Neil Gaiman "Dym i Lustra"

Na wstępie muszę się przyznać: Gaimana znałam tylko dzięki Koralinie. I to wersji kinowej, nie książkowej. To właśnie dlatego postanowiłam sięgnąć po ten zbiór opowiadań - zależało mi na lepszym poznaniu autora. Na odkryciu, czy rzeczywiście jest tak dobry, jak o nim mówią. 

Mnie osobiście już po kilku pierwszych tekstach zachwycił niesamowity wachlarz tematów, na które Gaiman tworzył swoje opowiadania, nowelki, wiersze, czy miniatury. W "Dymie i lustrach" znajdzie się coś dla wielbicieli trolli, rycerzy, wilkołaków, wampirów, seksu, baśni,  fantastyki "uwspółcześnionej" itp. Kolejną mocną stroną tego zbioru jest opisana przez autora geneza każdego tekstu. Myślałam, że to będzie miły i ciekawy dodatek do całości (w końcu to jakaś forma autobiografii!), a tymczasem taki dopisek nie raz wytłumaczył mi o co w ogóle chodziło w opowiadaniu.

Nowa Fantastyka 10/2012

I nadszedł ten czas, w którym NF świętuje swoje 30-lecie! Przyznam, że byłam niesamowicie ciekawa, co też czeka nas w tym jubileuszowym numerze - w końcu sukcesy świętować trzeba hucznie, czyż nie?

Świętujemy już okładką - bardzo podobną do tej, która wyszła wraz z numerem pierwszym. Podobieństwa i różnice możemy dostrzec od razu - kiedyś kobiety "fantastyczne" walczyły mieczem i nie prostowały włosów :) W każdym razie postęp techniczny, o który nam chodziło, widać już na pierwszy rzut oka.

Jerzy Rzymkowski dzieli się z nami swoimi wspomnieniami o początkach współpracy z gazetą. Michał Cetnarowski idzie o krok dalej i w swoim artykule "Socjologicznie, religijnie, historycznie?" serwuje nam w telegraficznym skórcie historię fantastyki i sci-fi i podsumowuje ją, nie zapominając również o próbie futurologii. 

Susan Wiggs "Zanim nadejdzie ciemność"

Co byście zrobili, gdyby ktoś nagle zrzucił na Was bombę z informacją, że niedługo kompletnie stracicie wzrok? Ja nigdy długo się nad tym nie zastanawiałam. Głównie dlatego, że nie chcę nawet sobie tego wyobrażać. Wzrok jest dla mnie jednym z najważniejszych zmysłów i nie potrafiłabym chyba bez niego żyć... 

Podobną informację otrzymuje znana fotografka, Jessie Ryder, która od lat uciekała od swoich problemów i zobowiązań i nigdzie na dłużej nie zagrzała miejsca. Zwiedzała świat, robiła wspaniałe zdjęcia i poznawała coraz to nowych mężczyzn. Ale od własnego życia uciec się nie da - szesnaście lat temu oddała swoją nowo narodzoną córkę do adopcji i wyszła ze szpitala, zostawiając noworodka w inkubatorze... Od tego czasu demony przeszłości ścigają ją nieustannie. Dowiedziawszy się, że niedługo będzie niewidoma, Jessie decyduje się ruszyć wprost do domu, w którym mieszka jej dziecko, by zdążyć jeszcze nacieszyć się jego widokiem i naprawić ich relacje. Skąd wie do których drzwi zapukać? To bardzo proste - adopcyjną matką Lili została Luz, rodzona siostra Jessie...

Lista ulubionych czytadeł Nyx

Na początek trochę prywaty, w której przybliżam mojego "epic faila" roku, więc jeśli ktoś lubi takie historie, to zapraszam:

Nyx wykazał się w tym miesiącu (i w poprzednim) OSZAŁAMIAJĄCĄ wręcz ilością postów, ale wynikało to z dość nieprzyjemnego (przynajmniej na początku) powodu. Otóż ów Nyx dowiedział się w połowie września, że jego jakże upragniony scenariusz powtarzania I roku Informatyki spalił na panewce (w szczegóły nie będę się zagłębiać, bo musiałabym zacytować bardzo niemiłe spotkanie z zupełnie nowym - pracuje od września - Dziekanem, który ma zupełnie inny pogląd na świat, niż poprzedni. Ale zostawmy to.) i trzeba było w ciągu kilku godzin zadecydować o swojej przyszłości. Czynnikiem motywującym (jakby było z czego się cieszyć) był fakt, że Nyx nie był sam, bo kilka innych osób z jego roku też tak... skończyło (mówiąc delikatnie). Było latanie z dokumentami, rezygnowanie z aktualnego kierunku (w celu pozyskania owych papierów) i tutaj także latanie jak kot z pęcherzem po całym kampusie Politechniki. Było znajdywanie sobie na gwałt pracy, a potem wiszenie na telefonie codziennie przez osiem godzin, gdy już się ją znalazło (dzięki Bogu, że tylko dwa dni i dzięki Bogu, że szybko okazała się niepotrzebna). Potem płacz i zgrzytanie zębami, gdy okazało się, że jego ambitny plan nie przypadł do gustu rodzicielce i po raz KOLEJNY (w ciągu dwóch lat) była rezygnacja ze studiów na Uniwersytecie, w celu spróbowania PONOWNIE na Politechnice... Co, jak się pewnie spodziewacie, pod koniec okazało się słuszne, racjonalne i właściwe.

Z dniem dzisiejszym, po kompletnym duchowym katharsis (o którym marzyłam wraz z zakończeniem sesji letniej), ogłaszam, że chyba udało mi się znaleźć moje miejsce na Ziemi, a jeśli ktoś spróbuje mi tę ziemię zabrać, to będę walczyć :) 

Także od 1 października pisze do Was świeżo upieczona studentka I roku studiów stacjonarnych na kierunku Towaroznawstwo (wolałabym nazwę Inżynieria Jakości Towaru, ale kłócić się nie będę). Jeśli myślicie, że to kierunek z gatunku Europeistyk, Zarządzań i innych bzdetów (cóż, jak nazwa jest tragiczna, to nie ma się co dziwić, że tak myślicie), to zachęcam do poczytania sobie na ten temat na stronie PŁ. 

Jak to mówią - nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Jestem nastawiona pozytywnie do nowych studiów i nie czuję na barkach tego ciążącego łańcucha, który towarzyszył mi podczas studiowania Informatyki.

Ale ja tu się rozpisuję, a tag czeka :) 

Zostałam wytypowana do zabawy przez Cassiel i od razu z góry Cię przepraszam, że dopiero teraz odpowiadam :) 

10 ulubionych czytadeł, to lista książek, które mnie relaksują, uspokajają i nie zobowiązują do głębszego myślenia.

Kolejność zupełnie przypadkowa. 

1. Seria o "Harrym Potterze" J.K Rowling . Mogę złapać jakikolwiek tom i otworzyć na jakiejkolwiek stronie, a znajdę dotychczas nieodkryte smaczki i zatapiam się bez reszty w lekturze. HP jest dobry na wszystko; to powrót do czasów podstawówki, to obietnica bezpieczeństwa, schronienia i akceptacji. 

2. "Rock'n'roll, bejbi" Piotra Rogoży. Tę książkę recenzowałam na łamach bloga i naprawdę nie wiem, co mogę dodać. Cytaty z tego tomiku śmieszą mnie ciągle tak samo, a ja po raz setny roztkliwiam się nad postacią Krzywego, który ciągle chodzi upalony :) 

3. Seria "Dziewczyny..." Jacqueline Wilson. Ja wiem, że to jest książka dla nastolatek. Dla tych młodszych, rzędu lat 13-15. Ale mam do niej tak ogromny sentyment i jest ona tak ciepła i mądra, że podczytuję ją nadal. Jeden egzemplarz - "Dziewczyny się spóźniają" mam również po angielsku, więc dodatkowo doszkalam swój język. 

4. Seria "Zwierzenia Georgii Nicholson" Louise Rennison. To, jak wyżej, pozycje dla nastolatek. Tych trochę starszych i... infantylnych. Chociaż książki są momentami trochę żałosne, to ja i tak je uwielbiam i śmieję się do rozpuku z odzywek Georgii do jej ojca i najlepszej przyjaciółki. 

5. Saga (UWAGA) "Zmierzch" Stephenie Meyer. Tak, tak, mili Państwo! Mam do niej sentyment i choć dostrzegam wszelkie wady tej książki, ckliwe i głupie momenty, to i tak dobrze wrócić do Forks i do... Jaspera. A jak! 

6. Seria "Wiedźma" Olgi Gromyko. Muszę przedstawiać komuś Wolhę? Jak ktoś ją zna, to bez problemu odgadnie, czemu chłonę te książki po raz setny. 

7. Seria "Nocarz" Magdaleny Kozak. Dla mnie to najlepsze książki o wampirach. I koniec. I kropka :) 

8. Seria "Patroli" Siergieja Łukjanienki, CHOĆ nadal nie przeczytałam ostatniej części (niedobra ja). Po prostu... muszę tę chwilę celebrować, kiedy nie będą mnie ponaglały egzemplarze recenzenckie :) Patrole nie są dla mnie czytadłami - co to, to nie! - umieściłam je tu, bo po prostu bardzo często goszczą w moich rękach.

Do 10 "dojechać" mi się nie udało, bo nie chcę wybierać niczego na siłę. Wymieniłam te pozycje, do których naprawdę często i z radością wracam. 

mFISZKI na telefon, starter z języka hiszpańskiego i słownictwo 6 z języka angielskiego.

Zdarzyło Wam się wyjść z domu bez parasolki? Na pewno. A bez fiszek, jeśli takowe posiadacie? Tym bardziej. Natomiast o telefonie pamiętamy prawie zawsze, bo to on utrzymuje nasz kontakt ze światem. Dzisiejsze komórki posiadają liczne "bajery": od odtwarzacza mp3 po licznik spalanych kalorii podczas spaceru. Na szczęście, możliwości telefonu wykorzystujemy coraz częściej w tych dobrych i pożytecznych celach i fiszki są właśnie jednym z tego typu przykładów.

Mfiszki to aplikacja w formacie JAVA na telefon. Co od razu rzuca się w oczy po jej otworzeniu, to przyjazny interfejs. Możemy zajrzeć do naszych postępów w nauce (ile kartoników jeszcze zostało nam do nauki, ile zapamiętaliśmy i ile czasu nam to zajęło), przejrzeć kartoniki bez konieczności ich zapamiętywania, a także po prostu zacząć naukę.