Annie Proulx "Tajemnica Brokeback Mountain"

Moi znajomi twierdzą, że nikt nie byłby w stanie podszyć się pode mnie gdziekolwiek w internecie, gdyż nie spotkali się jeszcze z taką akceptacją, a nawet lekkim uwielbieniem do homoseksualistów (obojętnie jakiej płci), jakie ja mam zaszczyt prezentować. Nie komentujmy tego więc i złóżmy na karb mojej odmienności (która z każdym dniem przypomina światu, że jest znacząca).

Po obejrzeniu Brokeback Mountain chodziłam przybita przez resztę dnia. Nic więc dziwnego, że po zżyciu się z bohaterami filmu natychmiast postanowiłam rzucić się na opowiadanie. Jako że w empiku było dostępne po przystępnej cenie (12 zł jeśli się nie mylę), zakupiłam natychmiast. I pochłonęłam w drodze do domu.

Meg Cabot "Liceum Avalon"

Jako że miałam ochotę na coś całkowicie odmóżdżającego i nie wymagającego specjalnego wysilenia komórek mózgowych, pozwoliłam sobie na krótszą chwilę odstawić "Przypadek Adolfa H." i w ciągu dzisiejszego poranka, przy kawie i jajku sadzonym, przeczytać. Kupując tę książkę ze trzy lata temu przede wszystkim kierowałam się tym, że dotyczyć będzie, może nie bezpośrednio, legendy o Królu Arturze na punkcie której niegdyś miałam prawdziwego bzika. Jakże miłym zaskoczeniem w domu było to, że razem z nią kupiłam sobie także poemat Tennysona (!), do którego także w swoim czasie wzdychałam, a trochę trudu sprawiło mi znalezienie jego tłumaczenia na język polski gdzieś w Internecie, gdyż niektóre wersy oryginału mogłam już recytować z pamięci, a byłam ciekawa polskiej interpretacji. Na każdy rozdział książki wypada jeden wers poematu.

Kira Izmajłowa "Wyższa Magia"

Gdy brałam się za pierwszą książkę rosyjskiego autora, nie wiedziałam że niedługo będę miała do czynienia z istną powodzią Rosjan wydających fantastykę. Przeglądając sobie autorów, natrafiłam na Kirę Izmajłową i jej "Wyższą Magię". Mówią, że książki nie ocenia się po okładce. Cóż, ja też nie chcę tego robić, ale miniaturka po lewej mówi sama za siebie. Tak jak i tytuł - jest magiczna. No ale dobrze, skupmy się na zawartości.

Stephen King "Nocna Zmiana"

Ukończenie tej książki zajęło mi pół roku. Tak, dobrze czytacie - pół roku. Co sprawiło, że to zaledwie 437-stronicowe dzieło (a nie opasłe tomisko, jakim jest na przykład "Powstanie '44" Normana Davies'a) zmusiło mnie do zrobienia sobie wielu przerw w dalszym wertowaniu? Zacznijmy od przedmowy. Przedmowy, którą napisał KTOŚ. Nie sam autor, a inny pisarz, który wychwala wszystkie zawarte opowiadania w tym tomie. Szczerze mówiąc nie wiem po co, gdyż jak już wydało się na tę książkę (O ZGROZO!) 32 zł, to i tak siłą rzeczy się ją przeczyta. Potem następuje słowo od autora. Nie, zdecydowanie ten wyraz jest niewłaściwy, jeśli popatrzymy na ilość wydrukowanych stron. Na nie składają się w dużej mierze podziękowania, które naprawdę potrafią zanudzić.

Agatha Christie "Pułapka na myszy"

Zbiór opowiadań spod pióra jednego z najlepszych autorów kryminałów, jakie do tej pory czytałam. Książka leżała na mojej półce odkąd pamiętam - wydanie z 98 roku, a ja kryminałami zaczęłam interesować się dopiero w późnej podstawówce. Do tej pory nie wiem, co mnie podkusiło do zaczęcia przygody z Christie od "Śmierci w chmurach", a nie od krótkich opowiadań, które czytam dopiero teraz - po lekturze kilkunastu długich powieści.

Najpierw sprawy oczywiste.

Witam.
Postanowiłam podzielić się z Wami etapami mojego ukulturalniania, więc oto możemy powitać dziecko moich rozważań - nowego bloga.
Przy okazji robienia sobie listy "najlepszych z najlepszych 2009" natrafiłam na nawrót choroby zwanej wyższą koniecznością pisania dla dobra... cóż, chyba tylko swojego. Należę do tych 40% Polaków, którzy czytają więcej niż jedną książkę rocznie, więc czemu miałabym nie dzielić się z Wami moimi wrażeniami po lekturze?
Na tę notkę to już koniec, zapraszam więc do śledzenia następnych wpisów, które będą dłuższe (mam taką nadzieję).