocarz" Magdaleny Kozak. Dla mnie to najlepsze książki o wampirach. I koniec. I kropka :)
8. Seria "Patroli" Siergieja Łukjanienki, CHOĆ nadal nie przeczytałam ostatniej części (niedobra ja). Po prostu... muszę tę chwilę celebrować, kiedy nie będą mnie ponaglały egzemplarze recenzenckie :) Patrole nie są dla mnie czytadłami - co to, to nie! - umieściłam je tu, bo po prostu bardzo często goszczą w moich rękach.
Do 10 "dojechać" mi się nie udało, bo nie chcę wybierać niczego na siłę. Wymieniłam te pozycje, do których naprawdę często i z radością wracam.