Skrzypek na dachu - spektakl w łodzkim Teatrze Muzycznym (Jan Szurmiej)

Już dawno miałam napisać o tym musicalu, ale poszłam, zobaczyłam i... zapomniałam. Dopiero przy dzisiejszym sprzątaniu zaczęłam nucić melodię. I okazała się nią chyba najsławniejsza piosenka, którą śpiewa Tewie - "Gdybym był bogaczem".
Zanim wybrałam się do Teatru Muzycznego, trafiłam na musical w telewizji i muszę powiedzieć, że te kreacje aktorskie, które obejrzałam później na żywo są zdecydowanie lepsze!
Zbigniew Macias i Anna Dzionek są bardzo charyzmatyczni - wciągają człowieka w historię i przekonują, że ona dotyczy właśnie ich samych, że nie są zwykłymi aktorami odgrywającymi rolę. Z resztą Macias jakoś mi się syntetyzuje z "poczciwym" Żydem-mleczarzem. O skrzypku, który grał... skrzypka mówić nie będę. Dreszcze i świecące oczy, które towarzyszyły mi przy każdym dźwięku jego instrumentu mówią same za siebie - majstersztyk!
Scenografia i kostiumy - nie mogę wyobrazić sobie lepszych. Bez przepychu, bez awangardy, czyli tak jak lubię.
Wyszłam z Teatru oczarowana. To tak piękna historia. Trochę śmieszna, trochę smutna. Liryczna, delikatna, spójna, z czarującą muzyką. Idealna na zimny, ciemny wieczór, by odpocząć po ciężkim dniu. Uprzedzam Was tylko, że spektakl trochę trwa, więc trzeba być na to przygotowanym i wykalkulować sobie godzinę powrotu, by potem tak jak ja nie błądzić po ślepych uliczkach, bo to nic przyjemnego.

Polecam Wam gorąco, bo warto!
  

Czwarty stosik, czyli prezentowy zawrót głowy!

Jak ja się cieszę, że tym razem moi znajomi oraz Święty Mikołaj, nie mieli złudzeń, co uraduje mnie najbardziej. Dostałam masę książek, nawet kilka mojego ukochanego pisarza - Erica-Emmanuela Schmitta i od razu życie staje się piękniejsze. Policzyłam prędko, że teraz liczba książek, które chcę przeczytać i mam fizycznie i bezterminowo u mnie w domu wynosi: 21 pozycji (razem z książkami nie umieszczonymi na stosie). Kiedy ja to nadrobię, szczególnie że już w maju matura?

Przepraszam za jakość zdjęć, miałam w pokoju straszliwie słabe oświetlenie i musiałam kombinować.


Całość: 

Stephenie Meyer - "Księżyc w nowiu"

"Księżyc w nowiu" to druga część bestsellerowej sagi "Zmierzch", która bądź co bądź, podobnie jak niegdyś "Harry Potter" zmusiła nastolatków (ale nie tylko!) do czytania. I obojętnie o czym by nie była i jak słaba mogłaby się wydawać - ja się cieszę, że ludzie częściej sięgają po lektury. No, może jestem tylko rozgoryczona faktem, że od jakiegoś czasu wampiry przeżywają swój wątpliwie udany renesans, wszyscy wokół  o nich trąbią, powstają setki bezwartościowych książek-chłamów, a ludzie na zdanie "Lubię wampiry" krzywią się mimowolnie, przywołując już sobie w myślach STEREOTYP, którego nazwę "zmierzchowym bumem" - "Lubi wampiry - wykastrowanych, świecących lalusiów, biegających szybciej niż Supermen lata". Ale dosyć tych moich lamentów!

 Tym razem Meyer zaserwowała nam ochłodzenie stosunków między Bellą a Edwardem, który zostawia ją i wyjeżdża, tłumacząc się, że tak będzie dla niej lepiej. Boi się bowiem, że wyrządzi jej krzywdę. Przecież jest strasznym potworem i dziwi go, dlaczego Bella tak go kocha. Trochę to dziwne, zważywszy na fakt, że w pierwszej części chyba wspólnie doszli do jakiegoś konsensusu pod tym względem.
Ja już w tym momencie otrząsam się ze wstrętem, bo ilość lukru, który oblepia tę parę można podawać w tonach.
Bella rozpacza miesiącami po stracie ukochanego, gdyż przecież był on częścią... nie, wróć - był on CAŁYM JEJ ŻYCIEM! Wewnętrzny, fizyczny ból rozdziera ją od środka, a sama dziewczyna jest jak zombie i źle traktuje znajomych. Ku uciesze antyfanów Panna Swan niedługo potem dowiaduje się, że gdy zrobi coś niebezpiecznego, ma szansę przywołać żywe wspomnienie Edwarda (omamy, jak nic), więc cały czas ryzykuje życie.
Czy jest na sali lekarz?

Boże Narodzenie.


Kochani,
Wiem, że już późno i część Was właśnie odeszła od wigilijnego stołu, ale świętować jeszcze przecież nie skończyliśmy.

Życzę Wam więc:
Dużo spokoju w nadchodzącym roku.
Wielu dobrych, niezapomnianych chwil.
Ciepła rodzinnego.
Szczypty miłości.
Chochli sukcesu.
Wielu ciepłych, słonecznych dni (także w przenośni).
Zadowolenia z siebie.
Czasu na czytanie!
Nowych, wartościowych lektur.
I wszystkiego, co najpiękniejsze, by nadchodzący rok był lepszy od poprzedniego.

Ja już po Wigilii. I muszę Wam powiedzieć, że w tym roku Mikołaj był dla mnie bardzo łaskawy. Po kilku latach w końcu doszły do niego słuchy, że lubię czytać, także nowy stosik (który umieszczę jutro) będzie przeogromny!


Jednakże dzisiaj postanowiłam dalej trwać w świątecznym duchu - pochwalę się moimi ciastkowymi wypiekami, bo są wyśmienite.

Maślano-waniliowe z konfiturą. Bardzo tłuste, ale też bardzo smaczne. Na stole już ich nie ma!

 

Pierniczki ozdabiała własnoręczne moja młodsza siostra ;)



Tymczasem życzę Wam dobrej nocy i radości z prezentów! Chociaż może przede wszystkim - radości z tego, że w ten jeden, jedyny dzień mogliśmy być wszyscy razem przy jednym stole. Bez kłótni, za to z sercami pełnymi miłości!

Filmowo, czyli co oglądać mroźnymi wieczorami.

Podczas mojej nieobecności na blogu obejrzałam bardzo dużo filmów. Głównie za sprawą mojej choroby, kiedy jedyną rzeczą, jaką byłam w stanie robić było leżenie w łóżku. Zima już się zaczęła (ta kalendarzowa co prawda jeszcze nie, jednakże polskie drogi przeżyły już zmasowany atak śniegu) tak więc może skusicie się na któryś z opisywanych przeze mnie filmów, który umili Wam jakiś mroźny wieczór.

1. Easy A / Łatwa dziewczyna (2010) reż. Will Gluck
Nie oszukiwałam się - byłam gotowa na wulgarną komedię z niemałą dawką nawiązań do seksu. Rozczarowałam się, ale pozytywnie! Olive, główna bohaterka, nie jest ani najpopularniejszą dziewczyną w szkole, ani też ostatnią łamagą. Chłopcy raczej ją lubią, a jedyna dziewczyna, której Olive nie podpasowała to zagorzała katoliczka, prowadząca kółko wielbicieli Chrystusa. Nasza bohaterka staje się w szkole sławna za pomocą bezsensownej i niezgodnej z prawdą plotki według której Olive miałaby się w któryś piękny weekend przespać z chłopakiem w myśl nowej mody "chłopak na jedną noc". Od tej pory dziewczyna zachęcona nagłym wzrostem popularności udaje rozwiązłą... Jednakże przyjdzie czas, że ta zła sława przestanie być wygodna. I wtedy Olive będzie próbowała to odkręcić Mając wsparcie w swoich przesympatycznych i dowcipnych rodzicach i polegając na swojej inteligencji (tak, inteligencji, w amerykańskich komediach nie zdarza się to często!) wymyśla pewien plan....
Ocena: Film idealny na zimowe wieczory, do rozerwania się i pośmiania, nawet w towarzystwie. 

Stephenie Meyer - "Zmierzch"

"Utwór wampiropodobny. Przed użyciem zapoznaj się z opisem książki znajdującym się na tyle okładki, bądź skonsultuj się z lekarzem pierwszego kontaktu lub psychiatrą, gdyż każda książka z cyklu "Zmierzch" niewłaściwie odebrana zagraża Twojemu postrzeganiu świata lub zdrowiu psychicznemu."

Taka wiadomość według mnie powinna znajdować się  na okładce. Ale może zacznę od początku:

To jest moje drugie podejście do "Zmierzchu" na papierze, gdyż już wcześniej czytałam tę serię. Jeszcze przed wielkim bumem na Bellę i Edwarda. Temat prezentacji maturalnej już dawno wybrany, a jak mam się produkować przed komisją o wampirach, pomijając książkę, która budzi skrajne emocje i która jest tak popularna, prawda?

Nieobecność.

Dzisiaj w końcu zebrałam się w sobie i usiadłam przy komputerze, żeby nadrobić zaległości. Dłuuugo mnie nie było ze względu na moje zdrowie. Już od trzech tygodni nie wyściubiam nosa z domu w celach edukacyjnych - czyli nie chodzę do szkoły. Muszę Wam powiedzieć jedno: po moich przeżyciach ze szpitalami, ja jestem za prywatyzacją służby zdrowia!

Siedzieć 12 godzin z gorączką w trzech szpitalach, gdzie zapominają o moim istnieniu i badaniach, na czczo, bo przecież muszą krew pobrać i zamawiać kolejną taksówkę do kolejnej placówki, bo nikt nie jest na tyle kompetentny, by w końcu stwierdzić co mi jest, chyba nie należy do najprzyjemniejszych form spędzania wolnego czasu.
W końcu, następnego dnia okazało się, że mam mononukleozę. Przeziębioną i dwa razy zaleczaną antybiotykami (bo nikt nie był na tyle mądry, żeby powtórzyć badanie z krwi, szczególnie że miałam kontakt z osobą zarażoną). Po nieszczęsnych antybiotykach moja wątroba jest w stanie ciężkim (którą z resztą sama też sobie doprawiłam, bo w czasie choroby byłam na diecie białkowej), a ja sama nie czuję się najlepiej - ciągle mi słabo i najchętniej nie wychodziłabym z łóżka.

Ogólnie - trzy światy ze mną i z moimi chorobami. Teraz będę nadrabiać zarówno moje szkolne, jak i blogowe zaległości, więc życzcie mi szczęścia ;)

_____

Dni darmowej wysyłki już za nami, jednakże selkar i empik wciąż kuszą:

 
Co prawda selkar ma teraz małe problemy z serwerem, ale pamięta o klientach, także gdy wszystko zostanie naprawione, dalej będzie można zamawiać książki i dostać je do domu całkowicie za darmo.  
 
Empik kusi obniżkami i promocją - kurier przywiezie do Was książki za 5 zł, jeśli zrobicie zamówienie o wartości co najmniej 50 zł. Obniżył ceny pakietów książek, a także hitów na DVD. 



Ja już mam za sobą małe zakupy w selkarze. To chyba jedna z najtańszych księgarń internetowych na naszym rynku, dlatego warto zajrzeć ;)  Jak mój stosik przyjedzie, nie utknąwszy gdzieś w tirze pod Warszawą, to się pochwalę!